ŻARY | Obiekt sportowy „Syrena” jest bardzo popularny. Gromadzi tłumy, ale niekoniecznie amatorów uprawiania sportu.
Akcja „Zostań w domu” to już przeszłość. A co można robić poza domem? Wiele ciekawych rzeczy. Jednak niektórzy upodobali sobie chyba śmiecenie i rozwalanie wszystkiego, co się pod rękę, albo nogę nawinie.
Praktycznie po każdym weekendzie pracownicy Miejskiego Ośrodka Sportu, Rekreacji i Wypoczynku mają pełne ręce roboty. Nie chodzi tylko o walające się butelki i śmieci. Nie chodzi też wyłącznie o samą Syrenę. Podobne rzeczy dzieją się w innych miejscach, którymi opiekuje się MOSRiW.
– Płoty wokół placu zabaw przy ul. Zwycięzców wyłamywane są regularnie, na Syrenie brakuje krzesełek, a nasi pracownicy na kolanach muszą wybierać szkło potłuczone na boiskach – wylicza Bogdan Kępiński, zastępca dyrektora MOSRiW w Żarach. – Pierwsze wycieczki na Syrenę zaczęły się wraz z łagodzeniem obostrzeń związanych z koronawirusem.
Chyba najczęstszym następstwem imprezowania w miejscach publicznych są połamane ławki i powyrywane siedziska. Regularnie pojawiają się dziury w ogrodzeniach, choćby przy Orlikach. Płot wokół placu zabaw przy ul. Ludowej też ucierpiał wielokrotnie, podobnie jak znajdujące się obok drewniane leżaki, z których wyrywane są lub łamane deseczki siedziska.
Na parkingach często walają się opakowania po hamburgerach, czy innych potrawach na szybko. Można zjeść w samochodzie, ale wyrzucić pozostałości do śmietnika, to już wykracza poza zdolności umysłowe niektórych. Łatwiej wywalić przez okno, gdzie popadnie. Betonowa ławka wyrwana z ziemi, a przy okazji kilka drzewek rosnących na terenie skateparku pomiędzy ulicami Chopina i Szymanowskiego. Przykładów nie brakuje.
– Niektórzy skarżą się na bałagan w mieście, ale on nie powstaje z niczego, sami go robimy – mówi wiceburmistrz Olaf Napiórkowski. – Żaden monitoring, żadna policja, straż miejska, ani pracownicy tych instytucji nie pomogą, gdy sami nie będziemy dbać, zwracać na to uwagi i wychowywać odpowiednio swoje dzieci. Jest u nas jakieś takie społeczne przyzwolenie na niszczenie publicznego mienia – dodaje.
– Wiele razy odbieraliśmy telefony następnego dnia, że coś zostało zniszczone, a w nocy słychać było hałasy – mówi Bogdan Kępiński. – To trochę spóźniona reakcja.
– Jak wszyscy nie zaczniemy reagować na takie zdarzenia, to pozostanie tylko syzyfowa praca sprzątania i naprawiania zniszczeń po wandalach – mówi Olaf Napiórkowski.
Andrzej Buczyński