Powolne dobijanie domu kultury

982
fot. Andrzej Buczyński

LUBSKO | Dyrektor Lubskiego Domu Kultury Maria Łaskarzewska złożyła rezygnację, pomimo uznania mieszkańców dla jej działań na rzecz otwarcia domu kultury dla wszystkich. O powodach tej decyzji i rzucaniu kłód pod nogi przez władze miasta opowiada w rozmowie z Andrzejem Buczyńskim.

Jeszcze w ubiegłym roku mówiła pani głośno i wyraźnie, że okrojenie budżetu domu kultury na ten rok, zaproponowane przez burmistrza Janusza Dudojcia, nie pozwoli placówce normalnie funkcjonować. Czy ostatecznie radni miejscy uwzględnili pani uwagi?
– Wszystko pozostało bez zmian. Już ubiegłoroczna dotacja w wysokości 1 miliona była niewystarczająca, a na ten rok przeznaczono zaledwie 850 tysięcy. Wspólnie z księgową zwracałyśmy się do pana burmistrza o zwiększenie dotacji, już w tym roku, choćby na dodatkowe, narzucone nam zadania związane z utrzymaniem terenów zielonych. Dwukrotnie prosiłam o dotację celową na zakup sprzętu, żebyśmy mogli samodzielnie wykonywać te prace. Dwukrotnie ta prośba spotkała się z odmową. Gmina w jednym piśmie zapewniała, że poczyni starania, aby w inny sposób wspomóc naszą jednostkę, ale do tej pory tej pomocy nie ma.

Może chodziło o wsparcie dobrym słowem?
– Otrzymaliśmy tylko pismo, że jest to nasz obowiązek, że jest to obowiązek dyrektora, aby dbać o tereny zielone, place zabaw, siłownię i fontannę.

Jednak wcześniej zajmowała się tym spółka miejska, a nie dom kultury.
– Tak. Przy utrzymaniu terenów zielonych pracowały przynajmniej cztery osoby.
W Lubskim Domu Kultury na dzień dzisiejszy pracuje jedenaście osób. Wychodzi na to, że musimy wyjść z biura i zacząć pielęgnować zieleń.

Dodatkowe zadania, bez zapewnienia środków oraz ludzi do ich wykonania wygląda na ewidentne pani „robienie pod górkę”. Co jeszcze było pod górkę?
– Wszystko. Za każdym razem, gdy zwracaliśmy się o jakąkolwiek pomoc, były odmowy. Radni zarzucali, że nie pozyskujemy środków zewnętrznych. Cały czas też tłumaczyłam, że przy takim budżecie będzie trudno wygospodarować środki choćby na wkład własny. Pomimo tego, złożyliśmy wniosek do Narodowego Centrum Kultury i udało się uzyskać dofinansowanie w wysokości 31 tysięcy złotych na organizację Lubskiego Festiwalu Ludowego. Miał być on poprzedzony w okresie wakacyjnym warsztatami z krawiectwa, ceramiki i rękodzieła dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Zwróciłam się do burmistrza z prośbą o zabezpieczenie tych środków w budżecie gminy. Wiadomo, że działa to na zasadzie refundacji i te środki wróciłyby do budżetu. Tu również otrzymałam odpowiedź negatywną. Jak mamy więc realizować takie projekty? Otrzymałam informację, że możemy ubiegać się o kredyt! Albo zmienić plan finansowy placówki, który nie wystarcza nawet na utrzymanie i wynagrodzenia. To chyba pierwsza taka sytuacja w historii Lubska, bo z tego co się orientuję, wszystkie instytucje kultury mają wsparcie ze strony władz samorządowych.

Rzeczywiście, brzmi to dziwnie. Kredyt na imprezę kulturalną dla mieszkańców.
– Przede wszystkim, jaki bank dałby instytucji kultury kredyt na zero procent? Ale zwróciłyśmy się razem z księgową do naszych banków lokalnych. W dobie pandemii i tak nie byłoby szans na jakiekolwiek wsparcie ze strony banków.

