Lubsko w kiepskiej sytuacji, a przecież gmina nie wygra w totolotka
5413
Z burmistrzem Lubska Lechem Jurkowskim o zachwianiu finansów gminy rozmawia Andrzej Buczyński.
O długu Lubska wszyscy wiedzieli od dawna, ale jakoś nikt nie robił z tego dramatu. Nagle zrobiło się dramatycznie?
– Wiele osób próbuje robić z tego politykę, a sam problem jakby marginalizować. Uważają, że skoro dług jest, to można z nim żyć. Wcześniej brano 10, 11, 12 milionów kredytów rocznie, a spłacano 3-4 miliony. Dług cały czas rósł. Było to organizowane tak, że przez pierwsze lata spłacało się minimalne kwoty, albo same odsetki, natomiast główne zadłużenie rozpisywane było na lata końcowe. Doszło do tego, że zaczęło się to wszystko kumulować. Spłaty kredytów po na przykład po 200 tys. miesięcznie wzrosły do kwoty 600 tys. na jedną ratę. Zasadniczy dług był odsuwany w czasie, ale teraz przyszedł czas spłacania większych rat.
Ale gmina nie uchyla się od spłacania długów.
– W 2015 roku budżet Lubska przygotowany przez mojego poprzednika zakładał kilkanaście milionów deficytu ze względu na budowę kanalizacji. Udało nam się zejść z tego do poziomu poniżej 10 milionów. Zakończyliśmy projekt kanalizacji bez zwracania części 30-milionowej dotacji. Zdawałem sobie sprawę z zagrożenia dla budżetu. Pytanie było – kiedy zaczną się problemy. Bo już wtedy zadłużenie gminy przekraczało 60 milionów. W 2016 roku możliwości były ograniczone, zaplanowaliśmy budżet zrównoważony. Chodziło o to, aby nie pogłębiać długu. Udało się zamknąć rok ze spłatą większą, niż była zakładana. Zmniejszyłem dług o 680 tys. Ale to przecież zaledwie 1 procent całego zadłużenia. Tak naprawdę był to jednak sygnał dla banków, że burmistrz Lubska widzi problem. Dzięki temu banki jeszcze w ogóle z nami rozmawiały.
Co się stało w tym roku?
– Budżet 2017 zaplanowaliśmy z deficytem 3,5 miliona, ale tylko dlatego, że były duże i konieczne inwestycje, które planowaliśmy zrobić przy pomocy dofinansowania unijnego. Chodziło między innymi o przebudowę przedszkola nr 3 z wartością projektu 6,5 miliona złotych. Przy dofinansowaniu rzędu 85 procent warto zrobić coś takiego dla mieszkańców. Coś, co nie będzie generować później dodatkowych kosztów. Plan mimo wszystko cały czas był taki, żeby zejść do poziomu zerowego, a może nawet znów zmniejszyć zadłużenie. Trzeba mieć jednak świadomość, że 65 milionów jest długiem, który na dzień dzisiejszy przerasta możliwości gminy.
Oprócz inwestycji, wiele czynników wpływa na kondycję finansową gminy.
– Tegoroczny deficyt na pewno byłby mniejszy, gdyby nie reforma oświaty. To wygenerowało nam bardzo duże koszty związane z przystosowaniem szkół. Było mówione, że dostaniemy na to pieniądze, a prawda jest taka, że wszystko musieliśmy zrobić ze środków własnych. Do subwencji oświatowej, jako gmina, dokładamy sporo milionów. Gdybyśmy otrzymywali na oświatę takie pieniądze, jakie są potrzebne, to gmina mogłaby normalnie funkcjonować, nawet z tymi kredytami. Już zaplanowane są podwyżki dla nauczycieli, a z wyliczeń wynika, że na 2018 rok dostaniemy jeszcze mniejszą subwencję niż w tym roku. Obcięto nam środki, a wymagania są wyższe. Tak naprawdę obiecano podwyżki dla nauczycieli przy pomocy pieniędzy samorządowych. Dochodzą jeszcze wysokie odprawy dla osób odchodzących na emeryturę, nie tylko w szkołach. Znów zmieniono przecież wiek emerytalny i takich przypadków jest więcej niż można było przewidzieć.
Są więc dodatkowe wydatki z budżetu.
– Odchodzący na emeryturę otrzymuje półroczną odprawę, ale zwolnione stanowisko trzeba przecież zatrudnić nową osobę i wypłacać jej pensję. W ostatnich dwóch miesiącach odeszły z urzędu dwie osoby, a w następnych szykują się kolejne. Zapowiadane są jakieś podwyżki dla pracowników samorządowych, ale to tylko dodatkowe obciążenie dla naszego budżetu. Jako samorząd otrzymujemy wiele dodatkowych zadań, ale za tym nie idą pieniądze.
