Odcięci od drogi. Życie i biznes wali się

5661
Od strony swojej nieruchomości właściciele widzą tylko słupek z tabliczkami. Dalej na drodze wysypana jest hałda ziemi, która uniemożliwia wyjazd w kierunku obwodnicy. Ominąć drogi samochodem się nie da. Z jednej strony są wertepy, a z drugiej prywatna działka inwestora.
Od kilkunastu dni nie mają ani wjazdu ani wyjazdu ze swojej posesji. Całe ich życie i biznes zaczęło się im walić na łeb i szyję. Końca koszmaru nie widać.
Wybudowani pod lasem, niedaleko obwodnicy Jasienia, blisko skrzyżowania z ul. Sienkiewicza i drogą na Lisią Górę, Elżbieta i Przemysław Grzywacz znaleźli się w koszmarnej sytuacji. Od kilku miesięcy mają problem, żeby dojechać do swojej posesji. Działkę pomiędzy ich posesją a obwodnicą kupił od tego samego prywatnego właściciela, od którego wcześniej oni kupili działkę, inwestor i buduje tam firmę.Zanim budowa się rozkręciła, Grzywaczowie mogli jeszcze jakoś przejechać polną drogą. Ta ze zjazdu z obwodnicą prowadzi do ich posesji. Poważny problem zaczął się  niedawno – w momencie, kiedy inwestor postawił bramę wjazdową do swojej firmy.Jeszcze wcześniej dochodziło pomiędzy Grzywaczami a inwestorem do zadrażnień. W emocjach padły jakieś niepotrzebne słowa. Koniec końców – po postawieniu bramy, znaleźli się w kropce. Zostali całkowicie odcięci.

Od strony swojej nieruchomości właściciele widzą tylko słupek z tabliczkami. Dalej na drodze wysypana jest hałda ziemi, która uniemożliwia wyjazd w kierunku obwodnicy. Ominąć drogi samochodem się nie da. Z jednej strony są wertepy, a z drugiej prywatna działka inwestora.

Jeden kosztem drugiego

Grzywaczowie trzynaście lat temu dostali decyzję o warunkach zabudowy i pozwolenia na budowę domu. Pozwolenie wydało starostwo, ale decyzję o warunkach zabudowy wydał w 2005 r. ówczesny burmistrz gminy Jasień. W warunkach wskazany jest dojazd drogą gminną do obwodnicy. Z obwodnicy jest wykonany asfaltowy zjazd. Polna droga biegnie dalej w kierunku ich posesji.

Po dwóch latach Grzywaczowie wystąpili o pozwolenie na budowę smażalni ryb. Również uzyskali pozwolenie na budowę z decyzją o warunkach zabudowy i wskazaniem dojazdu z obwodnicy do miejsca prowadzenia działalności. Firma rozwijała się dobrze. Sprzedawali ryby żywe, smażone i wędzone. Klienci przyjeżdżali z okolicznych miejscowości i miast. Teraz nie mogą dojechać, a Grzywaczowie zarabiać pieniędzy. Biznes zaczyna się sypać.

Grzywaczowie nie mogą zrozumieć, jak to jest, że jeden przedsiębiorca może się rozwijać, kosztem zniszczenia innego i znikąd, szczególnie ze strony urzędu, nie ma pomocy.- Inwestor też mógł się zastanowić, że odcina komuś drogę. W trakcie projektowania można było sprawę wyjaśnić. Rozpocząć budowę, a w tym czasie rozwiązać problem – kiwa głową Przemysław Grzywacz.

Marna alternatywa

Grzywaczowie mają też pretensje do burmistrza Andrzeja Kamyszka. Od kwietnia prowadzą z włodarzem gminy rozmowy. Próbowali szukać porozumienia. Nic to jednak nie daje. W maju było spotkanie. Inwestora na nim nie było. Urzędnicy zapewniali, że będą działać. Grzywaczowie zatrudnili w końcu prawnika, żeby występował w ich imieniu. Przekonują, że był zbywany przez burmistrza.

– My nie wiedzieliśmy, że powstaje taka budowa. Nie byliśmy nawet stroną postępowania. Nikt nas nie poinformował, żebyśmy mieli możliwość przedstawienia swoich racji. Być może na tym etapie, ta budowa byłaby kilka metrów z boku i nie byłoby żadnej kolizji, dopóki burmistrz nie zbudowałby obok nowej drogi dojazdowej – tłumaczą.

Zaczęli szukać rozwiązania. Dobrą wolę wykazał Nadleśniczy z Lubska, który przyjął Grzywaczów ze zrozumieniem. Zapewnił, że mogą jeździć do swojej posesji każdą drogą leśną. Problem jednak w tym, że trudno oczekiwać, aby leśnymi wertepami do firmy dojeżdżali klienci. Błoto, doły, ciemności, a zimą śnieg skutecznie wszystkich odstraszą. Sami właściciele mają i będą mieć z tym problemy.

 Kto zapłaci za błędy

Burmistrz Andrzej Kamyszek zapewnia, że chce pomóc. Drogi jednak nie wybuduje w ciągu tygodnia. To sprawa przyszłorocznego budżetu. Teraz może co najwyżej pomóc w wyrównaniu drogi alternatywnej w porozumieniu z leśnikami.

Tłumaczy, że problem powstał dwadzieścia lat temu, kiedy była budowana obwodnica. Zjazd został zrobiony przez Zarząd Dróg Wojewódzkich nie w tym miejscu, gdzie powinien. Drogę dojazdową do posesji Grzywaczów wszyscy przez lata uznawali za gminną. Gmina nawet na prośbę właścicieli ją równała. Niedawno – w momencie sprzedaży terenu inwestorowi, okazało się, że droga biegnie przez tę prywatną działkę.

Burmistrz uważa, że to właściciel działek, który Grzywaczom sprzedał wcześniej stawy i działkę powinien był zapewnić dojazd do drogi publicznej.

– Ja nie jestem wrogiem państwa Grzywacz. Zbieram teraz pretensje za to, co było niewłaściwie zrobione dwadzieścia lat temu. Wówczas inwestor budujący obwodnicę zrobił zjazd w prywatną działkę – rozkłada ręce burmistrz. – Ja mam teraz to wszystko naprawić. Właściciele się kłócą, a gmina pokutuje – dodaje z przekąsem.

Burmistrz złożył już do Zarządu Dróg Wojewódzkich wniosek na lokalizację nowego zjazdu z obwodnicy. To jednak sprawy Grzywaczów w najbliżej przyszłości nie rozwiązuje. Przygotowanie dokumentacji i procedury potrwają miesiącami.

Do tematu wrócimy.                                                Paweł Skrzypczyński