Z Danutą Madej, ponownie wybraną burmistrz Żar, o wyborach, polityce i planach na kolejną kadencję, rozmawia Andrzej Buczyński.
Wygrała pani wybory z dużą przewagą i ogromnym mandatem zaufania mieszkańców. To chyba nie było zaskoczenie?
– Zawsze przy wyborach są emocje, zarówno po stronie startujących, jak i głosujących. Bardzo często słyszałam, że w 60. procentach o postawieniu iksa na karcie do głosowania decydują ludzkie emocje. Miałam obawy, czy one właśnie nie przeważą nad twardymi faktami w postaci zrealizowanych inwestycji i zadań o charakterze społecznym, które przez ostatnie cztery lata wykonaliśmy na rzecz naszego miasta. Nie byłam wcale pewna, że ta wygrana nastąpi już w pierwszej turze. Oczywiście, jak każdy startujący, chciałam wygrać w pierwszej turze, ponieważ kolejne dwa tygodnie są bardzo obciążające, trudne, trwa plebiscyt nagromadzonych emocji. Mamy targowisko.
Ostatnie cztery lata były bardzo dobre dla miasta. Samo to nie wystarczyło?
– Miałam takie poczucie podczas kampanii wyborczej, że część mieszkańców zapomniała o tym, co zrobiliśmy. Poza tym, często nie rozmawia się o faktach. Ale na przykład o tym, czy się ktoś komuś podoba, czy nie. Czy partia, która wystawia kandydata jest dobra, czy nie. Miałam wrażenie, że nie analizowało się kandydatów na burmistrza pod kątem tego, co do tej pory zrobili.
Drugiej tury nie było. Na szczęście?
– Gdy słucham i obserwuję moich kolegów, którzy przegrali w drugiej turze, widzę wyraźnie, że zazwyczaj wygrywają emocje – nie ważne, co zostało zrobione dla gminy, ale czy się podoba, nie podoba, jak się zachowywał, i tak dalej. W takich momentach racje stawiane są do kąta.
Prawie na każdym kroku w Żarach można się natknąć na inwestycje wykonane w mijającej kadencji. Czy mimo to, spotkała się pani z zarzutem, że nic nie robi?
– W czasie kampanii rozmawiałam z wieloma osobami i w tym czasie spotkałam się z jednym przypadkiem, kiedy to pewna mieszkanka powiedziała, że się na mnie zawiodła. Nigdy nie zapomnę tej rozmowy przy ulicy Długosza. Zapytałam dlaczego? Dowiedziałam się, że moją winą jest to, że przy ulicy Długosza zostały wycięte drzewa na skarpie kolejowej, a także to, że mamy takie a nie inne wyniki zanieczyszczenia powietrza podczas okresu grzewczego. Według niej, nie działałam tu skutecznie. Zatrzymałam się na dłużej i opowiedziałam, w czym tkwi problem.
To oczywiste, że miasto nie organizowało kolejowej wycinki, a jednak wszystko jest winą burmistrza?
– Wyciągnęłam jeden wniosek, że zachowanie i pracę burmistrza ocenia się na podstawie różnych doniesień, ale bez zgłębiania tej wiedzy. Kiedy wszystko wyjaśniłam tej pani, więcej pytań nie miała. Część mieszkańców opiera swoje opinie na jakimś jednym medium i wypowiada się na dany temat, nie mając pełnej wiedzy. W ten sposób, w wielu przypadkach ocenia się sytuację błędnie.
Ale ogólnie rzecz biorąc, jest pani zadowolona z wyniku.
– Wyszłam z założenia, że uszanuję każdy wynik i każdy wybór naszych mieszkańców. Oczywiście, moim marzeniem było przekroczenie progu 50 procent głosów. Myślałam, że z całym moim zespołem zapracowaliśmy na wygraną w pierwszej rundzie. Skończyło się na blisko 62 procentach i jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwa. Mieszkańcy zaufali mi. To z jednej strony radość, ale także wielka odpowiedzialność.
