Drzewa żyją innym czasem, niż ludzie

2377
Wycinka drzew jest standardowym działaniem przy pozyskiwaniu drewna, może być też podyktowana względami bezpieczeństwa. fot. Andrzej Buczyński

Z nadleśniczym Janem Lesserem z Nadleśnictwa Lipinki, o setkach tysięcy wycinanych drzew, a mimo to, stale zwiększającej się powierzchni lasów, o bezpieczeństwie i parkach rozmawia Andrzej Buczyński.

Lasy służą ludziom?
– Generalnie na terenie Nadleśnictwa Lipinki mamy do czynienia z lasem gospodarczym. Jest to las sztuczny, założony przez człowieka wiele pokoleń temu, a jego główną rolą jest produkcja drewna. Poza tym las spełnia również rolę pozaprodukcyjną, jest wielofunkcyjny. Las to nie tylko drzewa, to cała przyroda – runo leśne, gleba oraz zwierzęta, w tym mikroorganizmy, bakterie, grzyby, owady. Cały ten ekosystem musi pozostawać w równowadze, dlatego gospodarka leśna nie powinna tego zakłócać. Las pełni funkcję rezerwuaru węgla i bierze czynny udział w pochłanianiu dwutlenku węgla. Las ma też bardzo ważną funkcję społeczną. W dzisiejszym świecie to niezwykle istotne miejsce wypoczynku ludzi, miejsce rekreacji, uprawiania sportu, a także edukacji przyrodniczej.

Produkcja drewna, a więc wycinka, jest tu jednak priorytetem?
– Drewno jest dzisiaj surowcem niezastąpionym i ciągle deficytowym. Jest na tyle istotne, że bez niego gospodarka nie mogłaby funkcjonować. To chociażby budownictwo, czy przemysł meblarski.

To pozyskiwanie drewna z lasu nie za bardzo nawet rzuca się w oczy, a przecież dzieje się to także na terenie Zielonego Lasu.
– Są pewne ograniczenia. Leśnicy stosują tak zwane rębnie, na terenie Zielonego Lasu są to rębnie złożone. Nie jest to wycinka wielkoobszarowa. Wycina się małe gniazda, robi się przecinki wycinając tylko drzewa dojrzałe.
W Lasach Państwowych kierujemy się taką zasadą, że więcej nam drewna przyrasta, niż go wycinamy. Pozyskanie stanowi około 60 procent przyrostu masy drzewnej na pniu. Moglibyśmy spokojnie wyciąć więcej, ale bierzemy pod uwagę właśnie te pozostałe funkcje lasu.

Czyli lasów ciągle nam przybywa?
– Przybywa nie tylko samej masy drzewnej, ale i powierzchni leśnej. Ciągle dokonujemy zalesień gruntów niegdyś wykorzystywanych rolniczo. Lesistość województwa lubuskiego to około 50 procent powierzchni i jest największą w całej Polsce. Dodam tylko, że mamy też część terenów zupełnie wyłączonych z gospodarki leśnej i nie jest to tylko Rezerwat nad Młyńską Strugą. Dochodzą do tego obszary najbardziej atrakcyjne przyrodniczo, które stanowią tak zwane ekosystemy referencyjne. Jest to około 7 procent z 24. tysięcy hektarów powierzchni leśnej podlegającej pod Nadleśnictwo Lipinki.

Na brak drzew nie możemy tu narzekać.
– Absolutnie, na naszym terenie ich nie brakuje.

Ile drzew w ciągu roku wycina się w ramach tej normalnej gospodarki leśnej?
– Trudno to określić w sztukach. Wycina się nie tylko drzewa dojrzałe, ale też mniejsze, aby poprawić warunki wzrostu drzew docelowych. Zawsze sadzi się więcej drzew, niż ich dorasta do wieku dojrzałości. Pierwszy zabieg tak zwanej trzebieży wykonywany jest w wieku około 30 lat i później mniej więcej co 10 lat. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę masę pozyskanego drewna, to z terenu naszego nadleśnictwa co roku pozyskujemy około 100 tysięcy metrów sześciennych.

