Jak cieszą zwykłe rzeczy

700

Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie dostrzec. Może czasem nawet je zauważamy, ale z reguły nie przykładamy do tego większej wagi. Sytuacja i punkt widzenia na pewne sprawy zmieniają się w momencie, gdy ktoś nas tego pozbawi.

Tak było z lasami, które w tym roku zamykane były dwukrotnie. Jak to, nie można wejść do lasu? Przecież zawsze można było! I wiele osób nagle zatęskniło za lasem. Nagle okazało się, że bez lasu prawie nie można żyć. Po otwarciu ruszyliśmy na spacery, na rowery, wróciło leśne bieganie. Do lasu wybrali się nawet ci, którzy na co dzień o lesie w ogóle nie myślą. Dlaczego? Bo nagle było już można. Bo zakaz przestał obowiązywać. To jakby symbol wolności utraconej i odzyskanej.

Sportowcy wrócili do treningów. Na początek w sześcioosobowych grupkach. Zaraz będą większe. Wraca też możliwość treningów w halach. Niby zwykła rzecz, a radość z tego ogromna. Nie na zasadzie – dziś znów mam trening – ale wręcz – huuuurrrrraaaaa, idę na trening!

Codzienne zajęcie stało się prawie powodem do świętowania. Bo coś było zabronione, by znów stało się dozwolone.

Najłatwiej docenić coś, gdy się to straci. Człowiek zdrowy nie będzie raczej cieszył się codziennie ze swojego zdrowia. Jest zdrowy, to normalne, tak jest i tak powinno być. Jest zdrowy od lat i nawet o tym nie myśli. Zaczyna dopiero, gdy pojawia się choroba. Wtedy przychodzi refleksja, że zdrowie jest najważniejsze, że oddałby wszystko, byle znów być zdrowym.

Tak jak po stracie kogoś bliskiego. Śmierć jest definitywna. Z tego nie da się wyzdrowieć. Może pojawi się nawet żal, że nie poświęciliśmy tej osobie odpowiednio wiele uwagi, gdy jeszcze żyła. Może czegoś się nie powiedziało. Może czegoś wspólnie nie zrobiło…
Rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, nie jest aż tak definitywna i nieodwracalna. Ograniczenia nałożone na całe społeczeństwo zostają powoli łagodzone i znoszone.
Proszę sobie wyobrazić, co byście zrobili, gdyby ogłoszono, że za miesiąc lasy zostaną zamknięte już na zawsze. Zapewne wielu chciałoby spędzić tam jak najwięcej czasu. Żeby się nacieszyć, by jak najwięcej tych ostatnich chwil zapadło głęboko w pamięć. By móc potem powracać myślą do tego, co już nie wróci. Lasów nikt nie zamknie na zawsze, ale myślę, że warto się nad tym zastanowić. Może dzięki temu uda się nam zwracać większą uwagę na rzeczy zwykłe, z których można czerpać radość.

Niech wreszcie będzie jakiś pożytek z tej epidemii.
W sensie bardziej duchowym, bo materialnie to oczywiście katastrofa. Może warto zamiast przeklinania budzika o poranku, spojrzeć przez okno, zobaczyć słońce i zdać sobie sprawę
z tego, że przed nami jest właśnie pierwszy dzień z całej reszty naszego życia. I co istotne, że mamy siłę wstać z łóżka.

Nic nadzwyczajnego? Otóż właśnie… Niektórzy tego zrobić nie mogą. Przynajmniej nie
o własnych siłach. I jak to wygląda z tej perspektywy? Czy nie jest to powód do radości?
Wracają fryzjerzy, otwierają się salony kosmetyczne. Najpierw trzeba będzie się tam jakoś dostać, ale już po wyjściu spójrzmy w lustro. Zatrzymajmy się na chwilę. Czy ta fryzura nie będzie przypadkiem najlepszą, jaką mieliśmy do tej pory? To może sprawić radość, podobnie jak fakt, że jeszcze wszystkie włosy nie wypadły. Ale to już raczej nie każdego dotyczy. Radosnych fryzjerskich wrażeń pozbawieni będą na pewno wszyscy politycy, którym – jak to widać w telewizji – włosy wcale nie rosną. A także ci, którzy preferują rozwiązania w stylu jechanki maszynką na zero. Oni zawsze wyglądają dobrze.
Ciekawe, czy uczniowie cieszą się, że do końca roku szkolnego, czyli do 26 czerwca, do szkół już nie wrócą. Może raczej ci bardziej odporni na wiedzę. Zapewne jednak wszyscy tęsknią za normalnymi kontaktami ze swoimi rówieśnikami.

Wyraz tęsknoty pojawił się też ostatnio na stronie żarskiego parkrunu. Biegaczom brakuje tej atmosfery, poczucia wspólnoty, cosobotnich spotkań, pomimo tego, że przecież sami mogą sobie biegać do woli.
W końcu będzie też można pójść do baru, czy innego lokalu, na obiad lub chociaż na kawę. Nie wydaje mi się, że nagle knajpy przeżyją oblężenie. Raz, że obowiązują pewne ograniczenia sanitarne, a dwa – na pewno jeszcze jesteśmy trochę nieufni, czy aby to już jest bezpieczne.

Z drugiej strony. Widział tu ktoś gdzieś ostatnio jakiegoś wirusa w okolicy?
Dwa ostatnie potwierdzone przypadki zakażeń w całym województwie lubuskim odnotowano… 4 maja. Od tamtej pory ani jednego. Czy to znaczy, że już jesteśmy bezpieczni? Nie tak do końca. Na pewno nie należy rezygnować z nowych przyzwyczajeń, które nabyliśmy w ostatnich miesiącach. Częste mycie rąk, maseczki i rękawiczki szczególnie w sklepach, zachowanie dystansu. To akurat chroni nie tylko przed koronawirusem, ale i innymi chorobami, takimi jak na przykład popularna grypa. Nie ma tego złego.

Najwyższy już czas przestać się bać i zacząć żyć w miarę normalnie. Rozsądek jednak warto zachować. Jak zawsze.
I uśmiechnąć się do kogoś, choćby przez maseczkę.

Andrzej Buczyński