Dać szansę Polakom na bogacenie się

3008

Z Januszem Korwin-Mikke nie tylko o recepcie na budowanie dobrobytu rozmawia Paweł Skrzypczyński

W jakim celu przyjeżdża Pan do Żar? W końcu to niewielkie miasto. W Polsce jest sporo dużych miast, gdzie są chyba ważniejsze problemy?
– W Żarach jestem nie pierwszy raz. To jedno z tych miast, które się świetnie rozwijają, nie przejmując się różnymi głupotami, które dzieją się w Warszawie. I tak trzeba robić. Ludzie już przyzwyczaili się, że tam w Warszawie rządzą na zmianę durnie i złodzieje, ale nie trzeba się tym przejmować i należy robić swoje.

W Polsce jest dobrze, czy jest źle? A może będzie lepiej?
– Jest lepiej niż w innych krajach Unii Europejskiej i to jest plus. Rozwijamy się lepiej. Natomiast rozwijamy się gorzej niż np. Chiny czy Nigeria i to już jest źle. W 1988 r. były dwie koncepcje. Pierwsza: pójść drogą chińską, czyli zachować nazwę socjalizm, a faktycznie go zlikwidować. Druga koncepcja, to koncepcja Unii Europejskiej: głosić, że należy zlikwidować socjalizm, a tak naprawdę go zachować. Niestety, ale poszliśmy tą drugą drogą.

A jaka jest recepta na zmianę i budowanie dobrobytu?
– Trzeba zlikwidować to, co przeszkadza …

A co przeszkadza?
– Oczywiście socjalizm. Dlaczego telefony komórkowe działają dobrze? Bo państwo się do tego nie wtrąca. Dlaczego dobrze działają restauracje? Przecież za komuny rząd dbał o restauracje. Była specjalna komórka w jakimś komitecie drobnej wytwórczości, która ustalała receptury, żeby było dobrze i smacznie. Było jednak okropnie. Zlikwidowano ten komitet czy ministerstwo i od razu wszystko się polepszyło. Podobnie, gdyby zlikwidować Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Zdrowia, to od razu w oświacie i zdrowiu by się polepszyło.

Może jednak należałoby stopniowo wprowadzać zmiany?
– Ludzie nie rozumieją, że socjalizm trzeba zlikwidować i zaorać, a nie poprawiać. Tego się nie da poprawić. Samo to, że od siedemdziesięciu lat próbuje się poprawiać państwowy system zdrowia, świadczy to o tym, że nie da się tego systemu poprawić. Jeżeli po tylu zmianach nadal działa źle, to po prostu idea jest zła.

Nie tylko moi znajomi zastanawiają się, jak to jest, że kiedyś chodzili do ośmioklasowej podstawówki, potem było tyle reform oświaty, a w efekcie wszystko wróciło do tego, co już było. Po co było tracić tyle energii i pieniędzy?
– Bo problem polega nie na tym, czy się coś podzieli tak, czy inaczej. Chodzi o to, żeby szkoły znów były prywatne, i żeby rodzice decydowali o tym, czego się uczą ich dzieci. Jeżeli prowadzę dziecko do restauracji, to ja decyduję, którą potrawę wybiorę z menu, właściciel decyduje, kogo zatrudnia jako kucharza, a kucharz decyduje, co wstawić do menu. I to działa. Natomiast w obecnym systemie edukacji decyduje minister. A to prywatny właściciel szkoły powinien decydować, które przedmioty wstawić i którego nauczyciela zatrudnić, a rodzice zadecydować, do której szkoły posłać dzieci.
Można też spytać, po czym widać, że system szkolnictwa działa źle?

No właśnie, po czym?
– Po tym, że żadna szkoła nie bankrutuje. Żeby jakakolwiek branża działała dobrze, to złe firmy muszą bankrutować. Jeżeli złe nie bankrutują, to znaczy, że coś jest źle. To samo dotyczy złych szpitali i złych placówek medycznych. Udało się zlikwidować socjalizm w różnych dziedzinach i tam działa wszystko dobrze. Nie udało się w oświacie i służbie zdrowia, które stanowią przecież w sumie przeszło połowę budżetu państwa, dlatego tam wciąż działa to źle.