Aż trudno to sobie wyobrazić.
– Żeby to sobie jakoś uświadomić – w wieku rębności na jednym hektarze może być około 400-600 drzew, w zależności od tego, jaki to jest las. To daje około 250 metrów sześciennych drewna. Można liczyć, że średnio jedno drzewo ma około 0,5 metra sześciennego. Jeśli przełożymy to tylko na drzewa w wieku rębnym, to daje około 200 tysięcy drzew wyciętych w ciągu roku.

Wliczając te mniejsze, liczba się zwiększa.
– Mówimy tu o dużych cyfrach, ale pracujemy też na dużej powierzchni 24. tysięcy hektarów.

Pomimo tego, lasu jednak przybywa.
– Każdy las musi być odnowiony. Każde usunięcie skutkuje odnowieniem. Do wieku rębności trzeba będzie poczekać, jak to jest w przypadku sosny – która jest gatunkiem podstawowym – około stu lat. Praktycznie to, co odnawiamy, jest pracą na rzecz przyszłych pokoleń. Nie doczekamy efektów tej pracy. Każdy odbiorca naszej działalności leśnej widzi z reguły tylko to, co się wycina. Teraz wycinamy to, co posadzone zostało jeszcze przed II wojną światową, a nie wszystko to było posadzone prawidłowo. Dziś postęp w tej dziedzinie jest znaczący. Są prowadzone badania genetyczne. Podczas sadzenia lasu, który teraz wycinamy, nauka nie stała jeszcze na tak wysokim poziomie. Nie zawsze drzewostany były dostosowane do warunków siedliskowych. Obecnie wprowadza się więcej gatunków liściastych, niż kiedyś, takich jak buk, dąb, lipa, czy klon. Staramy się optymalnie wykorzystać warunki siedlisk. Nie wszędzie sadzimy tylko sosnę i świerka, a kiedyś była taka zasada, że na nizinach dominowała tylko sosna.

Za sto lat będziemy mieli piękniejsze lasy?
– Mam nadzieję, że takie będą. Staramy się to właśnie w tym kierunku prowadzić.

Wycinka kilku, czy kilkudziesięciu drzew w mieście wydaje się, często mocno oprotestowana wydaje się czymś drobnym w porównaniu do gospodarki leśnej.
– Trzeba wyraźnie oddzielić gospodarkę leśną od prac przy zieleni miejskiej, wykonywanej poza lasem. W miastach, parkach, nie kierujemy się zasadą produkcji drewna i odnawiania lasu. Tam są inne założenia. Pytanie, czemu ta wycinka na terenach miejskich ma służyć. Jeśli jest jakiś określony cel i ten cel jest słuszny, to i tak każde działanie wymaga dialogu społecznego. Człowiek ma taką naturę i taką tendencję, że nie dostrzega tego efektu, jaki może być za 100 czy 200 lat. Nowe drzewa parkowe będą atrakcyjne za ponad 200 lat. Za swojego życia nikt z nas tego nie zobaczy. Reakcje są takie, że chciałoby się zachować to, co jest teraz . To naturalna reakcja. Ale jeśli założenia parkowe zakładają zmianę gatunków drzew mniej cennych na bardziej szlachetne, pozbycie się samosiewów brzozowych czy osikowych, krótkowiecznych na bardziej parkowe, jak dąb, buk, lipa, wtedy to trzeba ludziom uświadamiać. Dzięki temu też uzyskać akceptację społeczną.

Ale pewnie ciężko wytłumaczyć, że będzie tu pięknie za 200 lat.
– To jest trudne.

Drzewo nie jest wieczne i nie będzie rosło do końca świata.
– Na terenach leśnych, tam gdzie przebiegają szlaki komunikacyjne, bądź szlaki turystyczne, trasy rowerowe, należy bezwzględnie kierować się bezpieczeństwem osób tam przebywających. Drzewa zamierające, czy obumierające trzeba bezwzględnie usuwać, gdyż stanowią realne zagrożenie. Widzimy, jakie są w obecnych czasach anomalia pogodowe. Nie ma praktycznie roku bez gwałtownych zawirowań pogody w postaci silnych wiatrów, nawet huraganów. Jak wiadomo, w czasie takiej pogody wspomniane drzewa są bardzo narażone na złamania, czy przewrócenie się. To zagraża pojazdom, a przede wszystkim ludziom. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Drzewo może zabić i mieliśmy już takie przypadki
w naszym kraju. Zawsze w takich przypadkach zarzuty są kierowane do zarządcy danego terenu – czy to lasu, czy parku. Ponosi on odpowiedzialność.

