Jak żyć z ogromnym długiem

3746
Z burmistrzem Lubska Lechem Jurkowskim o trudnej sytuacji finansowej gminy rozmawia Andrzej Buczyński.
Dwa miesiące temu Lubsko ogłosiło przetarg na kredyt i żaden bank się nie zgłosił.– Dwa banki brały udział w przygotowywaniu ofert i byliśmy pewni, że ten kredyt dostaniemy, natomiast po rozmowach, które odbyłem z dyrektorami usłyszałem wprost, że brak absolutorium był dla nich powodem, aby tych ofert nie złożyć.Co w tej sytuacji?– Przystąpiliśmy do negocjacji z jednym bankiem i kredyt dla Lubska został wstępnie zaakceptowany przez centralę aż we Francji, natomiast zażądano zastawu hipotecznego.

Na przykład ratusza?

– Nie chciałem się na takie rozwiązanie zgodzić.  Zastawić ratusz, Lubski Dom Kultury po remoncie, czy halę widowiskowo-sportową OSiR? To było zbyt rygorystyczne podejście. Nie zgodziłem się na to, chociażby dlatego, że wiązało się to z dodatkowymi kosztami, na przykład wyceną tej nieruchomości. Uparłem się przy tym, że zabezpieczeniem – jak dotychczas może być weksel. Nie osiągnęliśmy porozumienia , więc postanowiliśmy ogłosić drugi przetarg zmniejszając jednocześnie kwotę. Naszą ofertą zainteresowaliśmy dodatkowo  kolejne banki wysyłając warunki przetargu.

Po tych wszystkich zabiegach w końcu się udało.

– Dostaliśmy kredyt w kwocie 4,5 miliona.

Ale ciągle przecież spłacacie zaległe kredyty.

– Banki jednak pomimo zadłużenia w wysokości około 65 milionów przychylniej patrzą na nas widząc, że na przykład w ubiegłym roku zgodnie z planem spłaciliśmy aż 8,2 miliona, a ponadto spłaciliśmy 680 tysięcy więcej. Wyznaję zasadę inną niż mój poprzednik, który w kampanii wyborczej mówił, że trzeba brać, ile dają i to powinno być zmartwieniem tych, którzy dają, bo gmina nie może upaść. Uważam, że trzeba brać tylko tyle, ile jest konieczne. Nasze zadłużenie minimalnie spadło, ale to jest i tak bardzo mało w porównaniu do tego, co jeszcze zostało do spłacenia. Gminą zarządza się bardzo ciężko, bo te spłaty są potężne. Żeby cokolwiek zrobić, potrzebne są pieniądze. Ten rok również chciałbym zakończyć z większą spłatą, niż planowana, aby odzyskać wiarygodność w bankach.

Co by się stało, gdyby Lubsko nie otrzymało tego kredytu?

– Gmina musiałaby dalej prosperować, ale nie mogę powiedzieć, że nic by się nie stało. Kumulowały nam się płatności i straciliśmy płynność finansową. Musiały nastąpić cięcia i ograniczenia w wydawaniu pieniędzy. Wstrzymaliśmy czasowo wszystkie inwestycje, żeby nie wydawać pieniędzy, których brakowało. To tak jak w budżecie domowym – jeśli nie mam pieniędzy w kieszeni, to nawet nie wchodzę do sklepu.

Czy to by była katastrofa?

– Może nie katastrofa, ale brak płynności powodował, że płaciliśmy z opóźnieniami, a to podważało naszą wiarygodność u naszych partnerów. Udało nam się w terminie zapłacić pensje nauczycielom, ale mieliśmy jeszcze różne inne zobowiązania do zapłacenia. Cały czas na coś brakowało. Dzwoniliśmy i prosiliśmy, żeby oczekujący na pieniądze jeszcze trochę poczekali i nie karali nas odsetkami. To był okres przejściowy. Gdyby nie kredyt, inwestycje zaplanowane na ten rok, musiałyby przejść na przyszły.

Ale jak to wytłumaczyć mieszkańcom, którzy czekają na inwestycje?

– Statystycznego mieszkańca tak naprawdę nie interesuje to, że gmina ma długi. On ma dziurę w chodniku, nieświecącą lampę przy drodze i uważa, że rolą urzędu jest to naprawić. Nie mogę się zasłaniać tym, że była przeprowadzona potężna inwestycja związana z budową kanalizacji w gminie, z resztą moim zdaniem nie do końca dobrze zaplanowana, która pochłonęła ponad 63 miliony złotych. Po takich wydatkach trzeba jakoś ten oddech złapać. A nie będzie to takie proste przez najbliższe 20 czy 30 lat.

Zadłużenie 65-milionowe w zestawieniu z 87-milionowym rocznym budżetem jest bardzo wysokie.

