Wymarzona liga szlachetnego sportu

3891

Z Damianem Fedorowiczem, mieszkańcem Żar, zapaśnikiem, twórcą Krajowej Ligi Zapaśniczej, rozmawia Andrzej Buczyński.
Zapaśnikiem jest Pan od urodzenia?

– Praktycznie od urodzenia. Zapasy to moje życie. Ukształtowały mnie, jako człowieka. Dzięki zapasom poznałem moją żonę i pierwszy biznes otworzyłem również dzięki zapasom. Trenowałem w żarskim Agrosie i dwa lata w WKS Śląsk Wrocław.

Jaki był największy sukces sportowy?

– Jeśli chodzi o medale, to na pewno wicemistrzostwo Europy juniorów i piąte miejsce na mistrzostwach Europy seniorów. Sam nie wiem, co jest bardziej wartościowe – te wyniki są dla mnie równie ważne.

Ale ze sportu nie dało się opłacać rachunków?

– Sport sportem, ale z czegoś żyć trzeba. Jakieś 14-15 lat temu otworzyłem kantor. Później była jeszcze firma recyklingowa, którą sprzedałem na potrzeby finansowania ligi i na niej się teraz koncentruję.

Skąd się wziął pomysł na Krajową Ligę Zapaśniczą?

– Liga nie jest czymś nowym w Polsce. Działała z przerwami. Była zarządzana przez Polski Związek Zapaśniczy, ale nie było osoby odpowiedzialnej za to, nie pokazywano tego w telewizji. Był tylko jeden styl. Obecnie mamy w lidze trzy style – wolny, klasyczny i zapasy kobiet. Kilkanaście lat temu wymarzyłem sobie, że zrobię tą ligę i teraz realizuję te swoje marzenia.

To przedsięwzięcie na skalę ogólnopolską. Zrobił to Pan sam?

– Może ciężko w to uwierzyć, ale pomysłem i jego realizacją zająłem się sam. Jak rozmawiam z potencjalnymi sponsorami, to słyszę opinie, że niektóre ligi zarządzane przez sztab ludzi są gorzej prowadzone niż ta, prowadzona przez jednego człowieka. Mam dwóch ludzi do pomocy, ale głównymi tematami zajmuję się osobiście.

Liga ma charakter zawodowy i tu już są pieniądze.

– Podpisuję umowy z klubami, z których każdy za jeden mecz dostaje 7 tys. złotych.

W pierwszym sezonie wystartowało 6 klubów. To dużo?

– Jeśli chodzi o zapasy to mało, bo w Polsce mamy 150 klubów. Myślę, że w pierwszej i drugiej lidze spokojnie mogłoby wystartować po 14 klubów. W przyszłym sezonie będzie już 8 drużyn. Jeżeli dojdzie jeszcze jedna i liczba będzie nieparzysta, to wystawimy drużynę z Żar. Moim celem jest wystawienie drużyny żarskiej, ale czy to będzie w tym sezonie, czy w przyszłym, to jeszcze nie wiadomo.

Kluby otrzymują pieniądze. Nie jest to wystarczającą motywacją do startu?

– Płacę, ale też wymagam. Zawody muszą być na odpowiednio wysokim poziomie. 7 tys. przypada na 9 zawodników. Trzeba to traktować jako pomoc, a nie podstawę budowania zespołu. Niektórzy w ogóle nie dowierzali, że taka liga powstanie. Teraz oddźwięk jest zupełnie inny i środowisko zapaśnicze zupełnie poważnie traktuje ten projekt. Kolejne kluby są zainteresowane i w kolejnym sezonie będzie ich 10 lub 12.

Zapewne zagraniczne środowiska zapaśnicze dostrzegły ten projekt.

– Na pewno nie zatrzymam się na Polsce. Sport zapaśniczy przeżywa ogromny kryzys zarówno w Polsce, jak i na świecie. Może Stany jeszcze się jakoś bronią, bo tam uprawia ten sport około 300 tys. zawodników. U nas tylko 5 tys. Rozmawiałem z Niemcami, zakładają spółkę, która będzie prowadziła ligę. Zrobią również 3 style i widzą w tym potencjał.

Telewizja polska zainteresowała się ligą?

