Pas się zaciska

3563
Konieczne oszczędności mają taki skutek, że przez kilka lat można zapomnieć o inwestycjach w gminie. fot. Andrzej Buczyński

LUBSKO | O uchwalonym przez radnych programie naprawczym i nadchodzących
cięciach w wydatkach z burmistrzem Lubska Lechem Jurkowskim rozmawia Andrzej Buczyński.

Burmistrz Lubska Lech Jurkowski. fot. Andrzej Buczyński

Program został uchwalony jednogłośnie. Nie było wątpliwości?
– Pytania były, po to też było spotkanie wspólne komisji rady. Opracowanie programu zleciliśmy na zewnątrz, żeby ktoś ocenił naszą sytuację finansową patrząc z boku. Warszawska firma nie zrobiła tego niestety za darmo, ale ma bardzo duże doświadczenia mając za sobą już kilkadziesiąt takich programów. To finansiści, którzy nie znają nazwisk, lokalnych struktur, powiązań, patrzą tylko przez pryzmat cyferek.

Jakie były wnioski niezależnych ekspertów?
– Już po pierwszym przeglądzie określili sytuację Lubska jako trudną i na pewno jest to skutek przeinwestowania w poprzednich latach i nadmiernego brania kredytów. Stwierdzili, że od strony finansowej, na pewno Lubska nie było stać na tak dużą inwestycję, jaką była budowa kanalizacji. To było ponad możliwości finansowe gminy. Nikt nie kwestionuje, czy było to zasadne, czy niezasadne, bo kanalizacja jest potrzebna, ale określono to, jako przeinwestowanie. Uważam, że przede wszystkim był to problem dotyczący tworzenia aglomeracji. Lepiej było to zrobić w Lubsku, w mniejszym zakresie, a przy okazji wyremontować wodociągi, które są w opłakanym stanie. Co z tego, że mamy kanalizację, jak praktycznie codziennie jest jakaś awaria wody. Rury stalowe pękają, bo grunt przy wykopach został naruszony.

Zadłużenie jest ogromne. Program to naprawi?
– Moim zdaniem program został bardzo dobrze opracowany. Są to na pewno wyrzeczenia dla gminy, ale myślę, że w końcu za te kredyty trzeba brać odpowiedzialność. Udało nam się jeszcze rzutem na taśmę w 2016, 2017 i 2018 roku maksymalnie wykorzystać środki unijne. Przykładem jest ulica Przemysłowa, czy dwa nowe wozy strażackie zakupione z 85-procentowym dofinansowaniem. Wykorzystaliśmy jeszcze te środki, inwestycje na ponad
20 milionów, a przy okazji nie powiększyliśmy długu. W 2015 roku wzrósł, ale to było związane z zakończeniem budowy kanalizacji. Później był spadek zadłużenia, tylko o pół miliona rocznie, ale jednak.

W pewnym momencie jednak okazało się to niewystarczające.
– Pomimo odraczania spłat, płatności się nawarstwiły. Trzeba to zrestrukturyzować i dla gminy Lubsko jest to najlepsze rozwiązanie. Da nam to możliwość albo
wejścia w obligacje, albo ubieganie się o pożyczkę z budżetu państwa, oprocentowaną niżej, niż kredyty, które musimy spłacić. Pozwoli to też na wydłużenie okresu spłat i zmniejszenie rocznych rat do takich, na które nas stać. Oszczędności, które musieliśmy wygenerować, są w granicach 4 milionów rocznie.

Skąd te 4 miliony?
– Praktycznie przez 4 lata radni nie chcieli podnosić podatków. Oczywiście dla mieszkańców jest to dobre, natomiast skutkiem negatywnym jest mniejsza subwencja wyrównawcza z budżetu państwa. Jeśli gmina nie podnosząc podatków udziela takiej ulgi, to jest równocześnie okrajana z dochodów.

