O małych i dużych sukcesach gminy oraz kłodach rzucanych pod nogi, z burmistrzem Lubska Lechem Jurkowskim rozmawia Andrzej Buczyński. Jak pan ocenia pierwszą połowę kadencji?– Dwa ostatnie lata mogę zaliczyć do udanych. Przede wszystkim zakończyliśmy projekt budowy kanalizacji o wartości ponad 64 milionów złotych. Inwestycja była zagrożona, ale na szczęście zdążyliśmy w terminie i nie musieliśmy zwracać dotacji w kwocie ponad 30 milionów. To jest na pewno sukces gminy. Wiązało się to z dużymi zmianami w spółce Lubskie Wodociągi i Kanalizacja, ale cel został osiągnięty. Wykonanych zostało również wiele inwestycji mniejszych, pomimo dużego zadłużenia gminy. Spółki miejskie zostały dosprzętowione. Pracują wydajniej. Jak mówią sami mieszkańcy, z którymi się często spotykam – te zmiany na lepsze są zauważalne.Gmina Lubsko to nie tylko miasto, ale i okoliczne miejscowości. Da się zaspokoić wszystkie potrzeby?– Myślę, że tak. Muszę podkreślić bardzo dobrą współpracę z sołtysami. Mamy nawet takie dżentelmeńskie umowy – zamiast łatać po trochę dziury w każdej wsi, to kilka z nich rezygnuje z pieniędzy na rzecz jednej, w której robi się porządną inwestycję. Następnym razem w kolejnej. W ten sposób w pierwszym roku kadencji udało się zrobić drogę do Garei, niedługo skończymy drogę w miejscowości Kałek. Jest nowa droga Mokra – Małowice. Podpisana została umowa na drogę w Białkowie. Tak więc, na terenach wiejskich na pewno dużo się dzieje. Słyszę, że mieszkańcy wsi są zadowoleni, że o nich nie zapominam. Przez kilkanaście lat zabiegano o szatnię dla zawodników Sparty Mierków i ona teraz już stoi. A jak się Panu współpracuje z radnymi? – Tutaj już jest trochę gorzej. Stworzyły się jakby takie dwa obozy – rada jest podzielona. Zdarza się, że klub mający większość, wetuje niektóre działania na zasadzie – nie bo nie. W moim odczuciu jest to działanie ze szkodą dla mieszkańców. Mieliśmy przykład tego na ostatniej sesji, gdzie siedmioma głosami wstrzymali możliwość złożenia wniosku o dofinansowanie. Wprawdzie udało się w ostatniej chwili zwołać sesję nadzwyczajną i wtedy opowiedzieli się „na tak”. Aczkolwiek z ust jednego radnego usłyszałem, że przegłosowali tak, żeby mi dać nauczkę. I to jest po prostu przykre. To utrudnia pracę burmistrza? – Miałem nadzieję, że klub radnych z czasem przekona się do mnie. Są to radni, którzy wspierali byłego burmistrza i trudno się z nimi pracuje. Dałem im czas, żeby mogli ocenić moje działania. Myślę, że dzięki mojemu dotychczasowemu doświadczeniu zawodowemu udało mi się zrobić wiele dobrych rzeczy dla gminy. Byłem przekonany, że kiedy zobaczą w jakim kierunku rozwija się gmina, zmienią po prostu swoje negatywne nastawienie do mnie, jako włodarza. Od mieszkańców kredyt zaufania otrzymałem – wyrazili to w czasie ostatnich wyborów. Miałem nadzieję, że wszyscy będziemy wspólnie pracować na rzecz gminy i dla dobra mieszkańców. Jednak cały czas widzę jakąś walkę, zupełnie niepotrzebną. Nie da się jakoś dogadać we wspólnych sprawach? – Opozycja nie przyjmuje argumentów. Ja zawsze dam się do czegoś przekonać, jeśli ktoś przedstawi mi swoje racje i swoje argumenty. Ale jak można negować wszystko z zasady? Nie ukrywam, że to boli. Jest to też tak odbierane przez mieszkańców. Można było na przykład zrobić fajną rzecz – zaadoptować budynek po urzędzie stanu cywilnego na pogotowie. Najpierw radni się zgodzili. Zrobiliśmy koncepcję, projekt, przygotowaliśmy budynek. I nagle radni mówią „nie”. Efekt jest taki, że budynek stoi pusty i niszczeje. A jest to nie tylko moim zdaniem, ale i mieszkańców, idealna lokalizacja dla pogotowia. Nie było sensu utrzymywać budynku USC dla kilkunastu ślubów rocznie. Z pogotowiem i siecią gabinetów lekarskich lepiej służyłby mieszkańcom. To jest przykład wetowania