I co tam słychać?

661

Generalnie słychać, jak ptaszki śpiewają. Szczególnie gdzieś pod lasem, gdzie cywilizacja nie zagłusza aż tak bardzo przyrody. Ptaszki to dziwne stworzenia. Nie dość, że potrafią fruwać, to jeszcze budzą się o 3.45 nad ranem i dalej do ćwierkania. Wszystkie na raz. Jakby ktoś im nastawił ptasi budzik.

Hałasem tego nazwać nie można, bo mimo wszystko całkiem to przyjemne doznanie dla uszu. Niezmiennie nieprzyjemnym jest natomiast to, co małolaty zapodają z przenośnych głośników. Im droższych, tym głośniejszych. Nie wiem, czy ja mam pecha, że za każdym razem trafiam na repertuar, który sprawia, że krew cieknie z podrażnionych bębenków? Co to ma być? Liczba wykonawców i zespołów do których sięgam z przyjemnością liczy się w setkach. A tu nie. Zawsze coś innego.

Już małe dzieci bardzo biegle poruszają się po internecie. Takie podrostki tym bardziej. Jakim cudem nie znaleźli jeszcze, że jest coś takiego, jak słuchawki! Taki prosty i skuteczny wynalazek, który pozwala rozkoszować się muzyką, a jednocześnie nie obnosić się publicznie ze swym wątpliwym gustem muzycznym. Gustem… Co ja gadam.
Pół biedy, gdy małolat ze swym głośnikiem otoczony jest przez grupkę rówieśników. Mogę go zrozumieć. To coś w stylu – zobaczcie, jaki mam wypasiony sprzęt, a wy nie macie. Trochę drobnego szpanu za kasę rodziców nie zaszkodzi. Kto wie, może poderwie fajną dziewczynę na ten głośniczek. Na hulajnogę raczej nie, a do auta jeszcze daleko. Prawko za siedem lat dopiero.

I leci tekścik z głośniczka, że „wychowała mnie ulica”.
Z głośniczka za 8 stówek, co raczej na ulicy nie leżą.

Ale nie rozumiem zupełnie takich, którzy samotnie przemierzają ulice z ryczącym głośniczkiem. Halo, słuchawki są. Może liczy taki jeden z drugim, że i do niego się zbiegną. Będzie wtedy popularny. W końcu nie po to błagało się ojca przez trzy miesiące o głośniczek, żeby się teraz marnował.

Nie lubię gdy narzuca mi się coś zbyt nachalnie. Coś, co niespecjalnie mnie interesuje.
Do 12 lipca będę to musiał jeszcze znosić w internecie. Aby do wyborów dotrwać, bo potem polityczna propaganda powinna nieco zelżeć. Nie wyłączę komputera, bo to moje narzędzie pracy. Telewizję mogę wyłączyć, radio też. Ale głośniczka na ulicy nie mogę, podobnie jak niektórych komentarzy wypisywanych w internecie. Czasem coś niestety wpadnie mi przypadkiem do oka. To dość niepokojące zjawisko, jak jedni ludzie najeżdżają na drugich. Opluwają wręcz wirtualnie. I na tym kończy się ich odwaga. Chojraki wręcz, schowani bezpiecznie za swoim monitorkiem. A w prawdziwym życiu… uszka po sobie i „dzień dobry” nawet trudno im wykrztusić. Biedni ludzie strawieni przez swoje kompleksy, znaleźli drugie życie w internecie. Niektórzy mogli by sobie wpisać w dokumenty adres zamieszkania – internet. Tam żyją. Są panami świata. Wszystko wiedzą najlepiej i wszystkich potrafią obrzucić internetowym gównem. Przypomina mi to trochę takie właśnie internetowe chodzenie z głośniczkiem – zobaczcie jaki jestem fajny. Prawda? Prawda? No niech ktoś powie, że jestem fajny!!! Niech ktoś da lajka, albo serduszko. Nikt nie daje… To trzeba napisać coś na kogoś. Byle co, byle dopiec, skrytykować. Nie ważne, czy jest coś dobrze, czy źle. Będą lajki od innych kretynów. To jak nałóg. Jak tlen do życia w internecie.
Jedni na drugich. Inni na innych. I tak bez końca płynie fala frustracji, niechęci i nienawiści. Gdyby na kilka dni wyłączono internet, pewnie utopiliby się we własnym jadzie i żółci,
Jeden z moich znajomych powiedział mi kilka dni temu, że niezależnie od wyniku wyborów, czeka nas i tak wojna polsko-polska. Nawet nie czeka. To się dzieje cały czas. Nie od dziś. Nawet na małym lokalnym podwórku.

A tymczasem na podwórku, w żarskim parku dokładnie, od niedzieli będzie można popływać łódkami. Co niedzielę od 14.00. W sobotę koncert organowy w kościele farnym o 15.30, później spacerek po parku. Będzie można zajrzeć przy okazji do domku winnego na górce. O 18.00 inny koncert, tym razem w Lunie.

Kolejny krok w stronę normalności. Aż trudno zliczyć, ileż to imprez zostało odwołanych przez całą zawirusowaną wiosnę.
Nic to. Trzeba będzie znów skoczyć po wiadro popcornu. Ciekawe, jak etatowi lokalni narzekacze skrytykują łódki. Bo przecież nie pochwalą. Przez gardło im nie przejdzie. Właściwie to przez klawiaturę.

Andrzej Buczyński