Wybory to nie tylko burmistrz, ale i radni.
– Tu nie do końca wszystko przebiegło po naszej myśli. Na dzień dzisiejszy jeszcze nie mamy koalicji, która gwarantowałaby większość w radzie. Trwają rozmowy wytypowanych radnych Forum Samorządowego oraz komitetu Dobre Miasto – Lepszy Powiat z pozostałymi radnymi, aby tę koalicję zbudować. Do 20 listopada, do pierwszej sesji rady miejskiej, rozmowy powinny być zamknięte i wtedy będziemy wiedzieli, czy jest koalicja, czy jej nie ma. Ja w tych rozmowach nie uczestniczę. Ważne, żeby radni się dogadali.
Za koalicję, czyli poparcie, trzeba zapłacić czasem jakimś stanowiskiem. Czy większość w radzie jest koniecznością, czy tylko komfortem?
– Większość powinna być bezwzględnie, ponieważ osoby, które wejdą do rady i będą działać wyłącznie politycznie, mogą zablokować najlepsze nawet pomysły i przedsięwzięcia.
Poza tym, ciągłe tarcia na sesjach nie służą rozwojowi miasta i kolejnym działaniom, które musimy podjąć. Wszystko zależy od ludzi, którzy dostali się do rady. Jeśli ich nadrzędnym celem będzie dobro miasta i mieszkańców, a do tego nie będą podlegać jakimś twardym kalkulacjom partii politycznych, to może się udać. Polityka i stawianie sprawy na zasadzie “nie, bo nie”, jest ujemną stroną funkcjonowania samorządów.
W okręgach jednomandatowych, których już nie mamy, radni byli pod lupą mieszkańców. Wyborcy doskonale wiedzieli czy pracują na ich rzecz, czy też nie. Polityka to najczęściej wielkie gadanie, a nie działanie.
Cztery lata temu na radnych wybieraliśmy Kowalskiego lub Nowaka, a nie taką, czy owaką partię.
– Radni z okręgów jednomandatowych mieli ogromną szansę, aby móc zrealizować różnego typu zadania na rzecz swojego okręgu. Znaczna część z nich te zadania wykonywała. Teraz, gdy w jednym okręgu jest pięciu radnych, to trudno będzie znaleźć odpowiedzialnych, że coś tam w danym miejscu nie zostało zrobione. Z drugiej strony, gdy jeden radny mocno się w coś zaangażuje, zawsze może się znaleźć drugi, który powie, że to jego zasługa. Politykowanie może szerokimi drzwiami wkroczyć do Urzędu Miasta. To jest zagrożenie.
W żarskim ratuszu nie było rewolucji. Ta sama pani burmistrz, więc nic się nie zmieniło.
– Pod względem ciągłości pracy nic, ale celem naszym jest systematyczne doskonalenie jakości usług na rzecz mieszkańców. Tu przychodzi klient, a nie petent. Bardzo nie lubię tego słowa. Klient ma być merytorycznie obsłużony. Jeśli tak nie będzie, ma prawo przyjść do burmistrza i powiedzieć, z czego jest niezadowolony. Część osób z tego korzystała. W poprzedniej kadencji robiliśmy badania ankietowe. Teraz te działania będziemy kontynuować oraz osobiście będę pytać mieszkańców czy są zadowoleni z pracy urzędników. To oczywiście musi działać w obie strony. Klient urzędu powinien wiedzieć, jakie są jego obowiązki. Mówimy “nie” wszystkim, którzy zachowują się w sposób chamski, którzy kierują wyzwiska pod adresem chcących ich obsłużyć urzędników.
Zaczyna się nowa kadencja i z pewnością wielu mieszkańców ciekawi, co też nowego w Żarach się pojawi.