W drugiej połowie roku płynność finansowa Lubska mocno się zachwiała.
– Brak kredytu potrzebnego tylko do tego, żeby zrównoważyć te dodatkowe wydatki, sprawił, że przestaliśmy stać twardo na nogach. W odróżnieniu od dwóch poprzednich lat, gdzie nie mieliśmy problemów z płynnością finansową, pomimo inwestycji i dużych zakupów na rzecz gminy i spółek miejskich.
Kredyt w końcu otrzymaliście, ale on nie rozwiąże problemu zwiększających się rat.
– Za kilka lat roczne spłaty wzrosłyby do kilkunastu milionów. To zbyt dużo dla budżetu Lubska. Należy więc zrestrukturyzować to zadłużenie. Musimy wydłużyć okres spłaty, bo przy tak wysokich ratach zabraknie na bieżące wydatki. Musimy przeprowadzić tak zwaną subrogację, żeby roczna spłata była na poziomie około 6 milionów, plus odsetki. Jeśli nie, to w przyszłym roku już byśmy sobie nie poradzili ze spłatami.
Dzięki temu Lubsko odetchnie?
– To pozwoli spokojniej funkcjonować, ale oczywiście bez szaleństw. Musimy oszczędzać. Już i tak wiele rzeczy robimy jakby własnym sumptem, przy pomocy doposażonych spółek miejskich. A problemów do załatwienia jest wiele. Błędem na przykład było to, że przy wykopach pod kanalizację, nie wymieniono przy okazji kilkudziesięcioletnich rur wodociągowych, które teraz często pękają. Efekt jest taki, że zrobioną nową drogę teraz trzeba ciąć.
Plan rozłożenia spłat w czasie jest już zapięty na ostatni guzik?
– Cały czas jeszcze liczymy, bo nie są to małe pieniądze. Na pewno nie zrobię tak, że na początek zostawię sobie symboliczny milion rocznie do spłaty, a za parę lat niech się ktoś inny martwi. Nie mam zamiaru iść na łatwiznę. Ustaliłem z panią skarbnik, że musimy do tego podejść odpowiedzialnie i jednak cały czas spłacać to zadłużenie, a nie tylko odsuwać w czasie. Jeśli roczne spłaty ustalimy na 5-6 milionów, a uda się spłacić więcej o jakieś pół miliona, to pozwoli obniżyć ten główny dług. Lubsko nie może sobie już pozwolić na zwiększenie zadłużenia.
Gmina nie wygra w totolotka i raczej nie ma co liczyć nagle na ekstra pieniądze, które rozwiążą problemy.
– Cały czas będziemy się starać pozyskiwać pieniądze ze sprzedaży majątku. Radni jakby nie dopuszczali do siebie myśli, że jest dług. Teraz bardziej to dostrzegli. Temat jest trochę niewygodny, ponieważ większość radnych jest z poprzedniej kadencji i oni między innymi decydowali o tym, że gmina takie kredyty zaciągała. Waga problemu dotarła już do wszystkich i to od radnych otrzymuję sygnały, że trzeba sprzedawać majątek.
Wrócił temat sprzedaży budynku po Urzędzie Stanu Cywilnego.
– Nadal uważam, że jest to najlepsze miejsce na pogotowie i usługi medyczne. Gdyby była taka możliwość, to gotów byłbym powiększyć dług o milion, żeby tak go zagospodarować i zadowolić tym mieszkańców gminy. Przy tym można by później sprzedać budynek, który jest obecnie siedzibą pogotowia. Ostatnią rzeczą jaką zrobię, będzie sprzedaż budynku po USC. Uważam, że powinien służyć ludziom, bo powstał dzięki cegiełkom kupowanym przez mieszkańców. Jest symboliczny.
Podjąłem decyzję o sprzedaży budynku na ulicy Budowlanych, który miał być przerobiony na mieszkalno-usługowy, ale radni zdecydowali, żeby tego nie robić. Zobaczymy, czy zjawi się ktoś chętny. Mam nadzieję.
Co gmina miałaby jeszcze do sprzedania?
– Czytałem gdzieś wypowiedź mojego poprzednika o tym, jak dużo majątku pozyskał dla gminy. Ale ja się pytam, gdzie ten majątek jest. Pozyskał wprawdzie ponad 80 hektarów na Nowińcu, tylko kto to kupi? Przecież to są tereny zalewowe.
A pomysł sprzedaży strefy przemysłowej?