Czyż nie było takich tekstów, że inne jednostki w Lubsku jakoś sobie radzą, więc i LDK powinien?
– Ale inne jednostki mają zupełnie inną formę prawną i są w stu procentach finansowane z budżetu gminy. Nawet w 2015 roku dotacja dla domu kultury była wyższa, niż w 2020. Wiadomo, że koszty utrzymania przez pięć lat wzrosły, choćby samego obiektu. Płaca minimalna do góry. Redukcja zatrudnienia i tak nastąpiła. Wcześniej pracowało więcej osób. Zostało jedenaście i uważam, że jest to taki minimum, żeby móc cokolwiek realizować. A gdzie realizacja celów statutowych? Dom kultury ma się skupić na koszeniu trawników? Zajął się tym nasz pracownik gospodarczy, tak naprawdę tylko dzięki wsparciu ze strony sołectw i osób prywatnych, które użyczyły nam sprzęt. Pracownik gospodarczy, stażysta i pani od prac społecznie użytecznych… Do ogarnięcia praktycznie 15 tysięcy metrów kwadratowych. Mówiłam o terenach zielonych, ale do tego dojdzie utrzymanie zimowe. Około trzydziestu koszy na śmieci, które teraz musimy opróżniać. Nie wiem, czy LDK jest nadal instytucją kultury, czy już tylko spółką porządkującą tereny miejskie? To nie są cele statutowe domu kultury.

Jak się chce komuś „popsuć życie”, to nasyła się rozmaite kontrole. Mieliście takie w domu kultury?
– Mieliśmy ich sporo. Właśnie przed chwilą otrzymałam pismo z urzędu, że będzie kolejna, z sanepidu. Tym razem kontrola placu zabaw. Pewnie z donosu. To by był nie pierwszy taki przypadek. Była też między innymi kontrola komisji rewizyjnej rady miasta. Była Państwowa Inspekcja Pracy. A ostatnio, w dobie koronawirusa, mieliśmy zlecony audyt w naszej jednostce. Pracownicy mieli zleconą pracę zdalną, ale musiałam ich ściągać na potrzeby audytu ponieważ pan burmistrz nie wyraził zgody na odroczenie terminu, chociaż prosiłam o to mając na uwadze bezpieczeństwo swoje i pracowników. Audyt trwał trzy tygodnie.

Coś z niego wynikło?
– Same nieprawidłowości. Złożyłam zastrzeżenia do audytu na 30 stron. Oczywiście w konsultacji z prawnikiem. Jednakże, wszystkie zostały odrzucone. Opinia prawna również została podważona i zakwestionowana. Audytor wskazuje na przykład, że przy organizacji koncertów w domu kultury powinnam wynajmować zespołom lokal, zawrzeć umowę najmu
i jeszcze dodatkowo umowę użyczenia. To są zupełnie absurdalne zalecenia.

Rozumiem, że audyt związany jest z koncertem zespołu „Łydka grubasa”, późniejszą skargą z tym związaną i uznaniem tej skargi przez większość radnych?
– Oczywiście. Zawsze jest tak, że dom kultury organizuje koncerty, sprzedaje bilety, jako druki ścisłego zarachowania, a tymczasem w audycie jest zalecenie, że powinniśmy wynajmować dom kultury zespołom… Po tym koncercie zarzuca mi się, że promuję chamstwo, treści wulgarne, agresywne i rasistowskie. Powinnam zamiast tego realizować imprezy na wysokim poziomie intelektualnym.

Naprawdę? Zespół, który koncertuje w całej Polsce, legalnie wydaje płyty, propaguje treści rasistowskie?
– W uchwale rady, która uznaje skargę na ten koncert, takie „treści rasistowskie” nawet były wskazane, ale potem ten zapis usunięto. W audycie jednak to zostało. Nie wiem, w jaki sposób audytor ocenił, że zespół „Łydka grubasa” takie treści promuje. Nie przytacza w audycie żadnego tekstu piosenki. Poza tym audytor zarzuci mi niegospodarność, a przy wszystkich koncertach które badał, była nadwyżka przychodów nad kosztami. Biorąc pod uwagę cały rok, LDK wykazał stratę, ale sygnalizowałam to już wcześniej, że strata będzie przy zaniżonym poziomie dotacji. Jeden rok bywa lepszy, inny gorszy. Dom kultury to nie fabryka. A teraz przez wirusa nie mogliśmy osiągać żadnych dodatkowych przychodów. O tym wszystkim wielokrotnie informowaliśmy ratusz.

Wynajmowanie pomieszczeń dla zespołów. Taki pomysł. A jak są koncerty w plenerze?
– Mamy też imprezy niebiletowane, na przykład w okresie wakacyjnym. Nie możemy przecie za wszystko pobierać pieniędzy.