– Mieszkańcy często mnie pytają, kiedy zostanie wbita łopata w drugiej części parku przy Al. Jana Pawła II. To już niedługo. Jeszcze pozostało kilka ważnych uzgodnień z konserwatorem zabytków i wykonawcą. Kolejna inwestycja, na którą czekają mieszkańcy to Park Kultury i Nauki z muszlą koncertową przy ulicy Wrocławskiej. Etap projektowania kończy się i rozpoczną się prace inwestycyjne.
Ostatnio wyremontowano sporo mniejszych i większych dróg. Co dalej w tej kwestii?
– Będziemy walczyć w konkursach o dodatkowe środki zewnętrzne na ten cel. Do przebudowy mamy drogę wjazdową do miasta od obwodnicy, czyli ulice Piastowską, Jagiellońską i Żabikowską. Drogi osiedlowe nie mają szans w konkursach na dofinansowanie. Będziemy je przebudowywać z dochodów własnych miasta. Rząd ogłasza
kolejne programy na dofinansowanie przebudowy dróg. Żary nie mogą zaniedbać możliwości otrzymania środków pozabudżetowych.
Kontynuujemy ideę przebudowy wszystkich kluczowych dróg wjazdowych do miasta wraz z budową ścieżek rowerowych.
Które jeszcze ulice są w planie?
– Chcemy dokończyć przebudowę ulicy Moniuszki od ronda do Żabikowskiej. Ważna jest ulica Bohaterów Getta, ale wcześniej musi być przeprowadzona regulacja rzeki Żarki. Jest to zadanie nowej instytucji, jaką są Wody Polskie. Będziemy aktywnie działać przy tej sprawie.
We wrześniu złożyliśmy projekt do konkursu na przebudowę drugiej części ulicy Zielonogórskiej. Dostaliśmy się do drugiego etapu i mam nadzieję, że wszystko rozstrzygnie się pomyślnie dla nas. Wyniki będą znane do końca listopada.
Podpisaliśmy jeszcze raz umowę z biurem, które przygotowywało projekt ulicy Sportowej. Projekt był zrobiony, ale nie spełnił wymogów wynikających ze specyfikacji i trzeba go poprawić. Gdy projekt będzie gotowy, podejmiemy starania o jego dofinansowanie.
Bardzo ważna kwestia to remont ulicy Staszica, której stan jest fatalny. W przyszłym roku rozpoczynamy tam prace od kanalizacji deszczowej i sanitarnej. Później ogłosimy postępowanie dotyczące wykonania nawierzchni, tak więc ulica ta będzie zrobiona w dwóch etapach.
Dotychczas wiele uwagi przykładała pani do poprawy estetyki miasta.
– Musimy zająć się rewitalizacją centrum miasta. Mam tu na myśli ulice Podchorążych i Parkową oraz plac Przyjaźni. Do tego powinniśmy dołączyć ulicę Śródmiejską.
W przyszłym roku zlecimy przygotowanie planu funkcjonalno-użytkowego i poczekamy na kolejny konkurs, w ramach którego będzie można zdobyć pieniądze na rewitalizację. Możliwości w tych programach są czasem takie, że obejmują również dofinansowanie remontu kamienic, nawet gdy są one własnością wspólnot mieszkaniowych. Podstawą jest jednak opracowanie koncepcji. Całe centrum powinno być wizytówką miasta na miarę XXI wieku, a tego na razie nie mamy.
W co jeszcze można inwestować?
– Remontu wymaga muzeum miejskie. Stopniowo pozyskujemy pieniądze z różnych programów. Sprawa jest o tyle trudna, że różne są spojrzenia wojewódzkiego konserwatora zabytków na ten obiekt. Mamy ogromne problemy na tej linii. Nie możemy zrealizować kilku propozycji związanych z Parkiem Kultury i Nauki, pomimo, że dostaliśmy na to pieniądze. Musieliśmy zrezygnować z budowy wiaty przy muzeum, gdzie miały być prowadzone plenerowe zajęcia dla dzieci. Nie możemy postawić infokiosku. Takie podejście często prowadzi do tego, że właściciele zabytków poddają się, rezygnują i w rezultacie czekają tylko, aż obiekty zamienią się w gruzowisko. Oto Polska właśnie.