– Kiedyś zadłużenie gminy nie mogło przekroczyć 60 procent budżetu. Zostało to zmienione, co spowodowało jeszcze większe zadłużenie Lubska. Patrząc na miejski budżet w poprzednich latach, to było branych rocznie 6-10 milionów kredytów, a spłacano tylko około 3 milionów. Zadłużenie z roku na rok rosło i to w dużym tempie. Do 2015 roku brano większe kredyty, niż zakładane spłaty. Przy tak dużych kredytach to dzisiaj tak naprawdę zżerają nas odsetki. Kredyty są wprawdzie na dobrych warunkach jeśli chodzi o oprocentowanie, ale ogólna kwota robi swoje. Przy 65 milionach nawet te 3 procent daje kwotę 2 milionów odsetek. To są ogromne pieniądze. Za to moglibyśmy zrobić na przykład 10 czy 15 chodników. Dla przykładu za ok. 80 tysięcy zrobiliśmy chodnik przy ulicy Przemysłowej, co było zauważone i docenione przez mieszkańców. A ile moglibyśmy zrobić za około 2 miliony, które wydajemy na spłatę kredytowych odsetek?

Coś jednak w gminie jest robione.

– Robimy to tak, aby dalej się nie zadłużać i budżet jakoś ograniczać. Staram się robić najpotrzebniejsze rzeczy najbardziej racjonalnie, jak to jest możliwe. Ale potrzeby są ogromne. Problemem jest chociażby ulica Robotnicza, gdzie pod nowym asfaltem wymieniono kanalizację, ale pozostawiono kilkudziesięcioletnie rury wodne. I jest dylemat, czy ciąć nowy asfalt. A awarii nie brakuje. Można było zrobić jedno i drugie przy jednym wykopie. Najważniejsza jest strategia i planowanie.

Biednego nie stać na rozrzutność.

– Jeśli coś kupujemy, to staramy się kupować nowe. Stawiamy też mocno na nasze spółki miejskie. Słyszę takie opinie o mnie, że zanim wydam jakąś złotówkę, to obracam ją kilka razy. Jesteśmy jedną z nielicznych gmin w województwie, która na tak dużą skalę wymieniła oświetlenie uliczne na LEDowe. Ta inwestycja daje nam oszczędności rzędu 20 tys. miesięcznie. 320 tys. wydane na ten cel zwraca się po 16 miesiącach. Przy 60 miesiącach gwarancji mam 44 bezproblemowe miesiące pewnego zwrotu inwestycji po 20 tys. w każdym. Takich ruchów oszczędnościowych było wiele. Zorganizowaliśmy na przykład coś w rodzaju centralnego biura zakupów. Występujemy razem w imieniu gminy, spółek, szkół, przedszkoli. W przypadku zakupu prądu każdy kupował go osobno i każdy miał inną stawkę. I nagle okazało się, że kupując wspólnie dla wszystkich udało się uzyskać cenę prawie o 40 procent niższą.

Pomimo wprowadzonych oszczędności, efekt tych działań nie nastąpi natychmiast.

– To wszystko tak naprawdę pozwala na spłacanie długów. Myślę, że przez następne 20 lat będziemy mieć – nazwijmy to – czkawkę po tej inwestycji kanalizacyjnej. Całe szczęście, że budowę kanalizacji skończyliśmy bez kar finansowych. Nie wiem po co tworzona była aglomeracja. Robienie takich instalacji na wsiach, to kilometry do tłoczenia i pompowania, a to generuje bardzo duże koszty. To powoduje, że obecnie mamy bardzo wysoką cenę za ścieki i mieszkańcy teraz to mocno odczuwają.

Nie czuje Pan jakiejś frustracji z tego powodu, że okoliczne gminy mniej zadłużone mogą sobie na więcej pozwolić?

– Oczywiście, że tak. Łatwo jest coś robić i się wykazywać, jak się ma pieniądze. Niedawno na spotkaniu wójtów, burmistrzów i skarbników padło nawet pytanie, jak my to robimy, że pomimo tak wysokiego zadłużenia tyle się u nas dzieje. Sąsiednie gminy to widzą i mam nadzieję, że mieszkańcy też to doceniają. Bo łatwo nie jest.

Startując do fotela burmistrza zdawał pan sobie sprawę, z jakimi problemami przyjdzie się zmierzyć?

– Tak, ale zawsze wiedziałem,  że Lubsko to moje miasto i chociaż mieszkałem w innych, w Polsce i za granicą, to chcę tu już osiąść na stałe i z Lubskiem wiążę swoje życiowe plany. Jestem przekonany, że mogę jeszcze coś dla tego miasta zrobić. W 1989 roku, kiedy wyjeżdżałem na studia, to miasto tętniło życiem, działały tu duże zakłady jak Luwena A i B, Ceramika, mleczarnia, PGR, POM i wiele innych, był szpital. Po latach, jak wróciłem, miałem wrażenie, że jest to niemalże obraz nędzy i rozpaczy. Nawet z córką ugryzioną przez szerszenia musiałem pojechać do Żar, bo w Lubsku nie było szpitala, ani nawet ambulatorium. To był wtedy dla mnie taki bodziec, żeby spróbować coś z tym zrobić, włączyć się do walki o lepsze Lubsko. Jesteśmy obecnie w ciężkiej sytuacji finansowej, ale ja się nie poddaję. Jak mi na czymś zależy to potrafię być bardzo uparty. Mam już satysfakcję z tego, że wiele rzeczy już się udało i robię wszystko aby moje miasto rodzinne prosperowało dobrze, a nam wszystkim żyło się lepiej.

ATB