Jak wygląda kwestia prowadzenia zajęć w domu kultury?
– Opłaty za sekcje musieliśmy podnieść o sto procent. Z 30 złotych na 60. Nakazano nam, aby wszystkie sekcje się bilansowały. Wcześniej były nieodpłatne, czy też za symboliczne 10 zł. Rodzice pisali nawet coś w rodzaju petycji do burmistrza w tej sprawie, żeby coś zmienił. Dla niektórych rodzin jest to duży wydatek. 60 zł za jedną sekcję, a mamy osoby, które korzystają nawet z pięciu sekcji. A jak jest kilkoro dzieci w rodzinie, to wszystko automatycznie wzrasta. Są takie przypadki.

Wróćmy jeszcze do afery z „Łydką grubasa”. Zrobiło się o tym głośno, nie tylko w Lubsku. Doszło do tego, że mieszkańcy Lubska, rodzice, wyszli na ulicę, aby zaprotestować. Akcentowali, że to oni, a nie radni, będą decydować, na jakie koncerty zabierać swoje dzieci.
– To rodzice decydują, jak kształtować muzycznie swoje dzieci. W Lubsku chciano jak gdyby tę możliwość rodzicom odebrać. Niestety. Koncerty „Łydki grubasa” w całej Polsce organizowane są bez ograniczeń wiekowych. Koledzy, z którymi się kontaktowałam, zgodnie stwierdzili, że ja mam tu w Lubsku jakąś makabryczną sytuację. Wychodzi na to, że tu działa cenzura. A gdzie jest jakaś wolność twórcza, artystyczna? Nie wiem, jak mam rozumieć zalecaną przez audytora kulturę na wysokim poziomie intelektualnym. Może chodzi o to, aby w Lubsku organizować tylko koncerty kameralne, może organowe? Celem statutowym LDK jest zaspokajanie potrzeb kulturalnych wszystkich mieszkańców. Wspomniany koncert był o stosownej godzinie, nie było na nim alkoholu.

Koncert bez alkoholu. Ale przecież w kawiarence można było zamówić sobie piwo.
– Burmistrz od jakiegoś czasu nie wyraża nam już zgody na sprzedaż alkoholu, nawet jednorazową. Wcześniej można było, a teraz już nie. A stanowiło to przecież dodatkowe źródło przychodu naszej placówki.

Kawiarenka Mocca w LDK przyciągała mieszkańców, od momentu, gdy pani ją uruchomiła.
– Oprócz koncertów robiliśmy tam różne wernisaże, wystawy. Można było też przyjść, zamówić sobie kawę, czy piwo i spędzić czas w ogródku, który również stworzyliśmy. Dom kultury – tak jak mówiliśmy – to nie fabryka, ani forma prywatna. Musi oferować mieszkańcom różnorodną formę rozrywki, dostosowaną do realiów naszego miasta.

Słyszałem i czytałem wiele opinii, że pod pani kierownictwem ta placówka odżyła, że dużo zaczęło się tu dziać. Rzeczy, których wcześniej nie było.
– Tym bardziej właśnie decyzja, którą podjęłam, była dla mnie trudna. Mieszkańcy bardzo chętnie i aktywnie włączali się we wszelkie działania, które podejmowaliśmy. I tak naprawdę, w 2019 roku z dotacji podmiotowej nie wydaliśmy ani złotówki na organizację imprez. Odbywały się one albo z naszych przychodów, albo dzięki współpracy z różnymi środowiskami, organizacjami, sołectwami oraz osobami prywatnymi, które wspierały nas po prostu, bezinteresownie. Instruktorzy bardzo często pracowali bez wynagrodzenia, po to tylko, żeby wspomóc i aby cokolwiek dla mieszkańców w tym Lubsku się działo.

To o co właściwie chodzi? Było za dobrze?
– Jak widać, wszystkie działania burmistrza zmierzały do tego, żeby ograniczyć naszą działalność.

