Idziemy tam, gdzie jest niebezpiecznie

3271

Z komendantem powiatowym Państwowej Straży Pożarnej w Żarach st. kpt. Robertem Słowikowskim o pracy strażaków rozmawia Andrzej Buczyński.

Budynek żarskiej komendy straży pożarnej odstaje nieco od obecnych standardów.
– To jest jedyna komenda w województwie lubuskim, która jest w takim stanie technicznym, jak widać. Majowy wybuch w Swiss Krono był odczuwalny w promieniu nawet kilometra, nasza strażnica jest tuż za płotem, strażacy, którzy w tym czasie przebywali na służbie, mieli wrażenie, że nasza ta remiza za chwilę się zawali. Można się z tego śmiać, ale niestety takiego obiektu możemy się obecnie tylko wstydzić.

Ale plany już są.
– Koszt budowy naszej nowej komendy oszacowano na 12 milionów złotych, z czego ponad 7 milionów otrzymamy z budżetu państwa, prawie 5 milionów udało nam się zdobyć dzięki przychylności samorządów lokalnych. Taki plan finansowy wojewoda lubuski podpisał
w styczniu 2017 roku. W tym roku na budowę przeznaczona będzie kwota 653 tysiące złotych. Pozwoli to na jakieś drobne prace na naszej działce przy ulicy Zielonogórskiej, może ogrodzenie i niwelacje terenu. Roboty ziemne mamy już zakończone w 80 procentach, chociaż tego nie widać, (przyłącza kanalizacji sanitarnej, wodociągowej, elektroenergetycznej są już gotowe). Jeszcze w I kwartale 2018 r. mamy zaplanowane uzyskanie projektów wykonawczych oraz pozwolenia na budowę strażnicy oraz innych wymaganych zgód i zezwoleń. Realizację całej inwestycji przewidziano do roku 2022. Gdybyśmy mieli całą kwotę do dyspozycji już teraz, to myślę, że za dwa, trzy lata moglibyśmy się przeprowadzać. Ale to nie zależy ode mnie. Póki co, trzeba to rozpocząć i na bieżąco wykorzystywać pozyskane środki finansowe. I to co jest w mojej ocenie najważniejsze, to ciągłe lobbowanie i przekonywanie o pilnej potrzebie budowy nowej strażnicy, co przede wszystkim skróci czas dojazdu straży pożarnej do potrzebujących i zdecydowanie poprawi bezpieczeństwo mieszkańców naszego powiatu.

Jak obecnie wygląda praca strażaków?
– Można powiedzieć, że ubiegły rok był bardzo męczący i kosztowny. Z większych zdarzeń, które odbiły się szerokim echem na terenie województwa, wymienię ptasią grypę i pożar gorzowskiej katedry. Pozostałe miały miejsce na terenie naszego powiatu. 18 dni trwała akcja przy pożarze składowiska odpadów w Brożku. Zaczęło się w Walentynki, 14 lutego. Tym interesowały się nie tylko ogólnopolskie, ale i niemieckie media. Koszty i zaangażowanie ludzi były ogromne. Kolejne zdarzenie, to majowy wybuch w Swiss Krono. Cud, że przy tym zdarzeniu nikt nie zginął, gdyż siła wybuchu była tak wielka, że metalowe elementy konstrukcyjne rozrzucone były na kilkadziesiąt metrów. To jeden z większych pożarów dotyczących obiektów przemysłowych na terenie województwa. Ponadto na początku grudnia strażacy uczestniczyli w działaniach ratowniczych przy przewróconej cysternie wypełnionej ponad 30 tysiącami litrów paliwa w miejscowości Lubanice. Cysterna przewróciła się tuż obok słupa energetycznego, co bardzo skomplikowało wspólne działania zaangażowanych służb. Wszystkie te opisane zdarzenia przeplatane były działaniami związanymi z usuwaniem szkód po wichurach i nawałnicach, które wszyscy mieszkańcy naszego powiatu odczuli w miesiącu czerwcu, lipcu, sierpniu i nawet w październiku, mowa oczywiście o huraganie Ksawery i Grzegorz. Tym razem najbardziej ucierpiały okolice Lubska i Jasienia. Rok zakończyliśmy wielkim pożarem żarskiego pasażu Hayduk, gdzie zaangażowanych było 124 strażaków i 46 zastępów z jednostek PSP i OSP.

