ŻARY | Z Franciszkiem Łuckiewiczem, żarskim kolekcjonerem, o życiowej pasji rozmawia Andrzej Buczyński.
Po obejrzeniu pana kolekcji mam wrażenie, że wszystkie eksponaty wystarczyłyby nawet na dwa muzea.
– W 2016 roku napisałem do Ministerstwa Kultury o rejestrację muzeum i zacząłem uzgadniać regulamin, co trwało jakieś pół roku i w lutym 2017 zostało to zatwierdzone. Trzeba było stworzyć masę dokumentów, aby spełniać wymogi.
Po co więc robić muzeum?
– Tyle się tego wszystkiego nazbierało, że postanowiłem jakoś to w końcu uporządkować i pokazać. Porównując do polskich muzeów napoleońskich, to tam właściwie bardzo mało takich artefaktów posiadają. Od 20 lat zbieram te rzeczy nie tylko w Polsce, kupuję też na zachodzie. Nie skłamię, jak powiem, że 80 procent tych rzeczy, które zgromadziłem, przyjechało do Polski z różnych krajów. Coraz więcej mówi się o szykowanej zmianie w ustawie o muzeach. Tego się trochę obawiam. Gdzieś przeczytałem nawet taką wypowiedź, że prywatne muzea nie mają prawa bytu w Polsce, a jest ich ponad 50 procent.
Ale chyba nikt nie wpadnie na pomysł, żeby zabierać rzeczy z prywatnych kolekcji na mocy ustawy?
– Niby to co w ziemi, to państwowe. A przecież wiele z tych eksponatów zostało gdzieś kiedyś przez kogoś wykopanych. Teraz nie można już sobie legalnie spacerować
z wykrywaczami metalu, a jednocześnie na targach sprzedawane są różne rzeczy, które zostały znalezione. Tylko jak to udowodnić. Na szczęście nie mam tu żadnej rzeczy, którą bym sam znalazł. To wszystko jest kupione. Mam wyciągi bankowe może 90 procent wszystkich transakcji – kiedy, co, za ile i od kogo kupiłem. Tych transakcji z Ebay czy Allegro będzie ponad pół tysiąca.
Rzeczywiście sporo, ale patrząc chociażby na ilość guzików z mundurów wojskowych, którą pan zgromadził, można sobie uzmysłowić, jak dużo mogło być takich transakcji.
– Mój zbiór guzików ze 156 numerami regimentów piechoty żołnierzy Napoleona I
bez numeru 148, którego nie wyprodukowano jak piszą na Zachodzie to jedyna taka kolekcja na świecie. Nikt nie zebrał wszystkich, nawet Muzeum Wojny w Paryżu. Jeden z profesorów napisał do mojego kolegi w Paryżu, że 32 numerów tych regimentów i ich guzików w ogóle nie ma, ponieważ były to regimenty rezerwowe. Ja mu wysłałem zdjęcia 31 z 32 guzików, o których mówił. Powiedział, że w związku z tym muszą książki zmieniać. W moim zbiorze mam ponad 700 guzików różnych formacji, w tym bardzo dużo oficerskich
i generalskich.
Dużo ludzi zbiera pozostałości po wielkiej armii Napoleona?
– W Polsce jest może ze czterdziestu takich konkretnych kolekcjonerów. Mam ich adresy i telefony. Wiem, co kto zgromadził w swojej kolekcji. Chciałbym kiedyś wydać książkę dokumentującą czasy tamtych wojen sprzed dwustu lat, kompletną. Jeśli ja nie mam akurat jakiegoś eksponatu, to ma go ktoś inny. W ten sposób można w książce zamieścić wszystko. Samych guzików do mundurów było 156 rodzajów. Jest nawet taka ciekawostka, że regiment o numerze 148 złożony z żołnierzy różnych innych regimentów, nie miał swoich guzików. Niedługo po sformowaniu został rozbity pod Lwówkiem. Ale mimo to można kupić podróbkę guzika, który nie istniał, a jego cena sięga nawet 400 euro.
Z ilu różnych przedmiotów składa się dziś pana napoleońska kolekcja?