Jak zdarzy się tragedia, to nie drzewo będzie winne.
– Powinno się dokonywać przeglądów drzew pod względem ich kondycji zdrowotnej i na tym etapie już muszą zapadać decyzje o konieczności ich usuwania. Jest to niezbędne. Naturalnym procesem jest obumieranie gałęzi drzew, które są jeszcze w dobrej kondycji. Wtedy trzeba je podkrzesywać i takie zabiegi też wykonujemy.

Komuś bez odpowiedniej wiedzy chyba trudno ocenić, czy dane drzewo jest w pełni sił, czy dożywa swego kresu.
– Wiek drzewa nie jest tak istotny, jak jego kondycja zdrowotna. Na różnych siedliskach te same gatunki dorastają do innych wymiarów. Gdzieś młodsze drzewo może już obumierać, a w innym miejscu starsze się dobrze trzymać. Pewne reguły są, jeśli chodzi o wiek i gatunek, ale nie działają wprost.
Tegoroczna susza dała się odczuć, jeśli chodzi o nasze drzewostany. Głównie ucierpiały kilkuletnie uprawy, szczególnie gatunków iglastych, które z braku wody zaczęły usychać. Drzewostany starsze z kolei zostały zaatakowane przez szkodniki ze świata owadziego. To naturalna konsekwencja osłabienia drzew. Przy usuwaniu drzew ze względów bezpieczeństwa kluczowe jest zbadanie ich pod względem kondycji zdrowotnej. Najłatwiej dostrzegalne objawy to brak liści i odpadanie kory. Takie drzewo trzeba usunąć w trybie pilnym. W innych przypadkach, mniej oczywistych, należy zasięgnąć opinii dendrologa.

Ludzie mają sentymentalne podejście do drzew?
– Nie tak do końca. Czy to w lesie, czy w parku, spełniają ważną rolę. Każde działanie związane z wycinką, musi mieć jakiś swój cel. Są to względy bezpieczeństwa, albo potrzeba przebudowy danego ekosystemu. W przypadku parków chodzi o zmianę drzew, które normalnie w parkach by nie rosły, gdyby same się nie nasiały, na takie, które do parków celowo się wprowadza. Parki to obszary tworzone przez człowieka na podstawie jakichś założeń. Pierwotnie każde drzewo miało swoją zaplanowaną lokalizację. W gospodarce leśnej myślimy wielkoobszarowo, natomiast w parkach już pojedyncze drzewo ma swoje miejsce.

Pierwszy projektant parku mógłby się może oburzyć, że jego dzieło zostało tak zaniedbane i zarosło.
– Tak, ale dzisiaj przy wycinkach, pomijając bezdyskusyjne względy bezpieczeństwa, potrzebny jest dialog społeczny. Najlepszym wyjściem byłoby referendum. Może większość społeczeństwa opowiedziałby się za tym, żeby ten obszar pozostawić dziko zarośniętym? Gdybyśmy mieszkali w Szwajcarii, pewnie takie referendum byłoby zorganizowane. I nie byłoby dalszej dyskusji.

Tylko, że u nas, nawet jak pomysł zyska większość, to i tak znajdzie się kilka osób niezadowolonych.
– Ludzie chcą decydować o tym, jak ma wyglądać ich miejsce do życia. W nadleśnictwie raz na dziesięć lat tworzony jest plan urządzenia lasu i poddajemy to pod konsultacje społeczne. Las jest naszym wspólnym dobrem, każdy ma się prawo wypowiedzieć i takie wypowiedzi padają. Pewne wnioski zewnętrzne są uwzględniane.

A gdyby ktoś powiedział, że jest całkowicie przeciwny wycince drzew?
– Niewątpliwie są też takie zdania. Ale od pojedynczych głosów ważniejsza jest wola większości i akceptacja pewnych działań.