Przy zdarzeniach na taką skalę, do Żar chyba można przysyłać młodych strażaków na szkolenia.
– I tak się stało. Do Brożka przyjechał cały autobus kadetów ze Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej z Poznania. Przysłał ich komendant główny PSP. To były nowe doświadczenia dla tych młodych strażaków, ale tak naprawdę były to też nowe doświadczenia dla nas, tych którzy tu pracują od lat. Drażni mnie, jak ktoś mówi, że był to pożar śmietniska. Typowe wysypisko śmieci to odpady mieszane, odpady organiczne, których proces spalania nie wytwarza tak wysokiej temperatury i trujących dymotwórczych zanieczyszczeń środowiska. W przypadku Brożka mieliśmy do czynienia z 30 tysiącami ton plastiku. Każda kostka sprasowanego plastiku ważyła 500 kilogramów. To wszystko składowane było na powierzchni 1,5 hektara i miejscami na głębokości do 10 metrów. Zdarzenie zupełnie nietypowe, 600 metrów od rzeki Nysa Łużycka i granicy z Niemcami. Co ciekawe, zdaniem wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska, który był na miejscu, takiego pożaru lepiej nie gasić, bo plastik spalany w jak najwyższej temperaturze emituje mniej substancji szkodliwych do środowiska. To był jeden z dylematów z którym musieliśmy się zmierzyć podczas tej akcji. Warto w tym miejscu podziękować wszystkim zaangażowanym służbom, strażakom ochotnikom, wójtom i burmistrzom, a przede wszystkim staroście powiatu żarskiego, bo to dzięki jego determinacji i zaangażowaniu udało się zbudować sarkofag z piasku na całej powierzchni pożarzyska, a to koszt 150 tys. zł. Ostatnio dowiedziałem się, że jeden ze studentów Uniwersytetu Zielonogórskiego będzie pisał pracę na temat pożaru w Brożku. Myślę, że będzie to ciekawa analiza tego zdarzenia. Na pewno wskażemy wszystkie dylematy i problemy tego wyjątkowego pożaru i miejsca.

Ma pan w jednostce doświadczonych strażaków, ale czy ich ilość jest wystarczająca?
– W żarskiej komendzie pracują dziewięćdziesiąt trzy osoby, w tym dziewięćdziesięciu funkcjonariuszy. Strażacy pracują w systemie codziennym (8-godzinnym) i zmianowym. Każdej doby w jednostce ratowniczo-gaśniczej w Żarach dyżuruje dziewięciu strażaków, natomiast w Lubsku jest ich siedmiu. Można powiedzieć, że cały czas na służbie w powiecie jest szesnastu strażaków plus dyżurny przyjmujący zgłoszenia. W przypadku dużych zdarzeń, o których wspomniałem wcześniej, czym jest szesnastu strażaków? Bez wsparcia z jednostek OSP mielibyśmy ogromne problemy. Dlatego jestem im bardzo wdzięczny i zawsze angażuję się we wszystkie inicjatywy związane z pozyskiwaniem środków na nowy sprzęt dla jednostek.
Liczba strażaków zawodowych w najbliższym czasie nie zwiększy się, nie będzie też więcej dodatkowych etatów. Wakaty są w naszej służbie zdecydowanie mniejszym problemem niż w Policji.

Służby mundurowe mają braki kadrowe. W straży pożarnej nie ma takiego problemu?
– Odczuwam jakby mniejsze zainteresowanie pracą strażaka. Zawsze ten zawód postrzegany był jako stabilizacja pracy, pewna pensja i wcześniejsza emerytura. Na tą chwilę, biorąc pod uwagę pensje w innych branżach, można powiedzieć, że strażackie wynagrodzenia są stosunkowo niskie. Jeszcze pięć lat temu w naborze na dwa wolne stanowiska w straży pożarnej było 30-40 chętnych. Teraz jest 8-9, z czego po pierwszej weryfikacji na teście sprawności fizycznej odpada połowa, a bywa tak, że na badaniach lekarskich odpada druga połowa.
W ten sposób po ogłoszeniu naboru nie mamy nikogo. Ale jakoś dajemy sobie radę.
Powodem coraz mniejszego zainteresowania tą pracą jest – według mnie – właśnie poziom oferowanych zarobków.

Wydawać by się mogło, że ilość jednostek OSP i działające przy nich drużyny młodzieżowe są dobrą bazą do przyszłych kadr zawodowych.
– Jeśli zarobki będą utrzymywały się na takim samym poziomie, to w końcu i strażaków może zacząć brakować. Jesteśmy blisko granicy. Coraz więcej osób zaczyna pracować po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej. Uczestnicząc w zebraniach sprawozdawczo-wyborczych jednostek OSP zauważyłem, że liczba strażaków w każdej chwili gotowych do wyjazdu stale maleje. Owszem, są gotowi do wyjazdu, ale w soboty i niedziele, kiedy są dni wolne od pracy. Codziennie do Niemiec wyjeżdżają pełne busy z gmin przygranicznych. Tam można liczyć na zarobki co najmniej dwukrotnie wyższe, niż tu otrzymuje strażak zawodowy na średnim szczeblu i ze średnim stażem. Codzienne dojazdy rzędu 60 czy 70 kilometrów po dobrych drogach nie są dzisiaj problemem.