– Myślę, że jest już ponad dwa tysiące sztuk.
Co ma dla pana największą wartość? Jakiś jeden przedmiot, czy zestaw?
– Wydaje mi się, że raczej kompletność zbioru. Kiedyś napisał do mnie jeden
z francuskich profesorów, że nigdzie nie widział tak pełnej kolekcji guzików
w jednym miejscu i prawdopodobnie jest to jedyna taka kolekcja na świecie. Może z 90 różnych numerów da się znaleźć na terenie Polski, bo tu tych walk było sporo. Ale jeśli jakiś regiment walczył tylko we Włoszech, to tylko tam można je znaleźć.
I właśnie jeden mój kolega z Włoch taki guzik dla mnie znalazł. Ostatnio pytał mnie o niego Amerykanin, Anglik i Czech. Z tego wynika, że jest poszukiwany i nie tak łatwo dostępny. Zdarzało się, że pewnej rzeczy szukałem nawet 5 lat, zanim
w końcu znalazłem.
Od lat znany jest pan tutaj jako kolekcjoner żarskiej porcelany. Sporo pana zbiorów można obejrzeć w miejscowym muzeum. Co było pierwsze – Napoleon, czy porcelana?
– Gdy miałem kilkanaście lat, znalazłem w domu książki ze wspomnieniami Polaków, którzy byli żołnierzami Napoleona. Już wtedy się tym zainteresowałem, ale na kolekcje przyszedł czas później. Za to od małego zbierałem znaczki. Co tydzień chodziliśmy do domu kultury, później do biblioteki. Później jeździliśmy na giełdy. Tam po raz pierwszy zobaczyłem pocztówkę żarską. To jeszcze były komunistyczne czasy i nikt nie zbierał pocztówek z napisem Sorau. Zacząłem je zbierać. Poznałem człowieka z Bielska Białej, który jeździł po giełdach całej Europy i zaczął też je dla mnie wyszukiwać. W pewnym momencie miałem ich około 1100 sztuk samych pocztówek żarskich. Prywatnie wydałem albumy z pocztówkami pt” Żary na dawnej pocztówce” i „Powiat Żary na dawnej pocztówce” I tak w międzyczasie zainteresowałem się też żarską porcelaną. Zacząłem ją kupować. Nie słyszałem w tamtych czasach, żeby ktoś w Żarach również ją kolekcjonował. Pierwszą wystawę porcelany zorganizowałem w 1996 roku w piwnicy pomieszczenia SD przy
ul. Ogrodowej. Następnie była pokazywana w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze i w naszym Salonie Wystaw Artystycznych.
Pana zainteresowania ukierunkowały się na przedmioty związane z Żarami?
– Nie tylko. Też gdzieś tam w międzyczasie miałem kolekcję 140 zegarów firmy Lenzkirch. Coś trzeba było zbierać, nie tylko porcelanę. Tu gdzie teraz siedzimy i rozmawiamy miałem pracownię zegarmistrzowską. Wszędzie tu były zegary. Naprawiałem je, robiłem renowacje skrzyń. Ale wracając do porcelany. Któregoś dnia byłem w dawnej żarskiej cepelii. Weszło małżeństwo pytając, gdzie była fabryka porcelany. Zagadnąłem, że wiem i mogę pokazać. Przyszliśmy do mnie do domu, a miałem już wtedy około 500 sztuk. Zaczęli robić zdjęcia. Okazało się, że byli to państwo Gatysowie, którzy wydali książkę o porcelanie śląskiej i o żarskiej porcelanie. Tak się z nimi zaprzyjaźniłem i przyjeżdżali tu jeszcze kilka razy. Moja kolekcja powiększyła się do tego stopnia, że musiałem nawet zrobić półki w piwnicy, żeby gdzieś to wszystko poukładać.
Aż się prosiło, żeby zrobić jakąś wystawę.