Lubsko ma problemy finansowe. Czy nie jest to wygodny argument za obcinaniem kasy na kulturę?
– Cały czas słyszymy odwołania do programu naprawczego, ale jeśli chodzi o wysokość ściętej dotacji, my chyba zostaliśmy potraktowani najbardziej radykalnie ze wszystkich jednostek. Wytłumaczenie słyszymy takie, że możemy osiągać przychody. Ale żeby osiągać przychody, trzeba też ponosić pewne koszty. W tym momencie dotacja nie wystarcza nam na bieżące utrzymanie. Jakie kroki powinnam w tym momencie podjąć? Ograniczyliśmy korzystanie z energii. Wyłączamy oświetlenie wokół domu kultury dosyć szybko. Przez koronawirusa, gdy byliśmy zamknięci, koszty mediów były mniejsze. Mimo wszystko, po wyliczeniach – pieniędzy nie wystarczy. Powinnam zwolnić pracowników, bo koszty wynagrodzenia pochłaniają znaczną część dotacji podmiotowej? Tylko czy to jest rozwiązanie? Czy mają na tym ucierpieć pracownicy – ludzie, którzy bardzo dobrze wykonują swoje obowiązki. Może najlepiej zwolnić wszystkich i całkiem zamknąć Lubski Dom Kultury. Będą oszczędności. Jak można organizować imprezy dla ludzi, gdy nie będzie oświetleniowca, akustyka, gdy nie będzie nawet komu posprzątać po imprezie.

Dlaczego podjęła pani decyzję o rezygnacji właśnie teraz?
– Dlatego, że przeanalizowałam jeszcze raz sytuację. Zbliżamy się do półrocza. Wspólnie z księgową przyjrzałyśmy się budżetowi dogłębnie. Ścięłyśmy wydatki na wszystkim, co było możliwe. Uwzględniłyśmy również przychody, gdybyśmy
w pełni uruchamiali nasze sekcje od września. Okazało się niestety, że pomimo tych prób, nasz budżet tego nie udźwignie. Uznałam więc, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, aby nie poświęcać pracujących tu osób i nie redukować etatów, będzie moje odejście.

Placówka powinna mieć dyrektora.
– Mam nadzieję, że jeśli ja odejdę i pojawi się nowy dyrektor, to może burmistrz dołoży środków na kulturę i Dom Kultury w Lubsku przetrwa.

Jeśli wraz z inną osobą pojawią się dodatkowe pieniądze, będzie to oznaczało, że jednak można i że dotychczasowe cięcia były raczej złośliwością. Bo niby skąd nagle?
– No tak, złośliwością w kierunku mojej osoby.

Nie tylko pani postanowiła odejść z domu kultury.
– Wraz ze mną, idąc jakby za moją decyzją, cztery osoby zrezygnowały z prowadzenia sekcji – to Mini Disco, Teatr Fantazja oraz sekcja krawiecka.

Z tego wynika, że władze Lubska będą musiały znaleźć nie tylko dyrektora, ale i osoby do prowadzenia zajęć. Takim trzeba będzie też z czegoś zapłacić.
– To jest przykre, bo wszystko odbywa się tak naprawdę kosztem mieszkańców, dzieci i młodzieży oraz dorosłych uczestniczących w życiu kulturalnym naszego miasta.

Przeczytałem w internecie dziesiątki komentarzy, które pojawiły się po tym, jak oznajmiła pani, że odchodzi ze stanowiska. Same pozytywne, doceniające pani pracę, a jeśli już negatywne, to raczej skierowane w stronę władz miasta.
– Nie spodziewałam się, że będzie tego aż tyle. Jest to tym bardziej dla mnie budujące, że ta moja praca nie poszła na marne. Ludzie tak naprawdę dostrzegli to, że w Lubskim Domu Kultury zaszły pewne zmiany, że kultura odżyła. Tak to odbieram i do tego zmierzałam, aby LDK otworzył się na wszystkie grupy społeczne. Te głosy są dla mnie bardzo miłe, ale jednocześnie jest mi przykro, bo decyzja którą podjęłam, była dla mnie bardzo trudna. Długo się zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że jest to jedyne racjonalne wyjście z tej sytuacji.

To była droga donikąd? Co by było za sześć miesięcy?
– Za pół roku mogłoby się okazać, że zostałabym oskarżona za naruszenie dyscypliny finansów publicznych, ponieważ nie zapewnię pracownikom wynagrodzenia. Do tego mogłoby dojść. Bo przecież znałam wysokość dotacji na początku roku i powinnam podjąć stosowne kroki, aby pieniędzy wystarczyło. Tylko, że jeśli dotacja jest niższa o 150 tysięcy, to trudno w naszej gminie zwiększyć przychody o taką kwotę.

