Było mniej okazji

619
fot. ARMG

ŻARY | Kwiaciarnie nie zostały wprawdzie zamknięte odgórnym nakazem. Ograniczyła się za to ilość okazji do wręczania kwiatów.

Dopiero jak zacznie się to wyliczać, widać wyraźniej skalę problemu. Na przykład ograniczenie liczby osób, które mogły uczestniczyć w pogrzebach. Jeden wieniec zamiast kilkunastu. Kilka wiązanek, zamiast kilkudziesięciu. Kwiaty na grobach są tradycyjną formą pożegnania zmarłych. Zamknięte przez jakiś czas cmentarze również zaszkodziły branży kwiaciarskiej.
Z drugiej strony – wesela zostały poprzekładane na koniec roku, na następny rok. I choć pojawia się gdzieniegdzie nowa moda, by zamiast kwiatów wydać pieniądze na jakiś cel, to jednak w większości przypadków, nowożeńców oprócz koperty, obdarowuje się kwiatami. Również kwiatami dekorowane są auta, a nawet kościoły czy sale weselne. Dziś tego nie ma.
Komunie majowe to także kwiaty. Wiele osób, oprócz bukietów na tę okazję, zamawiało wianki na głowę dla dziewczynek. Następna okazja na minusie dla kwiaciarni.
Cały czas są też święta jubilatów – osiemnastki, czterdziestki, sześćdziesiątki – zwykle obchodzone uroczyście, czasem nawet hucznie. Tego też dziś nie ma. Po prostu. Nie ma imprezy, nie ma więc gości z kwiatami.
Wszyscy wiemy, jak wyglądały ostatnie Święta Wielkanocne. Bez większych spotkań rodzinnych. Najczęściej z telefonicznymi życzeniami. W dodatku od samego początku ogłoszonej epidemii podkreślano, by szczególnie chronić osoby starsze. No i w ślad za tym, dzieci nie przychodziły do swoich matek z kwiatami przy okazji urodzin. W trosce o ich bezpieczeństwo.
W marcu obchodziliśmy wyjątkowe w tym roku święto – Dzień Kobiet. Raczej obchodzone tylko pod jednym, tym samym dachem. A kwiaciarnie nie sprzedawały kwiatów
w takich ilościach, jak zwykle.
Oczywiście, nie jest tak, że kwiaty przestały się w ogóle sprzedawać. Kwiaty dla żony z okazji imienin, z okazji rocznicy ślubu. Dla teściowej mieszkającej w tym samym domu. To i owszem. Jednak w ogólnym rozrachunku, te ilości są stosunkowo niewielkie. Ale na szczęście wzrosła trochę sprzedaż innych kwiatów.

– Klienci kupowali więcej niż zazwyczaj kwiatów doniczkowych, upiększając na przykład swoje balkony z racji tego, że więcej czasu spędzali w domach – mówi Greta Patrzykąt, właścicielka kwiaciarni Yucca. – Do tego różne elementy dekoracyjne do wystroju wnętrz, stroiki, obrazki.

Jednak tradycyjnych kwiatów ciętych sprzedaje się o wiele mniej. Znacznie mniej, niż połowa tego, co zwykle. Nawet dostawcy hurtowi przestali przez jakiś czas przyjeżdżać. Wiadomo przecież, że kwiaty nie są wieczne. Nie będą stały w wazonie nie wiadomo jak długo w oczekiwaniu na klienta. Ale u pani Grety kwiatów nie brakuje. Każdy klient
w każdej chwili wyjdzie z pięknym bukietem. Jak sama przyznaje, na początku epidemii, która wszystkich przestraszyła, zamknęła firmę na dwa dni. Szybko jednak uznała, że pracować trzeba. Tym bardziej, gdy praca jest nie tylko obowiązkiem, ale przede wszystkim pasją.
Gdy klientów jest znacznie mniej, przyszła pora na jakieś porządki w kwiaciarni, na które nigdy nie było czasu. Na zmianę wystroju. Ale też na tworzenie różnych projektów dekoracyjnych, dopracowanych, które doceniane są przez klientów właśnie ze względu na ich nietuzinkowość, wyjątkowość i dbałość o szczegóły.
W gospodarce wszystko jest powiązane. Jedno ograniczenie wpływa automatycznie na coś innego. Tu widać to wyraźnie. Ktoś może powiedzieć, że najbardziej ucierpiała branża kosmetyczna czy fryzjerzy, którzy musieli zamknąć swoje salony. A kwiaciarnie przecież były otwarte, więc nie ma takiego problemu. Jednak jest. Tyle tylko, że nie widać tego na pierwszy rzut oka.
Nawet dowożenie kwiatów na zamówienie pod wskazany adres okazało się sporadyczne. Na pewno nie na taką skalę, jak by to mogło być realizowane. Zdarzały się czasem zamówienia
z Wrocławia, czy z Opola, na dostarczenie kwiatów komuś w Żarach.

– Chcemy to jakoś przetrwać, przeczekać, aż wróci normalność – mówi Greta Patrzykąt. – Większość okazji została przełożona na późniejsze terminy, więc kwiaty na pewno będą jeszcze ludziom potrzebne, tak jak to było zawsze – dodaje z nadzieją.

Obawia się tylko jednego. Jeśli kryzys gospodarczy zbyt mocno się rozprzestrzeni, jeśli zbyt wiele osób straci pracę, ograniczą się dochody, to w priorytetach wydatków najpierw będzie chleb, a kwiaty na którymś tam miejscu z kolei.
Tego jednak, jak i wielu innych rzeczy w tych czasach, nie da się przewidzieć. Wielu przedsiębiorców ogranicza swoje biznesowe plany do opcji „z dnia na dzień”.
Nadzieją dla wielu firm jest powolne odmrażanie gospodarki i znoszenie zakazów.
A tymczasem może warto pomyśleć o bukiecie kwiatów dla kogoś bliskiego. Sprawić tym przyjemność, ale i pomóc lokalnym kwiaciarniom w tych trudniejszych dla nich czasach.

Andrzej Buczyński