A wcześniejsza emerytura nie jest przywilejem w tej pracy?
– Kiedyś atutem pracy strażaka była wcześniejsza emerytura, ale tak naprawdę zawsze priorytetem dla młodych ludzi w wieku dwudziestu kilku lat jest przede wszystkim własne mieszkanie, samochód i szybka stabilizacja. Nad swoją przyszłością w pewnym wieku jeszcze się nie zastanawiają. Poza tym, 15 lat służby i emerytura, to dzisiaj już tylko mit. Zresztą, po 15 latach otrzymywało się zaledwie 40 procent emerytury. Dzisiaj, aby otrzymać emeryturę w straży pożarnej, trzeba wysłużyć 25 lat i można z niej skorzystać nie wcześniej, niż w wieku 55 lat.

Czyli mimo wszystko 10 lat wcześniej, niż w większości zawodów.
– Jest jednak różnica. Służba w straży pożarnej i inna praca zawodowa. 55-latek nie będzie
w stanie zrobić wielu rzeczy związanych ze sprawnością fizyczną. Nie wejdzie szybko na drabinę. Praca przy 15-stopniowym mrozie też jest specyficzna. W kodeksie pracy jest zapis, że gdy pracownik zauważy jakieś niebezpieczeństwo, powinien oddalić się
z tego miejsca i zawiadomić przełożonego. W służbie strażackiej jest całkiem odwrotnie. My idziemy do pracy tam, gdzie jest właśnie niebezpiecznie. A zagrożenia są bardzo duże i ich liczba ciągle rośnie. W ubiegłym roku, w porównaniu do 2016, mieliśmy ponad pięćset wyjazdów więcej.

Zdarzają się wypadki przy pracy?
– Tak jak wszędzie. Ale bardzo dużą wagę przywiązujemy do kwestii zabezpieczenia strażaka podczas działań ratowniczych. To odpowiednie ubranie specjalne, obuwie, rękawice, hełmy, sprzęt ochrony dróg oddechowych, maski, aparaty itp. Te sprawy są dopilnowane w stu procentach. Niemniej jednak zdarzają się różne sytuacje losowe. Odpukać, w ostatnim czasie nie mieliśmy poważnych wypadków związanych z działaniami ratowniczo-gaśniczymi. Były kontuzje związane z uprawianiem sportu, takie jak skręcenia stawu skokowego – strażacy muszą dbać o kondycję. Samochody strażackie są też bardzo wysokie i podczas szybkiego wejścia do wozu, lub zeskoku, zdarzają się drobne urazy. Cieszę się, że omijają nas poważniejsze wypadki, a okazji do tego nie brakowało, szczególnie w ubiegłym roku.

Macie kontakty z niemieckimi strażakami. Jak wypadamy w porównaniu
z sąsiadami?
– Trochę jeszcze od nich odstajemy, ale to nie jest już taka przepaść, jaka była jeszcze dziesięć lat temu. Mimo wszystko mamy coraz nowocześniejszy sprzęt i wyposażenie. Trudno to ocenić wprost bez dokładnej analizy. Na przykład jednostka w Łęknicy ma bardzo stare samochody, ale za chwilę otrzymają bardzo nowoczesny pojazd. Jestem nastawiony bardzo optymistycznie do zmian w naszej formacji. Gdybyśmy rozmawiali jeszcze w 2016 roku, to bym powiedział, że nasze jednostki OSP zdecydowanie odstają od jednostek niemieckich. Teraz jest inaczej.

I to już widać.
– Niedawno płonął budynek gospodarczy przy ulicy Moniuszki w Żarach. Mój zastępca, Paweł Hryniewicz powiedział, że gdy przyjechał do tego pożaru, to nie wiedział, który samochód jest nasz, a który z OSP. Tyle było nowoczesnych samochodów pożarniczych podczas jednej akcji. Jeszcze niedawno nasi koledzy strażacy ochotnicy przyjeżdżali do działań starymi wysłużonymi samochodami, były to Jelcze i Stary. Dziś pod tym względem jest coraz lepiej, a sytuacja w ostatnim czasie w zakresie pozyskiwania nowych samochodów jest wyjątkowo dynamiczna.

