ŻARY | Ostatnimi czasy pojawiło się wiele apeli o oddawanie osocza przez tak zwanych ozdrowieńców, którzy przechorowali już zakażenie koronawirusem. To na pewno kwestia ważna, ale przy okazji okazuje się, że brakuje „zwykłej” krwi potrzebnej na przykład do zabezpieczenia pacjenta w przypadku operacji zupełnie niezwiązanych z tym wirusem.
– Ostatnio w banku krwi mieliśmy zaledwie sześć jednostek, a pacjentów jest bardzo dużo, operacyjnych, z masywnymi krwawieniami, onkologicznych i pacjentek ginekologicznych – mówi Jolanta Dankiewicz, prezes Szpitala na Wyspie. – Musimy szukać krwi wszędzie, gdzie się da.
Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Zielonej Górze nie zawsze jest w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby. W tej sytuacji mogą pomóc chociażby rodziny pacjentów, ale też wszyscy, którzy zechcieliby podzielić się tym bezcennym lekiem.
Krew można oddać w filii RCKiK, która znajduje się w Żarach, przy ul. Skarbowej. Na życzenie dawcy, oddana krew może zostać przekazana nie tylko do wskazanego szpitala, ale też trafić do konkretnego pacjenta.
– Braki krwi wynikają z tego, że dawców jest coraz mniej, ale najgorzej jest latem, gdy zapotrzebowanie na krew, powodowane choćby ilością wypadków komunikacyjnych, nie jest zaspokajane tak, jakbyśmy tego oczekiwali – mówi Jolanta Dankiewicz. – A operację trzeba czasem wykonać natychmiastowo i nigdy nie można przewidzieć, czy w jej trakcie nie zdarzy się coś, co będzie wymagało podania krwi.
Każdy pacjent jest zabezpieczony w taką rezerwę, jeśli lekarze podejmują się operacji. Inaczej byłoby to po prostu narażanie życia. Ale trzeba pamiętać, że chorzy mają też różne grupy krwi. Zapas krwi dodatniej grupy B na nic się nie przyda pacjentowi z grupą A.
– Zaczęliśmy się martwić, bo o krew jest coraz trudniej, a szczególnie przy grupach krwi rzadziej spotykanych, jak na przykład 0 Rh minus – mówi prezes Dankiewicz. – Dziś mieliśmy jednak powód do radości, bo trafiło do nas 12 worków krwi, mam nadzieję, że to również w odpowiedzi na apel, który ogłosiliśmy.
Prezes zaznacza, że jako pierwsi na apel odpowiedzieli żołnierze, którzy zostali oddelegowani do pomocy szpitalowi. Oddali krew, gdy tylko się dowiedzieli, że szpital krwi potrzebuje.
Nie ma też obawy, że oddana krew się zmarnuje, choć ma przecież termin ważności wynoszący 35-40 dni od pobrania. Jeden szpital dzieli się z drugim swoimi zapasami, gdy akurat posiada jakąś „nadwyżkę” z danej grupy. Jeśli nie zostanie akurat użyta do zabiegu w Żarach, to na pewno w Nowej Soli, albo w Zielonej Górze. Oddana krew zawsze komuś uratuje życie. A przynajmniej posłuży do ratowania życia. Jednak bez zabezpieczenia odpowiedniej ilości, pewne procedury medyczne nie mogą być w ogóle realizowane.
Szpital zawsze posiada tak zwaną żelazną rezerwę w banku krwi. Nawet pojedyncze jednostki z danej grupy, aby zabezpieczyć pacjentów, którym trzeba pomóc natychmiast. To nie jest jednak źródełko, które samo się odnawia. Z takiej rezerwy nie pobierze się krwi dla pacjentów, którzy nie wymagają natychmiastowej interwencji medycznej.
Najbardziej pożądaną grupą krwi jest 0 Rh minus, która może być podana w zastępstwie pacjentom posiadającym inne grupy, w sytuacjach ratujących życie. Dawcy z tą grupą są więc najbardziej poszukiwani.
Dla medyków i pacjentów najbardziej komfortowe by było, gdyby żadnej krwi nigdy nie brakowało. Ale tak nie jest. Czasem zdarza się, że z Żar do Sulechowa jedzie karetka na sygnale, bo tam akurat jest krew, która potrzebna będzie pacjentowi Szpitala na Wyspie. Ale niestety, często krwi brakuje.
– Pacjent musi dostać tą krew i robimy wszystko, żeby odpowiednią krew znaleźć – mówi Jolanta Dankiewicz. – Nie ważne, czy to dzień, czy środek nocy.
Ten bezcenny lek każdy nosi w sobie. I prawie każdy może się nim podzielić. Czasem wystarczy jedna decyzja. Odruch, chęć niesienia pomocy bliźnim.
Każdy organizm reaguje inaczej. Zawsze jest to jakieś obciążenie dla organizmu, dla niektórych większe, ale dla innych prawie niezauważalne.
Andrzej Buczyński