A jesień po prostu sobie jest

611

Kilka tygodni temu pozwoliłem sobie na drobną matematyczną analizę i prognozę dotyczącą niepowodzenia akcji zbierania referendalnych podpisów. No i cóż. Nie myliłem się. Matematyka
i rachunek prawdopodobieństwa są nieubłagane. Fiasko całej tej inicjatywy było więc bardzo łatwe do przewidzenia.
Przy okazji dowiedziałem się, co niektóre osoby o mnie myślą, w jakie to epitety bogate jest ich słownictwo. Teraz zapewne nikt tego nie odszczeka, ale zależy mi na tym tak samo, jak na liściach leżących pod drzewami jesienią.

Natomiast wy wszyscy, radośni komentatorzy rzeczywistości, a także to, co napisaliście, zostanie w internecie na zawsze. I może się zdarzyć, że ktoś kiedyś wam o tym przypomni. Psy szczekają, karawana idzie dalej.

Internet przyjmie każdą bzdurę, każdą największą nawet głupotę, z czego niektórzy skrzętnie korzystają. Wygadują i wypisują, co ślina na język przyniesie. Na żywo nikt by nie chciał tego słuchać, ale internet nie wybrzydza. Archiwizuje wszystko, jak leci.

Czasem nawet ktoś w to uwierzy. Jeśli jest zbyt leniwy, albo zwyczajnie nie potrafi zweryfikować bzdur z rzeczywistością.

Ktoś też podpisał się na referendalnych listach. Nie oceniam. Każdy miał prawo. Tak jak komitet miał prawo się zawiązać i latać po mieście dwa miesiące z pustymi kartkami, z nadzieją na ich zapełnienie. A mieszkańcy Żar dali wyraźnie do zrozumienia zwolennikom referendum, co myślą o nich i ich akcji. Dali do zrozumienia też, jakiego burmistrza na pewno nie chcą mieć. A jakiego chcą.

I to koniec historii, którą najbardziej emocjonowało się kółko wzajemnej adoracji lajkujące sobie nawzajem internetowe komentarze.

Tymczasem w Żarach posadzono drzewa. Ale nie, żeby ktoś przypadkiem nie pomyślał, że to akcja lokalnych ekologów. Nic z tych rzeczy. Oni się tym chyba brzydzą. Żeby drzewo posadzić, toż to w ziemi trzeba grzebać, a tam może być dżdżownica, fuj… Ale za to lament zawsze podnoszą, jak jakieś drzewo trzeba wyciąć. Stań w parku z siekierą, a zaraz jakiś zielony przyleci.

Tym razem była to akcja miejska. Każdy mógł się zgłosić, by posadzić drzewo na pamiątkę urodzin dzieciaka. Sentymentalnie, ale też bardziej zielono w mieście. I fajnie. Czy można się czegoś przyczepić? Wydaje się, że nie. Ale są tacy, którzy na pewno akcję skrytykują. Jak wszystko inne. MacGywery krytykanctwa zawsze na posterunku. Tyle że drzewa mają to gdzieś. Podobnie, jak większość ludzi.

W międzyczasie trwa odliczanie do 20 tysięcy zakażeń dziennie. Czy nastąpi i kiedy? Nie ma się co tym emocjonować. Wystarczy zadbać, by samemu nie stać się pozycją w statystykach.

Referenda, wirusy, weekendowa zmiana czasu… a jesień po prostu sobie jest.

Andrzej Buczyński