– Płacę telewizji za każdy mecz. W przyszłym sezonie na pewno się to nie zmieni, pomimo tego, że mamy bardzo dobrą oglądalność na poziomie piłki ręcznej, koszykówki i lepsi jesteśmy od hokeja. Plan jest taki, żeby zostać w TVP, TVP Sport i w telewizji naziemnej, gdzie ta oglądalność jest bardzo duża. Chcę wypromować ten sport, żeby pojawili się sponsorzy, żeby kluby zamiast 7 tys. złotych dostawali na przykład po 30 tys., ale w zamian za to mają być najlepsi zapaśnicy na świecie. Bo zamiar jest taki, żeby to była najmocniejsza liga na świecie. Bez ligi nie ma sportu.

W Żarach zapasy są znane dzięki Agrosowi. Jak to wygląda w skali kraju?

– Uważam, że ubiegły rok był ostatnim gwizdkiem, żeby w ogóle stworzyć ligę. Potencjał w Polsce zawsze był. Ale rośnie nam konkurencja, którą lekceważyliśmy, w formie MMA i innych sportów walki. Młodzież rozchodzi się po innych dyscyplinach. Dlatego powstała ta liga, która ma dać coś więcej tym młodym zawodnikom, niż wyjazd dwa razy w roku na jakiś turniej do Bułgarii. W sportach walki najlepszy jest tylko jeden, nie tak jak w sportach drużynowych. Ale co z tymi drugimi, trzecimi i czwartymi numerami? One są potrzebne, żeby wyszkolić tego najlepszego. Stąd się bierze kryzys w sportach walki. Judo już 20 lat bez medalu olimpijskiego. Boks 25 lat bez medalu. Zapasy jakoś się bronią. Liga ma spowodować, że te drugie i trzecie numery miały z czego żyć i miały wkład w wyszkolenie tych najlepszych zawodników na świecie. Pierwszy sezon ligi pokazał, co trzeba poprawić w kwestiach organizacyjnych i teraz na pewno będzie łatwiej.

Tyle spraw do ogarnięcia. Mieszka Pan w domu?

– Mieszkam, nawet więcej niż za czasów, gdy trenowałem w klubie. Ale robię teraz miesięcznie 10-15 tys. kilometrów. Lubię taką pracę, spotykam się z ludźmi i czas spędzam aktywnie.

Takie przedsięwzięcia niewątpliwie wymagają sponsoringu.

– Na początku nie miałem z czym iść do sponsorów. Nie miałem zwykłej galerii zdjęć, o filmach promocyjnych nawet nie wspomnę. Dzisiaj jestem przygotowany zupełnie inaczej. Jest już jakieś zainteresowanie z dwóch spółek skarbu państwa. Jest światełko w tunelu. Szkoda, że duże żarskie firmy nie inwestują w sport zapaśniczy. Jestem przekonany, że za 2-3 lata pod względem oglądalności możemy wyprzedzić nawet żużel. A już teraz w lidze walczy 10 olimpijczyków z Rio. To świadczy o poziomie.

Popularność przekłada się na pieniądze.

– Pierwszy mecz w telewizji obejrzało tylko 3 tys. ludzi. Czwarty, piąty już po 30 tys., a w najwyższym momencie mieliśmy 80 tys. widzów. Niemniej jednak pieniądze są najważniejszą bolączką tego przedsięwzięcia. Ale w porównaniu z innymi dyscyplinami, to nie jest aż tak duży problem.

Mimo wszystko jest popyt na zapasy?

– Zapasy są sportem ogólnorozwojowym. To bardzo szlachetny, bezkrwawy, starożytny sport, który uczy pokory i sprawności fizycznej. Zapaśnik ważący 130 kg swobodnie skacze salto w przód i w tył. Jest to sport olimpijski. Z 26 medalami olimpijskimi nie mamy się czego wstydzić, jesteśmy czwartą dyscypliną w naszym kraju.

Czy młody zapaśnik może wiązać się z tym sportem pod kątem finansowym?

– Przy lidze tak. Najlepsi zawodnicy mieli propozycje rzędu 5 tys. złotych za jedną walkę. A to tylko 6 minut – średnio 800 złotych za minutę.

Poza tym, zapaśnicy to są prości ludzie, to „drwale” przyzwyczajeni do ciężkiej pracy. Jeśli zawodnik będzie dostawał w klubie wypłatę miesięczną rzędu 20-30 tys. złotych, to na pewno będzie zadowolony. Najlepsi zawodnicy mogą zwiedzić cały świat, a wiadomo, że podróże kształcą. Mówię tu na swoim przykładzie. Poznałem wielu interesujących ludzi. Z tego sportu można żyć.

ATB