Pracownicy LDK z pewnością nie są dziś w komfortowej sytuacji, gdy nie znają przyszłości, nawet tej niezbyt odległej.
– Zbudowaliśmy tu naprawdę fajny zespół ludzi. Pracowało nam się naprawdę cudownie i mogliśmy wręcz wspólnie góry przenosić. Nie było czegoś takiego, że komuś nie chce się pracować. Pracownicy często przychodzili społecznie i nie żądali za to dodatkowych pieniędzy. Pracowaliśmy przecież i w soboty, i w niedziele. Bez dnia wolnego. Nawet przy tych jedenastu osobach i tak musieliśmy się dodatkowo wspierać ludźmi, którzy nam pomagali. Pracujemy w zasadzie w systemie dwuzmianowym i naprawdę nie jest łatwo jakoś to obsadzić. Do czego to zmierza? W jakim kierunku? Ta sytuacja zupełnie mija się z jakimikolwiek założeniami działania samorządowej instytucji kultury. Nie godzę się z tym, aby polityka miała wpływ na kulturę. To nie władza powinna nakazywać dyrektorowi domu kultury, co ma oferować mieszkańcom. To mieszkańcy powinni decydować o tym, czego oczekują w ofercie kulturalnej. Ja szłam za głosem mieszkańców. Myślę, że żadna z osób, które zwróciły się do nas, nie została odesłana z kwitkiem. Razem staraliśmy się wypracować jakieś wyjście z sytuacji, nawet gdy wiele rzeczy było dla nas niemożliwych.

Nie zawsze da się zrobić coś z niczego.
– Ferie dla dzieci w tym roku zorganizowaliśmy właściwie własnym sumptem. Przynosiliśmy z domów swoje prywatne rzeczy, swoje gry, konsole do gier, aby stworzyć fajną ofertę. Na całe dwutygodniowe ferie wydaliśmy tylko 500 złotych. To chyba nie jest dużo? A mieliśmy przy tym zdrowe śniadanka i różne akcje, które organizowaliśmy dzieciom.

Tylko, że nie tak to powinno wyglądać.
– Poświęcam część swojej diety radnej powiatowej i przeznaczam na działalność Lubskiego Domu Kultury.

Ciekawe, co będzie w stanie poświęcić pani następca?
– Nie ukrywam, że wiele rzeczy organizowałam nawet kosztem życia prywatnego. Kulturę trzeba czuć. Dyrektor domu kultury musi być dostępny tak naprawdę non stop, jeśli oczywiście chce się zaangażować w tego typu działalność. Absolutnie nie jest to praca między siódmą a piętnastą ze wszystkimi wolnymi weekendami.

Gdyby znienacka zadzwonił telefon i głos w słuchawce poinformowałby, że dom kultury dostał – dajmy na to – dodatkowe 300 tysięcy. Zostałaby pani?
– Wtedy bym to przemyślała. Gdyby środki finansowe zostały zabezpieczone i gdybym miała gwarancję, że to nie jest tylko na chwilę – że dzisiaj jest, a jutro ktoś mi znów zabierze, poważnie bym się zastanowiła nad pozostaniem na stanowisku.

Ale dziś patrzy pani raczej w kierunku nowej pracy?
– Patrzę, bo muszę. Życie jest jakie jest. Przede wszystkim zwracam też uwagę na swój rozwój zawodowy. Myślę, że nowa praca będzie nowym wyzwaniem. Ale też trochę starym. Wracam do urzędu. Tym razem do Jasienia. Będę pracowała, jako kierownik referatu zamówień publicznych, ochrony środowiska i promocji.

Trochę inny profil działalności.
– Do kultury na pewno jeszcze wrócę, mam przynajmniej taką nadzieję. Nie będę na siłę tam, gdzie mnie nie chcą. Idę tam, gdzie – mam nadzieję – wykorzystam swoją wiedzę i doświadczenie. Skorzysta na tym gmina sąsiednia, skoro nasza nie docenia tego, co ma. I tego, co mogłoby się jeszcze wydarzyć, bo pomysłów na funkcjonowanie domu kultury mam jeszcze spokojnie na kilka, a nawet kilkanaście lat. Być może wykorzystam je w innym miejscu.

Czego będzie brakowało pani najbardziej?
– Dosłownie wszystkiego. Ludzi i tej atmosfery, tych naszych spontanicznych działań organizowanych dla naszych mieszkańców… A mieszkańcy może przejrzą na oczy, zobaczą co tu się dzieje. Część już przejrzała. Dyrektorem, czy kimś innym na stanowisku, tylko się bywa. A człowiekiem pozostaje się przez całe życie. Tego zawsze się trzymałam. Nigdy nie powinno palić się za sobą mostów. Z ludźmi należy współpracować, czasem pójść na kompromis. Porozumienie jest najważniejsze, zarówno w pracy, jak i w życiu osobistym.

fot. Andrzej Buczyński