I pomimo ciągłych reform nic nie zmienia się na lepsze?
– Tak, bo nadal państwo tym zarządza. Trzeba usunąć państwo z tych dziedzin. Właściciele szkół w obawie przed bankructwem, będą uczyli rzeczy potrzebnych. Inaczej stracą rodziców, czyli klientów. Dzisiaj o szkole decyduje urzędnik ministerialny, a to rodzice powinni decydować o tym, czego się uczy w szkołach.

Istnieje niebezpieczeństwo, że rodzice zażądają nauki różnych, kontrowersyjnych teorii.
– Zapewniam, że nic się nie stanie. Część uczniów będzie w te teorie wierzyła, część nie, inni o nich zapomną. Nawet, jak jedna szkoła w Polsce będzie uczyła, że ziemia jest płaska, to też nic się nie stanie. Byłaby to tylko jedna szkoła dla dziwaków. I co by się stało?

Oświata i służba zdrowia kosztują. Trzeba na to zapracować. Jaka jest droga do zarobienia tych pieniędzy?
– Trzeba usunąć aparat biurokratyczny. Absurdem jest myśleć, że nie stać nas na utrzymanie dzieci w prywatnej szkole, a stać nas na utrzymanie szkoły plus wydziałów oświaty w województwach i powiatach, kuratoria i ministerstwo. Szkoły byłyby tańsze, gdyby to zlikwidować. Ludzie niestety w to nie wierzą. Nie widzą, że jak mamy państwowe kopalnie, to ciągle coś drożeje, a np. prywatne sieci komórkowe, co rusz robią obniżki i promocje, bo tam jest konkurencja. W zdrowiu i oświacie też musi być konkurencja. Nie ma konkurencji, są kolejki do lekarzy. Nawet wieloletnie kolejki, a kilkutygodniowe to już „normalność”.

U weterynarza kolejek nie ma. Można się umówić na konkretną godzinę, zwierzaki mają w dwadzieścia minut pobraną krew z wynikami, potem badanie USG i wypisaną receptę.
– Weterynaria jest prywatna, dlatego wszystko tak działa. Nie istnieje Ministerstwo Chorych Psów i Narodowy Fundusz Chorych Kotów. Badanie USG robi się tym samym aparatem, jak człowiekowi, a jest tańsze.

Kto miałby tę konkurencję, nie tylko w oświacie i zdrowiu, wprowadzić?
– Ludzie mówią mi, że mają już dość polityków, bo to są durnie i złodzieje. Ci sami ludzie za chwilę mówią, że politycy powinni się zająć tym, czy tamtym, a najlepiej gospodarką. Nie rozumiem tego. Lepiej, żeby politycy gospodarką się nie zajmowali, bo będzie z tego tylko nieszczęście. Ludzie wielokrotnie głosowali już na PO i PiS i nadal się nie przekonali, że ta zmiana nic nie daje. Musi działać wolny rynek. Inaczej głosujemy tylko na naczelnika więzienia, lepszego bądź gorszego. Trzeba zlikwidować więzienie, a nie głosować na naczelnika. Ludzie ogłupieni przez państwową telewizję tego nie rozumieją. Zmianę mógłby wprowadzić albo jakiś polski Pinochet, albo musiałby nastąpić krach gospodarczy, który by ludziom na to wszystko otworzył oczy.

A sprawa podatków. Jak je obniżymy, to nie będzie ich w systemie. Budżet państwa nie będzie zasilony.
– O to chodzi, żebyśmy my mieli te pieniądze. Jak państwo nie ma pieniędzy, to znaczy, że ludzie je mają. Państwo te pieniądze od nas ściąga i w dużej mierze marnuje.