W programie są jakieś zwolnienia?
– Dużo jest zamieszania i komentarzy wokół planu zwolnień. Redukcje etatów nauczycielskich związane są głównie z reformą oświaty, która spowodowała likwidację gimnazjów. W szkole nr 2, która jest takim “molochem”, po zlikwidowaniu gimnazjum kilka etatów siłą rzeczy będzie zredukowanych. Z tego co wiem, ci nauczyciele będą zagospodarowani w innych jednostkach. Mówi się o 9 etatach, ale dotyczy to 6 osób. Zorganizowaliśmy spotkanie z dyrektorami, aby tą sprawę wyjaśnić. Przez wprowadzenie Centrum Usług Wspólnych, zamiast 1,5 etatu w każdej szkole, mamy 5 etatów do obsługi tych wszystkich placówek. Może włączymy do CUW-u Dom Kultury, aby tą księgowość maksymalnie ograniczać. Kolejne oszczędności na etatach będą w urzędzie, na przestrzeni 3 lat. To będzie bardzo trudne, bo urzędnikom cały czas przybywa zadań do wykonania. Trzeba to będzie jakoś rozdzielić między ludzi. Nie mówimy tu jednak o zwolnieniach. Z tego co wiem, już trzy osoby złożyły wnioski o przejście na emeryturę w tym roku. Na ich miejsce nie zatrudnimy kolejnych. Są osoby zatrudnione na czas określony i nie będą miały przedłużonych umów. Oczywiście one o tym wiedzą. Nie ma mowy o masowych zwolnieniach, bo urząd musi funkcjonować.

Wdrażanie programu naprawczego będzie chyba najbardziej widoczne w przyszłorocznym budżecie.
– Tak, to będą ograniczenia. Przede wszystkim po stronie wydatków. Nie będzie budżetu obywatelskiego i funduszu sołeckiego. Okrojona zostanie pula dotacji dla stowarzyszeń. Oszczędzamy na wszystkim. Na pewno nie będzie inwestycji. Będziemy musieli znaleźć sposób – z resztą tak, jak do tej pory – aby łatać najtańszymi sposobami.

O przebudowie, jak na ul. Przemysłowej, można raczej zapomnieć.
– Na pewno. Jeśli byśmy jej nie zrobili teraz w ramach tego dużego projektu, to myślę, że nie byłaby zrobiona przez najbliższe 10-15 lat, albo i dłużej.

Miejskie jednostki takie jak OSiR, czy LDK, też dostaną mniej pieniędzy.
– Tak, z tym że o OSiR, LDK i bibliotekę jestem akurat spokojny. Dyrektorzy muszą pokazać się z menadżerskiej strony i pozyskiwać pieniądze z zewnątrz. W OSiR dużo było zainwestowane, czy to na Karasiu, czy w hali, na przykład siłownia, a to przynosi dodatkowe pieniądze. Już to się zwróciło i będzie pracować na plus. Jednostki mogą same zdobywać środki, a nie tylko patrzeć na budżet gminy.

Uchwalenie programu na sesji rady jest jednoznaczne z wprowadzeniem go w życie?
– Program został przekazany do zaopiniowania przez Regionalną Izbę Obrachunkową w Zielonej Górze. Mamy nadzieję, że opinia będzie pozytywna, ponieważ firma, która program przygotowała była już w jakimś kontakcie z RIO.

Czy było konieczne zatrudnianie finansistów z Warszawy?
– Mogliśmy pokusić się o przygotowanie programu wspólnie z panią skarbnik, ale tu na miejscu jest się tak nie do końca obiektywnym. Zna się ludzi, potrzeby
i zawsze jest ciężko na sercu, kiedy trzeba coś tam obciąć. Tu przyjechała firma, która przez pryzmat doświadczenia i porównania z innymi gminami dokonała oceny chłodnym okiem.

Co jest największym obciążeniem dla budżetu gminy, oprócz spłat kredytów?
– Dla Lubska jest to oświata. Nie dostajemy wystarczającej subwencji, więc dotujemy oświatę bardzo mocno z własnych środków. W tym roku mamy subwencję mniejszą o 600 tysięcy, w porównaniu do roku ubiegłego. Dano podwyżki nauczycielom, a to będzie nas, jako gminę, kosztować ponad milion złotych w skali tego roku. Efektem reformy oświaty jest to, że my dostaliśmy po kieszeni. W ciągu roku zmieniły się przepisy dotyczące odnawialnych źródeł energii i musimy w tym roku zwrócić ponad pół miliona podatku, bo prawo zadziałało wstecz.

