Nie wszystko, co osiedlowe, należy do spółdzielni

3345
Za zły stan dróg, czy chodników na osiedlu zazwyczaj wini się spółdzielnię mieszkaniową. W większości przypadków byłoby to słuszne, jednak nie zawsze tak jest.
W sąsiedztwie marketu na osiedlu muzyków znajdują się dwie drogi poprzeczne do ulicy Szymanowskiego. Obydwie w fatalnym stanie technicznym. W ogromnych dziurach po deszczu powstają ogromne kałuże. Na końcu jednej z nich był śmietnik dla mieszkańców spółdzielni. Został jednak zamknięty na dobre, ponieważ śmieciarka miała problemy, żeby do niego dojechać. Prezes spółdzielni postawił mieszkańcom nowy śmietnik, nieco dalej, tak aby służby komunalne miały do niego lepszy dostęp. Druga dziurawa droga również wiedzie do śmietnika, tym razem wspólnoty mieszkaniowej. Czy dojdzie do tego, że i ten śmietnik podzieli los poprzednika?Co więcej, wspomnianymi drogami przemieszcza się wiele osób z zachodniej części osiedla na wschodnią i odwrotnie. W deszczowe dni jest to nie lada wyczyn. Zimą, gdy będzie ślisko, ktoś może złamać tam nogę. Wtedy będzie miał słuszne pretensje do właściciela drogi.W tym momencie możnaby mieć pretensje do spółdzielni, że nie dba. Rzecz w tym, że obie drogi należą do wspólnot mieszkaniowych.Prezes proponował– Zwróciłem się do wspólnot z taką inicjatywą, żebyśmy razem te drogi naprawiali – mówi Stanisław Hałabura, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Żarach. – Obydwie odpowiedziały negatywnie, że nie mają środków i nie będą się tym zajmować. Skoro tak, to my sami nie możemy inwestować na terenie, który nie jest własnością spółdzielni – dodaje prezes.

Przy jednej z dróg postawiono znak informujący o zakazie ruchu pojazdów i tak sprawa została załatwiona.

Prezes Hałabura podkreśla, że brakuje woli współpracy pomiędzy wspólnotami, a spółdzielnią. Kwestia wspomnianych dróg to nie jedyny przykład. Spółdzielnia remontowała jeden z parkingów osiedlowych. Proponowała pobliskiej wspólnocie udział w kosztach tego przedsięwzięcia. Wspólnota jednak z propozycji nie skorzystała, teraz więc do parkingu dostępu nie ma.

Może to dziwić, ale tylko do momentu, gdy spojrzymy na płoty, jakimi wspólnoty poogradzały swoje bloki.

To moje, a to wspólne

Wydawać by się mogło, że mieszkaniec spółdzielczego osiedla nie ma wstępu na własność wspólnot. Płoty i bramy są bardzo wymowne. Czy zatem członek wspólnoty, który tak manifestuje swoją własność i odrębność, ma prawo swobodnie poruszać się po terenach należących do spółdzielców? A niby dlaczego? Czy to działa tylko w jedną stronę?

Proszę sobie wyobrazić, że spółdzielnia ogradza swoje tereny. I co wtedy? Zamiast otwartego osiedla, po którym dzieciaki mogły swobodnie biegać między podwórkami i placami zabaw, będziemy mieć ciąg ogrodzeń i zamkniętych furtek?

Andrzej Buczyński