– W 2002 roku zostałem wybrany do rady miejskiej i zacząłem rozmawiać o utworzeniu muzeum w naszym mieście. Ówczesny burmistrz Roman Pogorzelec stwierdził, że zastanowi się nad organizacją muzeum, jeśli ja napiszę, co do muzeum przekażę. Zebraliśmy się w ośmiu, czy dziesięciu chłopaków i powstał wykaz, co kto może przekazać. Muzeum od razu nie powstało. Najpierw był Gabinet Historii Miasta. Akurat powołano go miesiąc przed wyborami, ale był. Podlegał pod bibliotekę, a szefem został Tomek Nowiński. Oczywiście, przekazałem tam kilkaset rzeczy – porcelanę, pocztówki, monety żarskie oraz moi koledzy, którzy się zadeklarowali. Podczas otwarcia Gabinetu, większość ekspozycji pochodziła z moich zbiorów. I tak dziś już mamy muzeum w mieście.
W którym jednak momencie zaczął pan kolekcjonować eksponaty związane z Napoleonem?
– Wspomniałem o zegarach. Zacząłem je sprzedawać, a za to kupowałem rzeczy do nowej kolekcji. Jedno zamieniło się w drugie. Dziś doszedłem do takiego poziomu, że coś z tym trzeba zrobić. Muzeum. Zanim państwo wpadnie na pomysł, żeby to zabrać. Przydałoby się jakieś pomieszczenie, bo to przecież drugie piętro prywatnej kamienicy.
Czy nie najlepszym miejscem na pokazanie takiej kolekcji byłoby żarskie muzeum?
– Dziś muzeum nie ma wolnego pomieszczenia o powierzchni 50-60 metrów kwadratowych, bo takie byłoby akurat odpowiednie. Może kiedyś dogadamy w tej kwestii. Był kiedyś u mnie dyrektor muzeum generała Maczka z Żagania i mówił, że chętnie wziąłby całość do siebie. A ministerstwo na prywatne muzea nie da ani złotówki, chociaż ponad 50 procent muzeów w Polsce jest w rękach prywatnych.
Jest coś, na co pan jeszcze „poluje”?
– Są takie dwie szable oficerskie, które by mi się przydały. Orzeł z czapki oficerskiej, ale ktoś chciał za niego 5 tysięcy złotych. Jestem na emeryturze i nie stać mnie, by zapłacić każdą cenę. Gdyby ktoś zapłacił za wynajęcie moich zbiorów na wystawę czasową, miałbym środki na kolejne eksponaty. Przydałby mi się może jeszcze pistolet skałkowy, ale to też wydatek w granicach 6,5 tysiąca złotych. Marzą mi się jeszcze może ze dwa mundury.
Chyba mógłby pan godzinami opowiadać o zgromadzonych przez siebie rzeczach.
– Zauważyłem, że trochę pamięć tracę, bo to już prawie siedemdziesiątka, ale o każdym z tych przedmiotów pamiętam wszystko. Ale tak jest, jak człowiek tym żyje na co dzień.
Myśli pan, że czasy napoleońskie mogłyby zainteresować mieszkańców Żar?
– Od połowy czerwca do 13 sierpnia 1813 roku w żarskim pałacu mieścił się sztab wojsk napoleońskich. Obóz był na terenie obecnego zakładu Spomasz i ogródków działkowych za tym zakładem. Wojska również w tym czasie stacjonowały w Sieniawie żarskiej, Bogumiłowie, Przewozie, Nowogrodzie Bobrzańskim i wsiach po lewej stronie Bobru należących obecnie do powiatu żagańskiego. W dniach 12 i 13 sierpnia wojska Napoleona przechodziły przez miasto Żary udając się do Żagania, gdzie w pałacu mieścił się sztab generalski.
Muzeum w organizacji, czyli tak naprawdę jeszcze go nie ma, ale gdyby już powstało ostatecznie, trudno sobie wyobrazić, że zwiedzający mieliby chodzić panu po domu.
– Dlatego właśnie potrzebne by było jakieś miejsce. Muzeum jest w organizacji ponieważ trwa ewidencjonowanie eksponatów. Z chwilą otworzenia stałej wystawy ,którą będzie można zwiedzać muzeum przestaje być w organizacji. W razie rezygnacji z muzeum mam obowiązek powiadomić Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do jakiego muzeum zbiory zostaną przekazane. Chcielibyśmy żeby to było muzeum w Żarach.