Z Motyką na… gwiazdy

21507

Z Robertem Motyką z kabaretu „Paranienormalni” o kolejnej edycji Letnich Spotkań Kabaretowych „Ściernisko” w Sieniawie Żarskiej rozmawia Paweł Skrzypczyński

Co Pan chce pokazać tym „Ścierniskiem”? Otwieracie oczy niedowiarkom, mówicie: to nasze polskie … i to nie jest nasze ostatnie słowo?
– Idea była taka …. po wielu latach bycia na scenie, kiedy graliśmy w teatrze, filharmonii, różnych pięknych obiektach, w domach kultury, halach sportowych na ponad pięć tysięcy osób, w dużych i małych miastach, za granicą – w Nowym Jorku, Chicago, zwiedziliśmy całą Europę – niemal pół świata, wpadła mi do głowy taka myśl: a co z ludźmi, którzy mieszkają w małych miejscowościach, miasteczkach, a wręcz na wsi?

Pochodzi Pan ze wsi i stąd ta myśl?
– No tak, pochodzę z Sieniawy Żarskiej, miejscowości położonej ok. 5 kilometrów od Żar, która ma 850 mieszkańców. No i co z tymi ludźmi? Przypuszczam, że większość, być może, nie będzie miała okazji zobaczyć swoich ulubionych kabaretów, artystów, muzyków.

Jest przecież telewizja, internet. Prawie „wszystko” można sobie obejrzeć
– Oczywiście, ale nie można zobaczyć na żywo, kiedy odbiór jest zupełnie inny. Kabaret, jak i koncert najlepiej ogląda się na żywo. Emocje są wówczas zupełnie inne. W telewizji jest pokazany tylko jakiś fragment tego, co dzieje się na scenie.

Czyli trzeba ludziom z mniejszych miejscowości dać tę szansę?
– Tak. Pomyślałem, że jak oni nie mogą pojechać do amfiteatru w Opolu, Opery Leśnej w Sopocie czy do Kołobrzegu – wszędzie tam, gdzie dzieją się te wszystkie, duże imprezy telewizyjne, gdzie występują gwiazdy, to może należałoby zrobić odwrotnie, żeby gwiazdy przyjechały na wieś.

I tak się stało. Świat, który był dostępny w oknie telewizora i komputera, zrobił krok do przodu i przekroczył magiczną linię ekranu?
– I tak się stało, i tak się dzieje. Dzięki temu właśnie „Ściernisko” gromadzi tylu widzów, bo każdy ma na wyciągnięcie ręki tych artystów, których mógł wcześniej widzieć w telewizji lub internecie. Co więcej, artyści, którzy przyjmują zaproszenia i przyjeżdżają do Sieniawy Żarskiej, chętnie spotykają się z mieszkańcami, robią wspólne zdjęcia i co ważne, robią to z radością, nie odgradzają się płotami, nie uciekają do garderoby. Co więcej, zapowiadają, że w przyszłym roku też chętnie przyjadą. Myślę, że to dobra wróżba na przyszłość.

Pierwsze „Ściernisko” było sukcesem. Zanim jednak doszło do imprezy, to nie obawiał się Pan, że kabaret „Paranienormalni” porywa się z Motyką na słońce?
– Pierwsze „Ściernisko” było w ubiegłym roku, ale przypominam, że kabaret „Paranienormalni” przyjechał do Sieniawy Żarskiej już dwa lata temu. Było to moim największym marzeniem. Chciałem do mojej rodzinnej miejscowości przyjechać z kabaretem, który założyłem wspólnie z kolegami.

Mówiąc o obawach, mam na myśli ryzyko, związane z organizacją dużej imprezy
– Muszę powiedzieć, że obawiałem się. Nie wiem czego. Po prostu stres, trema przed występem przed swoją publicznością. Jednak dwa lata temu zdarzyła się rzecz fantastyczna. Rozpoczęliśmy występ, było urwanie chmury, lunął deszcz. I co? Wszyscy zostali. Graliśmy dwie godziny. Na koniec również lunął deszcz i wszyscy zostali.

I to był ten moment, który dał do myślenia?
– To utwierdziło mnie, że jest tutaj siła – są ludzie, którzy chcą się bawić, potrzebują kabaretu, potrzebują uśmiechu. Co więcej, większość moich przyjaciół, znajomych, mieszkańców Sieniawy Żarskiej angażuje się czynnie w pomoc przy organizacji.

W czym dokładnie pomagają?
– Praktycznie we wszystkim. Przychodzą i pytają: w czym mogę pomóc? Chętnie coś zrobię, wyślij mnie gdzieś, zróbmy to razem. Serce rośnie, kiedy okazuje się, że jest jakaś inicjatywa i nie jestem z tym sam. Wszyscy są zaangażowani, a potem chętnie przychodzą i oglądają. Przepraszam, że nie jestem w stanie wszystkim podziękować, bo lista jest naprawdę długa.

Wiem, że sołtys sporo pomaga
– Mam to szczęście, że sołtys Krzysztof Stefanowicz jest moim serdecznym przyjacielem jeszcze ze szkoły. Jest inicjatorem wielu przedsięwzięć w Sieniawie, a jeżeli mówimy o „Ściernisku”, to jest to ta osoba, która np. rozprowadza bilety i mieszkańcy mogą je u niego kupić. Jest też człowiekiem, do którego można zadzwonić z każdą sprawą o czwartej nad ranem i on to załatwi. Nie ma rzeczy nie do załatwienia.

Oczywiście, absolutnie nie zachęcamy, żeby dzwonić do sołtysa o czwartej nad ranem?
– Oczywiście, że nie (śmiech). Proszę nie dzwonić tak wcześnie. Natomiast, jeżeli ktoś jest z Sieniawy lub okolic, to Krzysztof chętnie w różnych sprawach pomoże.

