Co Wy tam wiecie o SWISS KRONO Żary…

4670
fot. Andrzej Buczyński

Powiem, co wiecie. Tak naprawdę nic. Jak możecie coś wiedzieć, skoro nawet nigdy nie przeszliście tej wielkiej fabryki wzdłuż i wszerz? Jeśli jej nigdy na oczy nie widzieliście? A jest ona… ogromna. Nie widzieli jej nawet pracownicy SWISS KRONO, którzy na co dzień przychodzą na swoje stanowisko pracy i nie spacerują godzinami po całym zakładzie. Jest kilka, czy kilkanaście osób, które „ogarniają” całą firmę, ale to kropla w morzu tych, którzy – jak sami uważają – „wiedzą wszystko” o SWISS KRONO. Wystarczy zerknąć do internetu… Ktoś spali sobie śmieci w piecu… Nie, skąd, ten śmierdzący dym to przecież wina Kronopolu. Spaliny motoryzacyjne… Nie, to Kronopol, bo w Żarach wszyscy jeżdżą wyłącznie na rowerach. Monitoring powietrza w mieście… Kłamie! Jestem przekonany, że nic nie wiecie o SWISS KRONO. Dlaczego? Bo, jak się okazało, sam niewiele wiedziałem, chociaż mieszkam w Żarach prawie pół wieku. Postanowiłem się w końcu dowiedzieć…

Okazało się, że kiedyś to dopiero byliśmy w czarnej… Ale kiedyś pojęcie ekologii było wszystkim jakby zupełnie obce. W 1994 roku szwajcarski inwestor zaczął modernizować żarski Kronopol, a w zasadzie przejęty wówczas Zakład Płyt Wiórowych, który jakimś cudem na tych terenach Polski powstał za komuny. Jednak w tamtych czasach któż by sobie głowę zawracał ekologią? Węglem palili w piecach, żeby wióry suszyć. Szwajcarzy byli ogromnie zdziwieni. Dlaczego węgiel, skoro produkcja opiera się na drewnie? I tak, pomału, rozpoczął się proces zmian…

Nic nie wiecie o SWISS KRONO, bo całą swą „wiedzę” czerpiecie z internetu, z komentarzy facebookowych „fachowców”, z wbijanych przez lata do głowy haseł w stylu „Kronopol truje”, albo z „fachowych” spostrzeżeń sąsiadów. Zastanówcie się, czy aby tak nie jest? Bo jeśli tak jest, to nic nie wiecie o dzisiejszym SWISS KRONO. Zacznijmy więc od tego, jak ta fabryka wygląda dziś. Miałem okazję to zobaczyć, oczywiście z aparatem w ręku. Trzy różne dni, w sumie 10 godzin biegania po całym zakładzie. W efekcie powstało ponad trzysta unikatowych zdjęć z każdego zakątka fabryki. Od dostaw drewna, aż po gotowy produkt załadowany na ciężarówkę. W międzyczasie widziałem też rzeczy, które mnie zadziwiły. Opowiem przy innej okazji. Biegałem po szczycie instalacji elektrofiltru, między górami wiórów, między robotami na liniach produkcyjnych, przy wytwórni formaldehydu, przy zbiornikach z metanolem, przy dziwnym urządzeniu z kulkami platyny, a także po terenie oczyszczalni ścieków, która „dokarmiana” jest przez samych pracowników zakładu. Brzmi zagadkowo? No przecież wspomniałem na wstępie, że tak naprawdę nic nie wiecie o SWISS KRONO. Tak więc, usiądźcie wygodnie w fotelu i na początek obejrzyjcie zdjęcia.
I żeby sprawa była jasna, wyprzedzając komentarze „fachowców”, fotografowałem to, co mi tylko wpadło w oko. Nie to, co ktoś wskazał palcem. I nawet żaden z moich przewodników po zakładzie nie próbował tego robić. Zawsze sam wybieram kadry, tak mam od dziecka, kiedy to po raz pierwszy wziąłem do ręki aparat taty. Jeśli coś wydaje mi się warte uwagi, robię „pstryk”. Swoją drogą, z fotograficznego punktu widzenia, plenery są tam niesamowite. Wprawdzie niewielkiej części wykonanych przeze mnie fotografii nie zobaczycie w poniższym albumie, ale to tylko i wyłącznie ze względu na przypadkowo sfotografowane technologiczne tajemnice przedsiębiorstwa. Mimo to, ja wiem, co na nich było. Konkurencja nie musi wiedzieć. Taka dżentelmeńska umowa między mną a firmą, która wpuściła mnie na swój teren. To chyba oczywiste. Życzę zatem miłej fotograficznej podróży po tej małej wielkiej części żarskiego świata – tak bliskiej niby, a jednocześnie niedostępnej na co dzień.

I jeszcze dlaczego nic nie wiecie o SWISS KRONO? Niektórzy podniecają się widokiem pary wodnej, która w różnych warunkach atmosferycznych i przy różnej temperaturze powietrza wygląda… różnie. Ot, fizyka. Jeśli nie wiecie, o czym piszę, to może warto było bardziej uważać na lekcjach w szkole. Ale na naukę nigdy nie jest za późno. Pomyślcie o tym, patrząc na kominy SWISS KRONO w chłodny, ciepły, czy bardziej wilgotny dzień. Co tam widzicie? Ponieważ niczego nie wiecie o SWISS KRONO, to i zapewne tego, że wilgotność drewna, które trafia do zakładu, wynosi około 50%, natomiast wilgotność płyt to już tylko 8%. Te procenty w zasadzie niczego nie pokazują, bo ile w sumie tej wody trzeba usunąć z drewna? Już mówię. Wyobraźcie sobie, że łączna emisja wynikająca z procesów suszenia w SWISS KRONO wynosi… 125 ton wody na godzinę, czyli 3000 ton wody wyparowuje w ciągu jednej doby!!! A teraz wlejcie sobie do garnka litr wody, postawcie na kuchenkę i sprawdźcie, ile to potrafi pary wyprodukować. Dociekliwym pozostawiam kwestię – 125 ton wody – ile to litrów? Tyle właśnie w ciągu godziny „wylatuje” przez kominy SWISS KRONO.
Jeszcze taka refleksja… idziecie sobie spacerkiem przez las, a tu nagle na drodze grzybek, muchomor dajmy na to, albo inny taki, którego lepiej nie zjadać, żeby to się zejściem ostatecznym z tego świata nie skończyło. I co widzicie? Truciznę, czy grzybka? Oczywiście, że grzybka, bo trucizny przecież nie widać. Ale patrząc na niebo nad Żarami widzicie truciznę? Jakim cudem? No przecież trucizny nie widać. Zaraz ktoś powie, że jest przecież wielki atlas grzybów, w którym widnieje ten przysłowiowy muchomorek w kategorii „grzyby trujące”. Ok. Co bardziej ogarnięty, przestudiuje sobie taki wielki atlas grzybów przed planowanym grzybobraniem. A ma ktoś może przypadkiem wielki atlas powietrza nad Żarami? I co tak naprawdę wiecie o SWISS KRONO? Do tematu wrócę z pewnością. Ale na początek… zdjęcia.

Andrzej Buczyński