Z Joanną Brodzik, aktorką i szefową fundacji „Opiekun serca”, rozmawia Andrzej Buczyński
Od jak dawna bierze pani udział w Lubuskich Prezentacjach Wokalnych Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski w Lubsku?
– Dwadzieścia lat, prawie od początku, całe moje dorosłe życie.
Jaka była pani rola na festiwalu?
– Przez lata to było dla mnie bardzo przyjazne miejsce, gdzie przyjeżdżałam poprowadzić koncert galowy. Odwiedzić, spotkać się po roku z moimi niepełnosprawnymi znajomymi. Z latami stało się tak, że ci znajomi stali się przyjaciółmi. Kontakty nie ograniczały się tylko do festiwalu.
Następstwem pani udziału w festiwalu było założenie fundacji?
– Dotarłam do takiego momentu w swoim życiu, w którym doszłam do wniosku, że jestem gotowa, żeby przyjąć na siebie odpowiedzialność i żeby ten festiwal rozwijać. Ale też gotowa do tego, żeby założeniem fundacji „Opiekun serca” dać wyraz temu wszystkiemu, czego się dowiedziałam w ciągu tych lat na temat potrzeb ludzi niepełnosprawnych, ich rodziców, i tego co było dla mnie przy tym festiwalu – nazwijmy to – znakiem rozpoznawczym. Mówię o obecności i świadomości wolontariuszy, którzy towarzyszą naszym artystom od rana do wieczora. Czasem i w ciągu nocy, kiedy artysta ma ochotę długo z kimś pogadać. Ci ludzie bardzo często pozamykani w swoich domach, bardzo często ograniczeni albo wykluczeni z grupy rówieśniczej, mają tu szansę rozwijać się społecznie i emocjonalnie.
Festiwal to nie tylko scena.
– W mojej świadomości najważniejsze jest to, co dzieje się poza sceną. W tym roku udało nam się po raz pierwszy, dzięki cudownej grupie ludzi, która organizowała ten festiwal po prostu własnymi rękami, pozyskać środki z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Mogliśmy zorganizować tygodniowy festiwal, co było ogromnym źródłem radości dla tych wszystkich, których zaprosiliśmy na jubileusz. Dzięki temu mieli więcej czasu, żeby skorzystać z warsztatów, które dla nich przygotowaliśmy. Poza tym mogli odpocząć i pobyć we własnym gronie, a to jest dla nich najważniejsze.
Wspomniała pani o potrzebach rodziców.
– To była moja wielka ambicja, wynikająca z rozmów z rodzicami. Ogromnie się cieszę, że mogliśmy pozwolić sobie na zorganizowanie czterodniowych warsztatów właśnie dla rodziców. Ich buzie pierwszego dnia festiwalu i ich oczy po czterech dniach warsztatów są dla mnie najlepszym dowodem na to, jak bardzo było im to potrzebne. Po to, by mieć taką swoją przestrzeń, żeby móc scedować odpowiedzialność za swoje dziecko na wolontariuszy, których znają i do których mają zaufanie, którym mogą powierzyć dzieci i zająć się sobą. Na co dzień mają dla siebie bardzo niewiele czasu.
Piękne głosy i niewątpliwe talenty – to się słyszy.
– To prawda. W większości są to profesjonalni artyści. Ogromną wagę przywiązujemy do tego, żeby ten festiwal był też dla nich możliwością rozwoju artystycznego. Stąd też cały szereg warsztatów. Mogli uczestniczyć w warsztatach wyrazu scenicznego prowadzonych przez moją przyjaciółkę Małgosię Lipmann. Były warsztaty logopedyczne, z techniki emisji głosu oraz językowe dla śpiewających po angielsku.
Za rok kolejny festiwal?
– Bardzo bym chciała, żeby tak się stało. Mam nadzieję, że jeśli się czegoś bardzo, żarliwie i szczerze chce, to to się spełnia.
Andrzej Buczyński