Anna Gavalda „Po prostu razem”. O książce tej właśnie dziś napiszę. Bo obiecałam, że całkowicie nie zaprzestanę dzielić się z Wami tym, co akurat przeczytałam. A jest to niezwykła lektura. Nieoczywista. Wzruszająca. Mądra. I kiedy w życiu dzieje się, jak się dzieje i nie mamy wpływu na to, co się wydarza mamy w sobie mnóstwo pretensji. Do losu zazwyczaj. Ale nic to nie da. Nie poprawi nam samopoczucia.
I musi minąć trochę czasu, aby poukładać wszystko od nowa. Pogadać ze sobą. Lub z przyjacielem, jeśli taki jest. Bo często znikają…
Zastanawiałam się jak zachęcić Was do sięgnięcia po tę książkę. Opowiada o trzech jakże różnych bohaterach, których los sprowadził pod jeden adres. Dziewczynę i dwóch chłopaków. I żaden to miłosny trójkąt. Dziś wyjątkowo zacytuję kilka fragmentów książki. Mam nadzieję, że zachęcę choć jedną osobę do przeczytania w całości: „(…) mówiłem o… o waszej wolności, chyba… Tym szczęściu, że żyjecie, mając wszystkich gdzieś…”
„Nie mów o tym, czego nie znasz. Koszmar to coś o wiele gorszego… Koszmar – to kiedy nie możesz zobaczyć się z tymi, których kochasz. Wszystko inne się nie liczy.”
„Możecie sobie mówić, co chcecie, i choć oczywiście zabrzmi to głupio, to oni już od dawna nie zwracali uwagi, czy coś jest głupie, czy nie. Tak naprawdę po raz pierwszy mieli wrażenie, iż stanowią prawdziwą rodzinę. Nawet lepszą niż prawdziwą, bo z wyboru, chcianą, taką, za którą się bili i nie prosili nic w zamian, tyle tylko, żeby byli razem szczęśliwi. Nawet nie szczęśliwi, nie byli tacy wymagający. Chcieli być po prostu razem. To wszystko. I to już okazało się czymś zaskakującym.”
„Od kiedy osiągnąłem dziesięć lat, miałem manię rysowania kształtu przedmiotów. Do kiedy ukończyłem pięćdziesiąt lat, opublikowałem niezliczone rysunki, ale wszystko, co stworzyłem przed ukończeniem lat siedemdziesięciu nie jest warte zachodu. Dopiero w wieku siedemdziesięciu lat zrozumiałem po trosze strukturę prawdziwej natury zwierząt, drzew, ptaków i owadów. Idąc tym torem w wieku osiemdziesięciu lat uczyniłbym jeszcze więcej postępów; przy dziewięćdziesięciu zgłębiłbym tajemnicę stworzenia, przy stu osiągnąłbym zdecydowanie stopień cudu, a gdy ukończyłbym sto dziesięć lat wszystko u mnie byłoby żywe, czy to linia, czy to kropka. (…) Napisane w wieku lat siedemdziesięciu pięciu przeze mnie, (…), staruszka zwariowanego na punkcie malarstwa.”
Czytając bez większego wysiłku wyobraziłam sobie każdego z bohaterów, każde miejsce i sytuację. Autorka nie używając zbyt rozwlekłych i nudnych opisów wszelakich, wprowadziła mnie w świat swojej opowieści.
Książkę poleciła mi ta, która jest już 3681 książek przede mną. A ja podaję dalej. M.