ŻARY | Czy można powiedzieć, że baseny przynoszą straty, bo miasto do nich dokłada? Powiedzieć można, jeśli bierzemy pod uwagę aspekt wyłącznie ekonomiczny, a nie kwestię zaspokajania potrzeb mieszkańców. A ludzie chcą korzystać z basenów i niekoniecznie płacić dwa razy więcej za bilety. Podobnych przypadków jest sporo.
– Nie jest tajemnicą, szczególnie dla ludzi, którzy interesują się funkcjonowaniem samorządu, że większość rzeczy będących zadaniami miasta, wymaga nakładów finansowych, zarówno jeśli chodzi o ich powstawanie, jak i późniejsze utrzymanie – mówi wiceburmistrz Żar Olaf Napiórkowski. – Do takich dziedzin możemy zaliczyć choćby kulturę, która sama finansuje się w sposób minimalny, albo oświatę, do której miasto dokłada rocznie wiele milionów złotych.
Zadania własne samorządu finansowane są z budżetu miejskiego, czyli z dochodów.
Gdyby opierać się tylko na subwencji oświatowej pochodzącej z budżetu państwa, strach pomyśleć, w jakim stanie byłyby miejskie placówki. Ale takich wydatków raczej nikt nie kwestionuje. Kształcenie dzieci i młodzieży to przecież przyszłość tego kraju.
Podobnie jest ze sportem, do którego miasto również dopłaca. Ale sprawność fizyczna
i zdrowie mają też niebagatelne znaczenie.
Szkoły działać muszą, ale czy miasto musi utrzymywać baseny? Teoretycznie nie, bo przecież nie wszystkie miasta mają baseny i jakoś funkcjonują. Jednak mieszkańcy chcą takich atrakcji. To też stanowi o atrakcyjności miasta. Nie tylko przemysł, handel, mieszkalnictwo, ale również rozrywka – możliwości różnorodnego spędzania wolnego czasu. Takie coś jednak kosztuje.
– Niedawno czytałem, że Nowa Sól budując teraz swój basen od razu zakłada, że będzie dopłacała do niego około 2 milionów rocznie – mówi Olaf Napiórkowski. – My też pewnie dopłacalibyśmy podobnie do Wodnika, ale kilka lat temu zrobiliśmy pewne modernizacje, które zachęciły do korzystania z tego obiektu większą ilość mieszkańców.
Wprowadzono jeden bilet na wszystkie atrakcje. Jest sauna, siłownia, grota solna, jaccuzi. Wpływy z biletów są spore, ale całkowitych kosztów nie pokrywają. Niedługo zacznie się też termomodernizacja tego obiektu, co w rezultacie ograniczy też koszty utrzymania.
Jeszcze przed ograniczeniami związanymi z pandemią, z pływalni Wodnik korzystało średnio 400 osób dziennie! Wyobraźmy więc sobie, co by się działo, gdyby ktoś wpadł na pomysł, że obiekt trzeba zamknąć, bo się do niego dopłaca. Podniesienie na przykład dwukrotne cen biletów automatycznie spowodowałoby ograniczenie liczby korzystających, a tym samym przychody. I znów trzeba by było dopłacać, albo obiekt zamknąć.
– Nie podnosimy drastycznie ceny biletów, które i tak, w porównaniu do innych miast, są dość niskie, zarówno na jednym, jak i drugim basenie, ponieważ doszliśmy do wniosku, że lepiej dopłacić tę samą kwotę do dwóch użytkowników, niż do jednego – mówi wiceburmistrz. – Zależy nam na tym, aby korzystała z tego jak największa liczba mieszkańców, bo rozrywka, sport i rekreacja wypływają korzystnie nie tylko na zdrowie fizyczne, ale i psychiczne.
Burmistrz jest przekonany, że środki, które miasto dopłaca do basenów, są pieniędzmi dobrze wydanymi.
Rozrywką na nieco mniejszą skalę, w porównaniu do miejskich basenów, jest tegoroczna atrakcja parku miejskiego, czyli niedzielne łódki na nowym stawie. Chętnych do pływania nie brakowało. Ustawiały się nawet kolejki. Ale to też kosztuje. Nie tylko sam zakup sprzętu pływającego. Ktoś to musi obsługiwać, przywieźć, wodować, wypożyczać, zabrać potem do magazynu.
