Mieszkam od zawsze w domu poniemieckim. Gdy byłam dzieckiem, nie rozumiałam dlaczego w poniemieckim i co to właściwie znaczy.
Jestem pokoleniem tutejszym, stąd. Wszystko, co mnie otacza, jest dla mnie swojskie i polskie. Nie żadne tam… poniemieckie. Nigdy nie czułam się źle w miejscu, w którym przyszło mi żyć. Jasne! Najlepiej czuję się na mojej spokojnej wsi. Miasto, to nie dla mnie. Jedynie oddychając miejskim powietrzem, mogę powiedzieć, że nie czuję się komfortowo. Ani przez moment nie pomyślałam jednak, że nie jestem u siebie. To bardzo moje… osobiste odczucia.
Dziś tak na poważnie… A to dlatego, że kilka miesięcy temu koleżanka poleciła mi książkę „Poniemieckie” Karoliny Kuszyk. Wydaną pod koniec 2019 roku. Czyli jak najbardziej jest to nowość wydawnicza. Kupiłam. Przeczytałam.
I przeszło mi przez głowę mnóstwo refleksji. Przypomniała mi się moja babcia, która na ziemie zachodnie dotarła ze wschodu. Do domu, który został jej przydzielony i z nadzieją, że to tylko na chwilę, a potem wróci… do siebie.
Książkę „Poniemieckie” nazwałabym bardzo dobrą lekcją historii, opowiedzianą przez tych, którzy wiedzą najlepiej, jak to było otoczyć się rzeczami wroga. Udawać, że stół, krzesła, garnki, sztućce, kołdra i cała masa innych rzeczy, nie są poniemieckie.
A zdarzało się, że pod jednym dachem mieszkała i polska, i niemiecka rodzina. Każdy chciał przeżyć. I tak żyli. Pomagali sobie nawzajem. Jeden miał krowę, to dzielił się mlekiem, drugi kury, to jajkami.
Kilka tygodni temu miałam szczęście i uczestniczyłam w spotkaniu autorskim, właśnie, z Karoliną Kuszyk. To niesamowite, jak ludzie analizują słowo poniemieckie, pożydowskie, nieswojość, niemojość…
A z drugiej strony – moje właśnie, tu zawsze czułam się u siebie. Ba! Mieszkam w Niemczech i tam jestem u siebie. Niemiec mówi, że w Polsce też czuje się u siebie. Dochodzi do dyskusji, że w zasadzie tam, gdzie jest mi dobrze, tam nie czuję się obca. Słuchając samej autorki, jak i wybitnych znawców tematu – historyków, regionalistów – dochodzę do własnych refleksji… Dziś nie jest aż tak istotne, gdzie się mieszka – choć jeśli o mnie chodzi, miasto jakiekolwiek odpada – ale z kim dzieli się tę przestrzeń. Oczywiście, każdy może mieć zupełnie odmienne zdanie.
Książkę polecam wszystkim bez wyjątku. A gdy nadarzy się okazja, pędźcie na spotkanie autorskie bez wahania. Polecam bardzo. M.