– Bogdan Bakalarz, jako przewodniczący rady nadzorczej Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, rzucił kiedyś hasło o odkupieniu lubskiej strefy, ale w ślad za tym nie poszły żadne oficjalne działania. Moim zdaniem w naszej strefie utopiono kupę milionów. Jest niby przygotowana, natomiast nie wiem, czy ktoś tam się pojawi. Prądu jest za mało, wody jest tam za mało, gazu nie ma, obwodnicy nie ma. I nikt chyba nie sprawdził wcześniej tego, że wody gruntowe są tam 30 centymetrów pod powierzchnią. Tak naprawdę jest to tylko dobre miejsce do nauki jazdy samochodem.
Nie ma chyba co liczyć na to, że nagle w strefie przemysłowej pojawi się wielka fabryka, która zasili budżet gminy.
– Cały czas mamy jakieś zapytania i spotykam się z różnymi przedsiębiorcami, ale jak już, to zainteresowani są raczej inwestowaniem w samym Lubsku, a nie na terenie strefy. Poza tym, głównym czynnikiem, który biorą pod uwagę inwestorzy, nie jest lokalizacja, ale możliwości zatrudnienia pracowników. Nieoficjalnie mówi się, że dzisiaj w samym Lubsku pracuje już około 300 Ukraińców, a wielu mieszkańców pracuje w Niemczech. Nawet w urzędzie ogłaszamy nabory i nie ma chętnych.
Jeśli nie przemysł to co?
– Uważam, że Lubsko powinno się rozwijać w kierunku turystycznym. Mamy dwa zbiorniki, mamy wokół lasy, a samo miasto jest przecież bardzo urokliwe. Powinniśmy iść w tym kierunku, aby pozostać taką oazą spokoju. Tutaj buduje się chyba więcej domów niż w Żarach. Niech Lubsko będzie tą sypialnią Żar, Jasienia, Gubina. Dzisiaj dojazd 20-30 kilometrów do pracy nie stanowi problemu. Cały czas sprzedajemy działki budowlane. Ci, którzy się tu wybudują i mieszkają, płacą przecież podatki i wydają pieniądze w miejscowych sklepach. Lubsko powinno być przyjazne dla mieszkańców i staramy się to robić. Dzisiaj warunki zabudowy otrzymuje się w ciągu kilku dni, gdzie kiedyś trwało to nawet dwa miesiące. Sklepy w Lubsku nie nadążają z dostarczaniem materiałów budowlanych, a na firmy budowlane trzeba czekać w kolejce. Myślę, że jest to takie światełko w tunelu i Lubsko sobie z tym długiem w końcu poradzi. Ale małymi kroczkami. Nikt nie jest w stanie diametralnie zmienić sytuacji miasta w ciągu 3 czy 5 lat. Nie ma cudów.
Podatki są dochodem gminy. Czy w tej sytuacji będą podwyżki?
– Od kilku lat nie były podwyższane. W 2015 roku proponowałem minimalny kilkuprocentowy wzrost, o tak zwaną inflację. W skali gminy dałoby to kilkaset tysięcy złotych, a statystyczny Kowalski nawet by tego bardzo nie odczuł. Większa o kilka złotych roczna opłata za garaż nie byłaby dużym obciążeniem. Nie podnoszenie podatków ogólnie sprawia, że duże sklepy, które na to stać, też nie płacą więcej. Dwa razy już proponowałem podwyżkę, ale radni głosowali przeciw, w tym radny Apanowicz. Kiedy doszło do dyskusji na temat obecnej bardzo złej sytuacji finansowej, pan Apanowicz stwierdził, że on zawsze był za tym, żeby były maksymalne podatki, bo nas nie stać, jako gminy, żeby obniżać mieszkańcom podatki.
Kilkaset tysięcy więcej w kasie gminy ma obecnie bardzo duże znaczenie.
– Oczywiście. To niestety też pokazuje taką nieodpowiedzialność radnych w głosowaniach w poprzednich latach. Odbieram to bardzo osobiście. Moja propozycja zawsze była zła i zawsze byli przeciw. Nie mówię oczywiście o wszystkich radnych.
Jest pan optymistą?
– Gdybym nie był, to bym tu nie siedział. Czasem mam chwile zwątpienia, czy dam radę, ale wiem, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Najbardziej boli mnie to, że ci, którzy nas w te długi wpędzili, próbują robić ze mnie tego, który jest nieudolny i nie potrafi sobie z tym poradzić. Ale to też dopinguje mnie do działania.
Czy w kwestiach budżetowych radni i burmistrz będą mówić jednym głosem?
– Mam nadzieję. W tej chwili nie ma tu już miejsca na kłótnie, czy spory. Radni muszą podejmować takie decyzje, które są dobre dla gminy. A możliwości są ograniczone. Musimy być odpowiedzialni za to, co robimy.