Zupa zawsze za słona

600

Zniknęły na dobre ogrodzenia wokół nowej części parku. No to cóż, najwyższy czas rozsiąść się wygodnie w fotelu z wiadrem prażonej kukurydzy i poczytać w internecie, jak to wszystko jest zrobione… źle!!!

Internet to miejsce, gdzie często zbierają się fachowcy od wszystkiego. Tacy, którzy wiedzą wszystko najlepiej na świecie. Tacy, których życiową misją jest kręcenie nosem, marudzenie oraz wygłaszanie swych błyskotliwych teorii na dowolny temat. Parkowi oberwało się już wcześniej. Przeczytałem już swego czasu, że robienie stawu w miejscu, gdzie kiedyś istniał, jest zupełnie bez sensu. W jakimkolwiek miejscu. Dlaczego? Bo w stawie będą pływać śmieci. Wydawało mi się, że łódki, ale internet wie lepiej. Nawet ktoś już jakieś śmieci tam widział. No cóż, pomyślałem sobie, sporo osób śmieci w lasach, to i do stawu ktoś wrzuci butelkę. To jednak nie tak. Jedna z błyskotliwszych teorii, na jakie trafiłem, głosi że staw jest bez sensu bo zawsze będzie zaśmiecony – to zachodni wiatr będzie cały czas nawiewał śmieci spod pobliskiego Aldika. Zaniemówiłem z wrażenia. Przyznam, że mój umysł tego nie ogarnął. Do dziś zresztą nie doszedłem do siebie. Staw będzie pełen śmieci… ze sklepu. To może zasypmy ten staw, aby w ten sposób pozbyć się problemu śmieci w parku.

A może jeszcze inaczej – zlikwidujmy sklep przy rondzie, będzie za to czysta woda…
O matulu – słychać internetowe biadolenie – tyle pieniędzy na park wydali, a można było na coś innego. Otóż nie można było. Wielomilionowe dofinansowanie można było pozyskać na park. I wydać tylko na park. To się niektórym w głowie nie mieści.

Trzeba zdać sobie sprawę, że bez dofinansowania miasto nie zrobiłoby tej inwestycji
z własnych środków.

Wróćmy do narzekania. Ścieżki nie takie, schody nie takie, trawa za mało zielona. Gdyby przeczytać wszystkie te negatywy, możnaby odnieść wrażenie, że to straszne, przygnębiające miejsce. Budzące wręcz odrazę, swoisty pomnik urzędniczej, projektanckiej i wykonawczej nieudolności.

Postanowiłem zobaczyć park z bliska, na własne oczy. Poszukać ludzi rozglądających się wokół z obrzydzeniem, plujących na ścieżki z niesmakiem. Teraz to już sam nie wiem, czy
w dobre miejsce trafiłem. Jakieś biegające roześmiane dzieciaki, seniorzy odpoczywający na ławeczkach, pary spacerujące alejkami, pani z pieskiem, dwóch chłopców na rowerach. Gdzie ta internetowa tragedia? Nawet nie przydał mi się parasol. Nie mam wprawdzie
w zwyczaju osłaniać się nim przed słońcem na bezchmurnym niebie. Obawiałem się raczej śmieci nadlatujących od strony sklepu. Nie wiem, może tego dnia wiatr był za słaby, bo w wodzie też nic nie pływało.
A przecież w internecie co innego pisali…

Mam wrażenie, że dla niektórych ludzi zupa zawsze będzie za słona. Bo tak już mają. Jakiś zwykły, ludzki odruch radości to już ponad ich siły. Ale żeby sprawa była jasna – szanuję opinię każdego. Wystarczy, że ma coś do powiedzenia.

A ja nadal z zadowoleniem pokazuję swojej córce moje miasto, gdy przyjeżdża raz na ruski rok. I wiecie co? Podoba jej się to co widzi, choć na co dzień mieszka w pięknym Wrocławiu.

W żarskim przedszkolu otwarto nowy plac zabaw sfinansowany z budżetu obywatelskiego. I… znów źle. Po pierwsze, z budżetu obywatelskiego, a po drugie – dlaczego w tym,
a nie w innym przedszkolu. No bo w tym właśnie przedszkolu rodzice zaangażowali się w głosowanie nad swoim pomysłem. Zmobilizowali się, by ich dzieci miały jak najlepsze warunki do zabawy. Bo zasłużyli na nagrodę za aktywność obywatelską. Inni z kolei dupy nie ruszą, ale do narzekania pierwsi.

Mimo wszystko to dobrze, bo świat jest różnorodny. Poza tym robi się coraz cieplej, ptaszki coraz głośniej ćwierkają.

Tymczasem w Lubsku coraz głośniej ćwierkają o referendum w sprawie odwołania burmistrza. Słychać też coś o betonowym kole ratunkowym. O tym też, że z kulturą ktoś ma ciągle problemy…

A na płocie jednej z firm przy obwodnicy Jasienia ciągle wisi wielki napis „Karma wraca”. Jakże to zawsze aktualne.