A więc wszyscy powinniśmy się z tego cieszyć.
– Jestem chyba szczęściarzem, bo od 2015 roku, kiedy objąłem stanowisko komendanta powiatowego, sytuacja związana z wyposażeniem cały czas się zmienia, na plus. Staramy się zabiegać o różne środki zewnętrzne. Rok 2017 to na pewno więcej okazji i większe możliwości, zresztą wykorzystane przez nasz powiat na maksa. Ważna jest też świadomość wójtów i burmistrzów i ich zaangażowanie w kwestie bezpieczeństwa. Nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Jest również duże zaangażowanie ze strony starosty, który już na początku 2015 roku miał okazję bezpośrednio poznać, problemy i trudności funkcjonowania i współpracy służb w zakresie zarządzania kryzysowego przy usuwaniu skutków wichur i nawałnic. Oczywiście największa wiedza i doświadczenie popłynęła z Brożka. Tam naprawdę wykazał się wielkim zaangażowaniem, zarówno zawodowym jak i osobistym – przy pożarzysku był praktycznie codziennie. Dzięki niemu powstał ten ziemny sarkofag. Trzeba było wyłożyć pieniądze i zorganizować firmę, która nie bałaby się wjechać koparkami na te spalone plastiki. Na zakończenie działań w Brożku sprezentowałem staroście Januszowi Dudojciowi kurtkę strażacką dowódczo-sztabową, z przeznaczeniem do kolejnych akcji.

Czego dzisiaj panu najbardziej potrzeba?
– Zdecydowanie nowej remizy. Wiadomo, że samochody też cały czas się zużywają, ale to nie jest największy problem. Tak dla porównania – samochód policyjny kosztuje maksymalnie sto tysięcy, a nasz około miliona. Obecnie samochodów ratowniczo-gaśniczych w dwóch jednostkach JRG Żary i Lubsko mamy dziesięć. Jak wcześniej mówiłem, budowa nowej komendy to zadanie państwa, jednak udało mi się przekonać wszystkich samorządowców naszego powiatu do wsparcia tej inwestycji z środków samorządowych, bo jest to bardzo ważny element naszego wspólnego lokalnego bezpieczeństwa. W realizacji tej inwestycji wspiera nas również wicewojewoda lubuski Robert Paluch, który wizytował naszą komendę oraz Lubuski Komendant Wojewódzki. Wszyscy rozumieją potrzeby, ale jak to w życiu musimy się mierzyć z różnymi uwarunkowaniami, ale mimo wszystko optymistycznie patrzymy w przyszłość.

Czy południe województwa jest trochę pomijane?
– Chyba za bardzo pokazujemy, że ze wszystkim sobie radzimy. Nie chodzi tu tylko o straż pożarną, ale o cały powiat. Z tego terenu odprowadza się w formie podatków chyba najwięcej pieniędzy do budżetu państwa. Działa tu mnóstwo firm, jest przemysł i powinna być też już od dawna nowoczesna siedziba Komendy Powiatowej PSP.

Skoro sobie tam radzą, to sobie sami poradzą?
– Można tak powiedzieć. Dla mnie najważniejsze jest to, że z naszymi lokalnymi samorządowcami współpracuje się świetnie. Dzięki przychylności burmistrz Danuty Madej i radnych miejskich w tym roku otrzymaliśmy na przykład 350 tysięcy na budowę nowej komendy. Takie pieniądze nie zdarzają się często. O takich pieniądzach mogą sobie pomarzyć nawet Komendanci w dużych aglomeracjach miejskich.

Nowe remizy mają wieże do suszenia węży strażackich. Jak sobie z tym radzicie?
– Jesteśmy właśnie w trakcie tworzenia projektu dzięki któremu będziemy mogli zakupić dwie suszarnie do węży i ubrań specjalnych. Jedna kosztuje 28 tysięcy złotych. Póki co, jak jest ładna pogoda, to węże suszymy na trawniku. A jak nie, to mamy tu takie stare przemysłowe grzejniki i radzimy sobie z tym jakoś od lat.
W Lubsku nie ma tego problemu, bo nowa strażnica była oddana w 2005 roku i taką wieżę posiada.

Teren pod nową siedzibę straży jest. Pierwsze roboty wykonane. Oby do szczęśliwego końca doszło jak najszybciej.
– Nowa lokalizacja przy ul. Zielonogórskiej jest chyba najlepsza z możliwych. Dzięki obwodnicy mamy dogodny wyjazd praktycznie w każdym kierunku. Dzisiaj
w stronę centrum Żar możemy dojechać tylko ulicą Serbską, a ta często bywa zakorkowana, szczególnie w godzinach szczytu. To wąskie gardło jest dla nas ogromnym komunikacyjnym problemem.

Tak według planów będzie wyglądała nowa siedziba straży pożarnej w Żarach.