Jeśli już mowa o zabytkach, to jest taki jeden, największy w mieście…
– Moim marzeniem jest, aby zespół pałacowo-zamkowy był remontowany. Jesteśmy przed rozmową z właścicielami, od których otrzymaliśmy pismo z deklaracją przekazania miastu części zamkowej. To pierwszy ważny problem, którym zajmie się urząd i nowa Rada Miejska. Przekonamy się, jakie wyobrażenia i oczekiwania dotyczące przekazania zamku mają obecni właściciele. Muszę też wspomnieć o ważnej kwestii, jaką jest przejęcie parkingu przy pałacu. Nie jest on własnością miasta, a jest niezmiernie ważny i potrzebny mieszkańcom. Prowadziliśmy już rozmowy na ten temat. Rozważamy zamianę działki z parkingiem na inną, w innej części miasta, jeśli tylko zgodzą się na to właściciele zespołu pałacowo-zamkowego.
Przejęcie zamku wiązałoby się z ogromnymi kosztami remontowymi. Czy Żary na to stać?
– Zanim w ogóle zdecydujemy się na jakiekolwiek wydatki, będę spotykała się z wojewódzkim konserwatorem zabytków. Wybierzemy się też do ministerstwa, aby porozmawiać o różnych możliwościach wsparcia. Jeżeli uzgodnienia z konserwatorem nie dojdą do skutku, to naprawdę będziemy się wstrzymywać z ewentualnym przejęciem zabytku. Jeżeli wymogi będą nie do spełnienia, to modernizacja zamku może być niemożliwa.
Ma pani na myśli przysłowiową zaprawę murarską z jaj kurzych?
– Nie wiadomo jak wygórowane wymagania i zalecenia konserwatorskie mogą być nie do udźwignięcia pod względem finansowym. Mieszkańcy muszą też wiedzieć, że wszystkie koszty związane z modernizacją takiego obiektu są wielokrotnie wyższe, niż gdybyśmy coś budowali od nowa. Nie zrobię kroku bez wsparcia i akceptacji mieszkańców. Nie podejmę żadnych decyzji na tak bez szczegółowych ustaleń z konserwatorem, co do zakresu
i sposobu przeprowadzenia prac, aby potem nie było niespodzianek.
Ktoś z mieszkańców może stwierdzić, że miasto pakuje kasę w zamek, a on ma nadal dziurawą drogę.
– To też istotna kwestia. Mieszkańcy muszą być świadomi, że jeśli miasto skoncentruje się na remoncie zamku, to część środków budżetowych będzie kierowana na ten cel, a tym samym nie zrealizujemy innych zadań. Według bardzo pobieżnych szacunków zamek może kosztować ponad 50 milionów złotych, a rocznie Żary na inwestycje przeznaczają kwotę mniej więcej 30 milionów. Będziemy także walczyć o środki zewnętrzne.
Hipotetycznie, przez dwa lata nie robimy w mieście niczego, ale mamy za to zamek?
– W uproszczeniu mogłoby to tak wyglądać, ale inwestycje takiego typu trwają o wiele dłużej. Trzeba też pamiętać, że nawet wyremontowany obiekt, będzie później generował koszty związane z utrzymaniem. Działalności komercyjnej tam prowadzić nie można.
Dużo planów na pięciolatkę.
– Sądzę, że ta kadencja pełna będzie wielu ciekawych inwestycji dla naszego miasta. Jeżeli problemy uda się rozwiązać to będzie kolejny milowy krok, jeśli chodzi o rozwój i wizerunek Żar. Wszystko w rękach wielu ludzi, a także nowej Rady Miejskiej. Mam nadzieję na dobrą i merytoryczną współpracę.