No dobrze, kolejne „Ściernisko” przed nami, ale pojawiły się też „Ścierniska” w innych małych miejscowościach w Polsce. Robi Pan kolejny krok?
– Byłem bardzo skoncentrowany na mojej rodzinnej miejscowości. To moje miejsce, gdzie dorastałem i gdzie są moje korzenie. Natomiast po ubiegłorocznym „Ściernisku” zgłosiło się do mnie kilku organizatorów, w tym z USA, którzy chętnie przenieśliby imprezę za ocean.

Do San Francisco?
– Mówię zupełnie poważnie, to nie jest żart. Po licznych wywiadach i filmie, który nakręciliśmy na imprezie w ubiegłym roku, i który pojawił się w internecie, rozdzwoniły się telefony z różnych gmin w Polsce. Okazało się, że inni też chcą mieć u siebie taką imprezę.
Ten impuls, który wyszedł z tych gmin, spowodował, że w tym roku będzie w całej Polsce aż pięć „Ściernisk”.

Ale impuls pierwotnie wyszedł z Sieniawy Żarskiej i w ten sposób wrócił
– No tak. Wszyscy zobaczyli, że można, że ludzie się angażują, że jest publiczność, że jest kolorowo, że jest dużo pozytywnej energii. Co ważne, część pieniędzy z imprezy zostawiamy w miejscowości, w której się ona odbywa. W Sieniawie Żarskiej pomaga nam je rozdysponować sołtys, wójt, jesteśmy w kontakcie z dyrektor szkoły. W tym roku kupujemy mega profesjonalny projektor do świetlicy. Sołtys obiecał, że stworzy Fan-Strefę podczas nadchodzącego Mundialu. Młodzież będzie mogła się spotykać i wspólnie oglądać mecze. Doposażamy też salę chemiczną w szkole podstawowej. Co jeszcze? Ciągle nad tym pracujemy. Zobaczymy

Krótko mówiąc są plusy dodatnie. W ubiegłym roku wsparliście lokalną fundację „Pięknolesie”
– Pamiętam, że jak ok. dwadzieścia lat temu tworzyliśmy w Sieniawie amatorski kabaret, to organizując różnego rodzaju występy, przeznaczaliśmy pieniądze, a to na kupno drzwi do biblioteki, a to na kupno regału czy jakiegoś sprzętu, który do dziś służy. Chciałbym, żeby zawsze tak było, że zostaje trwały ślad, a nie tylko że przyjeżdża cyrk, zawija się i odjeżdża.

Wszystko jednak kosztuje, nie da się zrobić tak dużej imprezy jedynie siłami społecznymi.
– Nie da się. Robimy wszystko, żeby minimalizować koszty, ale trzeba ponieść koszty związane z techniką, wynająć scenę, oświetlenie itd. Tu dajemy radę, martwimy się bardziej o pogodę ..

…No tego akurat załatwić, kupić ani wynająć się nie da
– Mamy dobry układ z księdzem z Sieniawy …

…A to co innego. Nie wiedziałem.
– No i ksiądz obiecał, że w dzień będzie piękne słońce, a wieczorem dobra temperatura, do tego, żeby można było pobyć z kabaretem przez trzy godziny. W tym roku, zgodnie z tym, co obiecałem w ubiegłym roku ze sceny, ludzie będą już mogli siedzieć. Chcemy, żeby impreza z roku na rok była coraz lepsza.

W tym roku na „Ściernisku” nie pojawi się jednak kilka postaci. Zabraknie Mariolki, Kryspina, Jacka Balcerzaka.
– Przepytałem trochę mieszkańców, znajomych i przyjaciół, kogo by chcieli zobaczyć na scenie. Trochę się tym kierowałem. Oprócz „Paranienormalnych” będzie więc lubiany kabaret „Nowaki” z Zielonej Góry, kabaret „Chyba” z Wrocławia oraz część „Kabaretu Moralnego Niepokoju” w osobach Mikołaja Cieślaka i Rafała Zbiecia. Mogę zdradzić, że w przyszłym roku już zapowiedział się Jerzy Kryszak.

Czyli sława „Ścierniska „ zatacza coraz szersze kręgi? Impreza staje się rozpoznawalna.
– Bo jest to trochę inna impreza niż te, w których kabarety zwykle biorą udział. Nie jest organizowana z okazji dni miasta czy dożynek. Nie odbywa się ona w amfiteatrze, domu kultury, hali czy sali widowiskowej – tu scena stoi na łące.

Mam nieodparte wrażenie, że imprezą zainteresuje się telewizja. Chyba ku temu to zmierza?
– Muszę powiedzieć, że rok temu już o tym myślałem. Przyznaję, że jestem po wstępnych rozmowach z panią Beatą Harasimowicz, reżyserką, która zajmuje się kabaretem w telewizji POLSAT. Jest zainteresowanie. Jeżeli pozwolą terminy, to może uda się zaprosić panią Harasimowicz do Sieniawy, żeby spojrzała na imprezę pod kątem produkcji widowiska telewizyjnego. Jest taka szansa, taki jest mój cel. Nie ukrywam tego, że chciałbym, żeby impreza pojawiła się w telewizji.

Czyli zapraszamy na „Ściernisko” w sobotę, 26 maja?
– Zapraszam wszystkich serdecznie. Dziękuję też wszystkim, którzy nie zwątpili. Mówię w szczególny sposób o ekipie, która tworzy „Ściernisko”. To są trzy osoby. Dziękuje też za pomoc i wsparcie wszystkim mieszkańcom i przyjaciołom z Sieniawy Żarskiej.