– Po to miasto ma jednostki organizacyjne, aby realizowały takie zadania, po to jest Miejski Ośrodek Sportu, Rekreacji i Wypoczynku, jak sama nazwa wskazuje – mówi Olaf Napiórkowski. – MOSRiW działa w formie zakładu budżetowego, czyli połowę środków może dostać, jako dotację podmiotową, a połowę musi wypracować.
MOSRiW zajmuje się wieloma obiektami, między innymi basenami, stadionem Syrena, Promienia, Unii Kunice, wszystkimi orlikami w mieście. Opiekuje się zielenią
i miejskimi parkami. Dowozi posiłki do szkół. Organizuje imprezy sportowe. I tak dalej.
– Jednym z działań z zakresu rekreacji dla mieszkańców są właśnie łódki, ale widząc jakie jest zainteresowanie, wiemy, że na coś takiego jest zapotrzebowanie – mówi Olaf Napiórkowski. – Słyszałem wiele opinii od mieszkańców, że to im się podoba.
Alternatywą jest brak atrakcji. Łódki nie muszą pływać po stawie. Trawa nie musi być skoszona, bo też to kosztuje. Dom kultury kosztuje, a nie wszyscy mieszkańcy korzystają z jego oferty. Biblioteka to też spory koszt, a przecież nie wszyscy czytają książki. Ale… część mieszkańców korzysta, zarówno z biblioteki, basenów, sekcji w ŻDK, jak i z łódek w parku. Pieniądze nie są zatem najważniejszym kryterium, stanowiącym o tym, czy coś powinno funkcjonować, czy też nie. Oczywiście, gdyby samorządu nie było stać na jakieś wydatki, to by się czegoś nie realizowało, lub też w ograniczonym zakresie. A im większe miasto ma dochody, tym więcej może zapewnić mieszkańcom.
Ten rok jest szczególny, ze względu na wirusa. Wprowadzone ograniczenia spowodowały między innymi odwołanie największej pod względem uczestników imprezy miejskiej – Dni Żar. Imprezy bardzo kosztownej, ale też ściągającej rokrocznie prawdziwe tłumy.
Kilka lat temu zmieniono formułę tego wydarzenia. Pierwszy dzień to muzyka bardzo rozrywkowa, drugi – rockowa, a trzeci oferował coś i dla dojrzalszego odbiorcy. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
– Był to sukces, bo na nasze imprezy potrafiło przyjść nawet 10 tysięcy osób – mówi Olaf Napiórkowski. – Na imprezę przeznaczaliśmy 250 tysięcy, ale rosły również wpływy na przykład z handlu z 20 do 70 tysięcy, co pokazuje, że sam rynek docenił atrakcyjność naszej imprezy. Wszystkie imprezy plenerowe dla mieszkańców kosztują i to jest normalna sprawa. W tym roku musieliśmy zrezygnować z dwóch imprez masowych – Dni Żar oraz Majówki. Pojawiają się pytania, co z tymi niewydanymi pieniędzmi. Pieniądze zostały w budżecie Żarskiego Domu Kultury i są przeznaczone na termomodernizację sali widowiskowej Luna. Dołożyliśmy trochę pieniędzy i zrobimy coś, do czego przymierzaliśmy się od lat – wyjaśnia.
Czasem nie myślimy nawet o tym, że nocą przy drogach świecą lampy, a za prąd płaci miasto. To też nie jest za darmo. Idąc przez miasto podziwiamy kwiaty, dzieciaki cieszą się z fontanny. Kto by się zastanawiał, robiąc sobie zdjęcie przy fontannie, że tryskająca woda to też jest koszt. Te kwiatki też ktoś musiał posadzić, ktoś je podlewa. Można zlikwidować fontanny, będą oszczędności, ale czy kogoś to ucieszy?
– Spotykam się z wieloma ludźmi spoza Żar, którzy bardzo pozytywnie wypowiadają się
o naszym mieście, jego rozwoju, o tym co się u nas dzieje, o ilości i jakości naszych imprez, w tym sportowych – mówi Olaf Napiórkowski. – Oczywiście, problemów jest mnóstwo, ale staramy się je rozwiązywać jak najlepiej.
Andrzej Buczyński