Targowisko musi poczekać

3118

Miała być modernizacja, poprawa warunków, estetyki i komunikacji. Na razie plany spaliły na panewce. Największe w województwie i jedno z największych w Polsce targowisko będzie jednak modernizowane.

W tym roku miasto nie planuje pieniędzy na modernizację targowiska. Powinny znaleźć się dopiero w budżecie na rok 2020.

– Myślę, że targowisko jeszcze wytrzyma – zapewnia z nadzieją burmistrz Danuta Madej – W tym roku nie możemy sobie na to pozwolić. Trzeba sfinansować projekty, na które możemy dostać dofinansowanie i to jest priorytetem – dodaje.

Targowiskiem zarządza miejska spółka – Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, która oprócz poboru opłat, przekazywanych do kasy miasta, jest odpowiedzialna także za bieżące naprawy i remonty, utrzymanie i eksploatację.

– W tym konkretnym przypadku, to nie ZGM a miasto może się ubiegać o dofinansowanie projektu na modernizację – podkreśla Krzysztof Tuga, prezes spółki.

Zmienione kryteria

Projekt modernizacji został przygotowany jeszcze w poprzedniej kadencji. W ratuszu rządziła ta sama ekipa, w ZGM-ie ten sam prezes. Urzędnicy postanowili sięgnąć po dofinansowanie z PROW (Program Rozwoju Obszarów Wiejskich). Projekt nie mógł przekroczyć kwoty miliona euro. Opiewał zatem na 4,5 mln. złotych a w tym z dofinansowania można było uzyskać milion złotych

– Spełniliśmy wszystkie kryteria. W trakcie konkursu pojawiły się jednak nowe założenia i postawiony został nowy warunek – rozkłada ręce Krzysztof Tuga.

Żeby wziąć milion dofinansowania, to na targowisku musi być wyznaczona i określona ilość miejsc dla rolników. Konkurs zakładał, że połowa. Nie byłoby problemu, bo już teraz spora ilość to stoiska handlowe dla rolników. Niestety, ale zgodnie z nowymi założeniami, jak rolnik nie przyjedzie z towarem do określonej godziny, z reguły do 8. rano, to jego stanowiska handlowego nie można na ten dzień oddać komuś innemu, kto nie handluje płodami rolnymi. Wyłącznie tak dużego obszaru z innego niż rolnictwo handlu nie jest więc możliwe. Głównie z powodów ekonomicznych.

Teoretycznie można by tak zrobić i wpuszczać na wolne miejsca handlowców z innym towarem, ale to może mieć bardzo poważne konsekwencje. Wystarczy, że na placu pojawią się kontrolerzy i stwierdzą złamanie umowy. Wówczas trzeba będzie oddać pozyskany z dofinansowania milion. Ryzyko jest więc ogromne. Na taki scenariusz miasto nie może sobie pozwolić. Nikt się pod takim rozwiązaniem nie podpisze.

Ekonomia przede wszystkim

Już dzisiaj targowisko bilansuje się na zero. Ograniczenie handlu  spowodowałoby więc problem finansowy i nie miałoby ekonomicznego sensu.

– Na to nie możemy sobie pozwolić. Co miesiąc ponosimy koszty utrzymania placu, płacimy za prąd, sprzątanie. Koszty mamy te same, a handlujących w okresie zimowym jest dużo mniej niż w innych porach roku – mówi Krzysztof Tuga. – My prowadzimy targowisko po kosztach. Opłaty za handel są niskie. Nie zarabiamy na tym i dlatego ono dobrze funkcjonuje.

Także z powodów ekonomicznych nie można na targowisku uruchomić sprzedaży żywego inwentarza. Nawet sprzedaż drobiu obwarowana jest przepisami weterynaryjnymi, które są trudne do spełnienia. Handel żywym inwentarzem wymaga wydzielenia specjalnej, utwardzonej i ogrodzonej strefy z dostępem do bieżącej wody, pomieszczenia na odpady pochodzenia zwierzęcego w warunkach chłodniczych, sprzątania, odkażania i nadzoru weterynaryjnego.

– Taka wydzielona strefa musiałaby być w centrum targowiska, żeby spełnić wymagania dotyczące odległości od budynków – wyjaśnia prezes Tuga.

Koszt przygotowania takiej strefy wyniósłby 1 milion złotych i około 50 tysięcy kosztów co miesiąc. Opłaty za handel musiałyby być więc na poziomie kilkuset złotych. Prezes podkreśla, że to jest po prostu nieekonomiczne.

Wyciągnięte wnioski

Jak tylko będą zapewnione pieniądze na finansowanie, to modernizacja będzie robiona etapami. Projekt i pozwolenie na budowę są ważne.

Co ważne, struktura organizacyjna targowiska nie ulegnie zmianie.

– Z błędów modernizacji ryneczku przy ul. Kąpielowej wyciągnęliśmy wnioski – zapewnia Krzysztof Tuga.

Zostaną więc te same stanowiska handlowe. Przybędzie też kolejnych 160 po utwardzeniu części placu, gdzie dziś prowadzony jest handel używanym sprzętem, odzieżą i wszystkim, co jest tylko do sprzedania. Pod wieżą ciśnień nie będzie parkingu a miejsce rekreacyjne, gdzie będzie można usiąść na ławce i odpocząć. Wieża musi mieć tzw. strefę ochronną więc zostanie to wykorzystane do nasadzenia zieleni.

Cały plac będzie oświetlony, w miejsce starych pojawią się nowe stoły z zadaszeniem oraz dwie wiaty na rowery przy bramach wjazdowych. Wyznaczona zostanie też strefa dla kamperów z których będzie można sprzedawać żywność. Kampery będą mogły podłączyć się pod prąd i bieżącą wodę. Targowisko będzie na noc zamykane.

 

Paweł Skrzypczyński, fot. PAS

 

Miejsce dla rolników

Rolników chętnych do handlu na targowisku nie brakuje. Przyjeżdżają z  Bolesławca, Głogowa, Leszna a nawet Kalisza i Sieradza. Zapotrzebowanie na miejsce handlowe jest spore. Nie wszyscy miejscowi rolnicy mają możliwość handlu.

– Nie ma miejsca dla rolników z naszego powiatu a jest dla przyjeżdżających? – pyta Ireneusz Kowal z żarskich Kunic, członek Lubuskiej Izby Rolniczej.

– Wiele osób płaci od lat za rezerwację stoiska na 3 miesiące z góry i może to po upływie terminu na kolejne 3 przedłużać. Potem często nie przyjeżdżają, a ja nie mogę rozwiązać umowy, jeżeli ktoś wniósł opłatę. Ktoś musiałby zrezygnować – tłumaczy prezes Tuga.