działań opozycyjnej większości w radzie. Mam czasem takie wrażenie, że radni nie słuchają głosów swoich wyborców. Mają swoje zdanie, często odmienne od tego, czego oczekują ludzie. Mieszkańcy będą to weryfikować przy kolejnych wyborach. Czego potrzebują mieszkańcy gminy? – Potrzeb jest bardzo dużo. Słucham mieszkańców, słucham ich potrzeb i wiem tak naprawdę, czego oczekują. Trzeba jednak podkreślić, że gmina jest bardzo mocno zadłużona i możliwości są znikome. Ale tymi nawet małymi rzeczami, typu place zabaw, oświetlenie, czy kawałek chodnika, staramy się zaspokajać te potrzeby i mieszkańcy to dostrzegają. Potrzeby mieszkańców są też wyrażane w ramach budżetu obywatelskiego i jeśli nawet jakaś sprawa nie zostanie zrealizowana z tych środków, to pokazuje nam, gdzie i jakie są oczekiwania. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszył się projekt basenu, który jest w opłakanym stanie i nie wiadomo, czy uda się go uruchomić w tym roku. W projekcie budżetu były wstępnie zaplanowane środki na ten cel, ale radni godzinę przed sesją budżetową przenieśli te pieniądze na inne rzeczy, które nawet tak do końca nie będą widoczne. Wszyscy oczekujemy dobrych dróg. Jest to problem każdego samorządu. – Sytuacja drogowa jest zła. Drogi w gminie są często porozkopywane, chodniki od wielu lat nie robione. Budowa kanalizacji również zepsuła wiele ulic. Na drogi potrzeba potężnych nakładów finansowych, na które gmina nie za bardzo może sobie pozwolić. Aczkolwiek udało nam się zdobyć środki i będziemy przebudowywać całą ulicę Przemysłową i Sybiraków. Na inwestycję o wartości ponad 3 milionów złotych uzyskaliśmy 85 proc. dofinansowania. Proszę wymienić największe problemy gminy. – Przede wszystkim to ogromne zadłużenie. Druga sprawa to brak obwodnicy, przez co duże samochody rozjeżdżają nam miasto. Kolejna rzecz to strefa przemysłowa, która niefortunnie została zrobiona w miejscu nie do końca do tego przygotowanym. Niby jest tam prąd, ale za mało, żeby zasilić firmę. Mamy tam wodę, ale jest jej za mało na przykład dla firmy spożywczej. Nie ma też gazu, a wody gruntowe podnoszą koszty budowy. Mamy więc strefę, ale ona nie jest atrakcyjna. Zawsze mówiło się o tym, że w Lubsku brakuje miejsc pracy i bezrobocie było na dość dużym poziomie. – Jesteśmy po rozmowach z kilkunastoma firmami, które robiły tu rozeznanie. Jedna z nich już prawie jedną nogą była na strefie, ale sprawdziła dostępność przyszłych pracowników. Okazało się, że chociaż mamy prawie 800 zapisanych bezrobotnych, to tak naprawdę nie ma rąk do pracy. Nawet większe zakłady w Lubsku zasilają się pracownikami z Ukrainy i tamtych terenów. To bezrobocie w Lubsku jest takie trochę zakłamane. Bywa tak, że ludzie są zapisani w urzędzie pracy, a jednocześnie pracują za granicą. Przed objęciem fotela burmistrza nie miał Pan wcześniej doświadczenia w pracy urzędniczej. Jak Pan ocenia ten system, czy działa sprawnie? – Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby jakaś duża prywatna firma miała działać na zasadzie procedur urzędowych, to nie mogłaby normalnie funkcjonować. I zgadzam się z tym. Dlatego w urzędzie wprowadziłem zasady, które obowiązują w biznesie. Dokonałem tu wielu zmian. Jest kilku nowych naczelników, wiele osób pracuje na innych stanowiskach niż wcześniej. Często same wybierały sobie te stanowiska, bo uważam, że praca którą się lubi, wykonywana jest znacznie efektywniej. W mojej ocenie, po tych zmianach, urząd działa dużo lepiej i co ważne – szybciej. Kodeks postępowania administracyjnego określa czas na załatwienie sprawy urzędowej. Uważam, że jeśli jest prosta decyzja, którą można wydać w 15 minut, to należy taką sprawę załatwić od razu, a nie odkładać na półkę. I tak też się dzieje. Mieszkańcy to zauważają i to mnie cieszy. ATB |