W programie pojawiła się kwota zadłużenia bliska 70 milionów, a mówiło się wcześniej o 65. milionach.
– To 65 milionów, które były na początku roku i do tego zostało doliczone 4,5 miliona kredytu, który mieliśmy wziąć, którego nota bene nie dostaliśmy. W tym roku powiększyło się zadłużenie ze względu na finansowanie ulicy Przemysłowej plus wóz strażacki. W pierwotnej wersji mieliśmy to mieć zrefundowane ze środków zewnętrznych jeszcze w tym roku. Projekt wspólny, z którego robiona jest przebudowa Przemysłowej dotyczy czterech gmin – Żary, Lubsko, Brody i Forst. Żary i Brody zakończyły już inwestycje, my jesteśmy na ukończeniu, ale Forst nie skończy w tym roku. Najpierw każda gmina miała się rozliczać osobno, ale później się okazało, że refundacje będą dopiero po zakończeniu całego projektu. A więc w roku przyszłym. Chcieliśmy wziąć kredyt na tą refundację, która będzie zwrócona w przyszłym roku. Te pieniądze jakby mamy, ale zostały przesunięte w czasie. Liczę na to, że bieżący rok zakończymy z mniejszym długiem ogólnym.

Program zakłada spłatę zadłużenia do zera na przestrzeni wielu lat, ale program nie będzie działał aż tak długo?
– Program jest uchwalony na maksymalny okres trzech lat. Zostaliśmy wezwani do programu naprawczego, ponieważ nie spełniamy wskaźnika 243. Po tegorocznej kontroli Regionalna Izba Obrachunkowa zakwestionowała wyłączenia, które były dokonywane z tytułu budowy kanalizacji z lat poprzednich. Przez okres trwania programu tego wskaźnika nie musimy spełniać, natomiast musimy przez ten okres zrobić wszystko, aby po zakończeniu wskaźnik zadłużenia był zachowany.

Wspomniał pan o wynikającej z programu naprawczego możliwej pożyczce z budżetu państwa.
– Według naszych wyliczeń będziemy musieli wziąć około 48 milionów pożyczki, żeby spłacić wszystkie te kredyty, które nam się teraz spiętrzyły. A pożyczkę tą rozłożyć na dłuższy okres, gdzie rata będzie taka, żeby gminę było stać na coroczne spłaty. Gdyby nie to, według symulacji, w 2019 roku musielibyśmy spłacić aż 11-12 milionów z tytułu dotychczasowych kredytów. Nie jesteśmy w stanie takich kwot zapłacić. Jeśli nawet 70 milionów rozłożymy na 20 lat, to będzie 3,5 miliona rocznie plus odsetki. Nie da się tego zrobić bez wykazania oszczędności. Ale zawsze powtarzam, że to jest plan. Gdy zakładamy gdzieś 300 tysięcy oszczędności, a uda się zrobić 350, to w innej dziedzinie będziemy mogli trochę odpuścić. Cięcia są po to, abyśmy mogli wykazać, że kredyty będziemy spłacać z własnych dochodów, zamiast brać następne na spłatę poprzednich.

Jak do tego odnoszą się mieszkańcy?
– Komentarze są różne. Niejednokrotnie wnioski są zbyt pochopnie wyciągane. Albo to jest złe, albo to jest dobre. Bez wnikliwej wiedzy są osoby, które próbują już na tym budować kampanię wyborczą. A są to osoby nawet wprost odpowiedzialne za to, w jakim miejscu jesteśmy w tej chwili. To zadłużenie to nie jest kwestia ostatnich kilku lat, ale dwóch
poprzednich kadencji, kiedy te kredyty zostały nabrane.

Ogólnie rzecz biorąc, program naprawczy jest teraz już jedynym ratunkiem dla finansów Lubska?
– Na pewno daje nam korzyści, ale wprowadza pewną dyscyplinę – żeby nie rolować długów, ograniczyć wydatki i zacisnąć pasa, żeby wyjść na prostą.

W przyszłorocznym budżecie, ze względu na ograniczenia, radni nie za bardzo będą mogli poprzesuwać środki na to, czy na tamto.
– Zgadza się. Tak jak to zrobili w tamtym roku wprowadzając zmiany do zaproponowanego projektu budżetu. Próbowali znaleźć oszczędności, ale nie za bardzo im to wyszło. Dla mnie też było przykre, że jeśli mieliśmy po stronie wydatków wykonanie mniejsze niż zakładane, to uważam to za plus, bo wydaliśmy mniej niż planowaliśmy, zaoszczędziliśmy. Radni interpretują to odwrotnie, że skoro pieniądze nie wydane, to coś nie zostało zrobione. Zawsze mieliśmy na to różne spojrzenia.

W następnej kadencji radni będą mieli mniej pracy?
– Trudno powiedzieć. Ale byłbym za tym, żeby radni – rozumiejąc sytuację gminy – zaproponowali na przykład obniżenie sobie diet, które są jednymi z najwyższych w województwie i w ten sposób solidaryzować się jakby z gminą. Sytuacja jest trudna i warto od siebie zacząć.