A może książka…

627

Różne książki wpadają mi w ręce. Oczy czytają, a głowa analizuje. Tak już mam i nic na to nie poradzę… Nie składam liter bez sensu.

Choć moim najulubieńszym gatunkiem są kryminały, i to raczej się szybko nie zmieni, to lubię od czasu do czasu poczytać o miłości. Zwłaszcza, gdy w tych opowieściach odnajduję jakiś głębszy sens.

„Miłość ma swoje imię” Ilony Gołębiewskiej. Wakacje sprzyjają miłości. Tak przynajmniej słyszałam. No to romantyczna opowieść bardzo proszę…
Autorka wspaniale uchwyciła to, co w życiu najważniejsze i najcenniejsze – przyjaźń, miłość, rodzina. Nie doceniamy, lub nie zauważamy tego w codziennej gonitwie. Dopiero przysłowiowe „nieszczęście” potrząsa nami i zatrzymujemy się natychmiast. Aby ten najbliższy sercu nas dogonił. Żeby pomógł. Żeby był. Wsparł. Przytulił. Nawet wtedy, gdy nie potrafimy się przyznać, że tego właśnie w danej chwili potrzebujemy najbardziej.
Ilona Gołębiewska przedstawia dwoje bohaterów o jakże odmiennej sytuacji. Anna pracuje z dziećmi i jest wolontariuszką w szpitalu. Ledwo wystarcza jej na życie. Po drugiej stronie jest Michał, syn bogatych rodziców. Narkotyki, alkohol nie są mu obce. Na brak pieniędzy nigdy nie narzekał. Pogubił się w życiu i z pewnością potrzebował pomocy. Natrafił na dziewczynę mądrą życiowo, dobrą, a co najważniejsze taką, która spostrzegła w nim człowieka wartościowego. Podała rękę, a z czasem i coś więcej. Ale żeby nie było tak kolorowo, w książce pojawia się ten trzeci… W jakiej roli, tego nie zdradzę, bo oczywiście odsyłam do lektury.

Jest to niewątpliwie piękna opowieść o wierze w drugiego człowieka, bezinteresownej pomocy bliźniemu i ogromnej mocy przyjaźni. Miłość rodzi się na solidnej podstawie przyjaźni. Czytając stajemy się świadkami tego, co powszechnie jest znane. Wsparcie i miłość czynią obdarowanego silniejszym. Dają motywację do naprawienia siebie. To, że ktoś pomyśli o nas dobrze, mimo, że ta dobroć leży na samym dnie szklanki, czy strzykawki, jest solidną liną, aby wspiąć się wyżej. Wiara czyni cuda…, powiedzenie adekwatne do bohaterów książki.

Czy wszyscy zasługują na pomocną dłoń? Na to pytanie nie odpowiem, bo nie wiem. Czasem jednak myślę, że nie. Ale to moje, bardzo subiektywne zdanie. Dla tych, którzy lubią się wzruszać i uśmiechać, gdy życie bohaterów zmierza ku miłości i szczęściu, ta pozycja będzie w sam raz. M.