Ale państwo też daje, jest np. program 500 Plus.
– Ale, żeby dać pięćset, to państwo musi zabrać nam w podatkach siedemset i zatrudnić do tego urzędnika. Potem się ludzie dziwią, że wszystko drożeje. No właśnie dlatego, że te pieniądze na ten program trzeba skądś wziąć.

To znaczy, żeby pieniędzy ludziom nie dawać?
– Różni politycy obiecują, że coś dadzą, a przecież wystarczy nie zabierać. Zamiast zabierać siedemset, żeby dać pięćset, lepiej nie zabierać siedemset. Ludziom te pieniądze zostaną w kieszeni. Będą bogatsi o dwieście złotych. Niestety, ale sporo ludzi tego nie widzi. Sporo ludzi nie potrafi też sobie wyobrazić, że można zmienić w pół roku system oświaty i służbę zdrowia. Dlatego nie ma się co pytać i dyskutować, tylko należy te zmiany wprowadzić. Po kilku miesiącach będą się dziwić, jak mogli żyć w poprzednim systemie.

Weszła ustawa Wilczka i świat się nie zawalił.
– No właśnie. Zmiany wprowadzono od 1989 r. w wielu dziedzinach i od razu się polepszyło, jak we wspomnianych już restauracjach.

Co trzeba zrobić, żeby dokonać kolejnych zmian. Czy Polska ma szansę stać się potęgą nie tylko europejską? Na kim się wzorować?
– PiS otwarcie mówi, że chce doszlusować do gospodarek Niemiec i Francji. No nie, nie można się absolutnie wzorować na Francji. To chory człowiek Europy. Związkowcy francuscy wierzą, że jak się wprowadzi wolne piątki, to zlikwiduje się bezrobocie. To ja proponuję wprowadzić jeszcze wolne czwartki, wolne środy, wtorki i poniedziałki. Wówczas bezrobocie zlikwidujemy całkowicie. Francja jest zdegenerowana, Niemcy mniej. Proszę popatrzeć na Chiny. Panował tam straszliwy komunizm. Przyszła zmiana i wszyscy zaczęli się gwałtownie bogacić. Dzisiaj są potęgą światową. Innym wzorem może być dziewiętnastowieczna Ameryka. Polacy latami tam wyjeżdżali i się dorabiali. Teraz młodzi ludzie nie musieliby z Polski wyjeżdżać. Trzeba im stworzyć warunki do dorabiania się tu, na miejscu. Wprowadzić ustawy, jak w ówczesnej Ameryce, np. Arizonie w roku 1870. Zaczniemy się szybko bogacić.

Czyli trzeba dać szansę Polakom na bogacenie się tu, na miejscu?
– W Londynie młodzi Polacy pytali mnie, co zamierzam zrobić, żeby zachęcić ich do powrotu do Polski. A ja się pytam, co zrobiła królowa Elżbieta, żeby zachęcić ich do wyjazdu do Wielkiej Brytanii? Nic nie zrobiła. Tam są po prostu lepsze warunki. Stwórzmy w Polsce jeszcze lepsze, nie tylko żeby nasi wrócili, ale żeby też Brytyjczycy do nas przyjeżdżali.

Może wróci pan kiedyś do Żar już jako polityk mający wpływ na władzę?
– No nie, powiedzmy sobie jasno – władzę wykonawczą powinni sprawować ludzie młodzi. Młodzi mają rządzić. Premier i ministrowie powinni mieć po trzydzieści parę lat, znać nowe technologie i się nimi sprawnie posługiwać. Co innego władza ustawodawcza i sądownicza. Tam powinni zasiadać ludzie z doświadczeniem.

Czyli stwórzmy warunki młodym, dajmy im władzę, a ludzie z wiedzą i doświadczeniem niech tego pilnują?
– Trzeba naprawić system. Szczególnie sądownictwo. To wymaga solidnej roboty, nie jest to takie proste. Gospodarkę można naprawić szybko, w ciągu kilku miesięcy, ale np. sądownictwo już nie. Czeka nas ciężka praca, żeby naprawić i uratować Polskę. Jak nie, to czekamy na muzułmanów. Oni przyjdą i naprawią.