Na scenie rodzinnego miasta

3100

Oczarowali talentem i poziomem artystycznym. Piotr Pużak i Magdalena Broniecka pokazali klasę. Zachwycili publiczność swoim występem podczas dorocznego Jarmarku Miodu i Wina.

 

Piotr Pużak, który pracuje w Miejskiej Bibliotece Publicznej, zauważył, że nowa koleżanka nuci sobie pod nosem różne melodie. Wiedział, że grała dzieciom na instrumencie klawiszowym. Wiedział, że zna nuty. Piotr szykował się właśnie do występu na Jarmarku Miodu i Wina. Zaproponował, żeby zrobić coś razem i wspólnie zaśpiewać. Magda podjęła wyzwanie. Pracowali razem kilka dni w domu, blisko trzy godziny dziennie. Próbowali, ćwiczyli, dobierali repertuar. Wyszli na scenę z ogromną tremą. Piotr, który ma za sobą doświadczenia występów scenicznych, martwił się o koleżankę. Dobrze wie, co znaczy stres w takiej sytuacji. Kiedy zabrzmiały pierwsze takty muzyki i Magda zaczęła śpiewać, już wiedział, że wszystko będzie dobrze.

Debiut u siebie

Dla Magdy był to pierwszy występ, absolutny debiut. Nigdy wcześniej nie występowała w takiej roli, przed tak dużą publicznością. Pomimo ogromnej tremy, poradziła sobie fenomenalnie, co nie jest łatwe w przypadku występu plenerowego, odbywającego się w atmosferze festynu.

– Przyjęcie publiczności, to było miłe zaskoczenie. Ludzie byli serdeczni. Odebrałam to bardzo ciepło. Także po występie spotkałam się z życzliwymi komentarzami. To było krzepiące, ponieważ sama wobec siebie jestem bardzo krytyczna – opowiada Magda. – Wiem jak wiele muszę jeszcze pracować. Sama scena jest doświadczeniem bardzo ekscytującym, wręcz ekstremalnym, porównywalnym ze skokiem na bungee – dodaje.

Debiutantka podkreśla, że opoką był dla niej Piotr. Koił nerwy, wykazał się dojrzałością sceniczną, talentem i obyciem estradowym. Jest mu za to bardzo wdzięczna.

Nie bez znaczenia jest, że zaśpiewała w swoim rodzinnym mieście.

– Ważne jest, że pierwszy kontakt ze sceną, ten debiut, miał miejsce w Żarach – miejscu, które kocham i cenię. To jest wyjątkowo przyjemne: być i debiutować u siebie – przekonuje.

Fascynacja muzyką

Magda jest rodowitą żaranką. W Miejskiej Bibliotece Publicznej pracuje od czerwca. Z wykształcenia jest polonistką, uzyskała tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie literatury XIX w. na Uniwersytecie Wrocławskim. W ramach studiów doktoranckich prowadziła zajęcia jako wykładowca.

– Wróciłam do moich Żar, czuję tu kameralną atmosferę, niespieszny rytm miasta – tłumaczy.

Interesowała się muzyką od dzieciństwa, fascynowała się i słuchała muzyki fortepianowej – Beethovena, Chopina, Rachmaninowa, Liszta. W Żarach uczęszczała do szkoły muzycznej, która mieściła się w dawnym budynku przypałacowej kuchni, a później już w nowym obiekcie. Uczyła się gry na fortepianie. Dziadkowie słuchali muzyki poważnej w programie I Polskiego Radia, w domu było pianino. Pasja sprawiła, że jeździła wielokrotnie na festiwale chopinowskie do Dusznik-Zdroju.

Uwielbia Chopina, ale lubi też muzykę z gatunku Epic metal i piosenkę aktorską.

– Bliskie memu sercu są Ewa Demarczyk i Edith Piaf. Francuska wokalistka, to wielka fascynacja mojego ojca. Przywiózł kiedyś z delegacji w Paryżu całą kolekcję płyt. Razem słuchaliśmy – wspomina.

Nieprzypadkowo więc śpiewa największe największe przeboje Piaf. Języka francuskiego uczyła się w szkole, stąd większa łatwość w ich wykonaniu.

Rodzina i nauczyciele

W rodzinnym domu Piotra zawsze śpiewał tato. Jest fascynatem piosenek Kiepury. Od dzieciństwa śpiewała mama, a wujek był nauczycielem muzyki. Piotr chodził na lekcje gry na pianinie. Nagrywał śpiewane przez siebie piosenki na magnetofon szpulowy. Zaśpiewał na weselu siostry jedną z nich. Obecna na uroczystości, znana żarska wokalistka, poradziła mu, żeby chodził na zajęcia wokalne. Posłuchał rady i zapisał się do Osiedlowego Domu Kultury, który mieścił się przy ul. Wieniawskiego. Kółko muzyczne prowadził Wiesław Skarbek. Nauczył Piotra pracy z mikrofonem, bo sam słuch i głos do śpiewania na scenie nie wystarczą. Po likwidacji ODK Piotr trafił do Młodzieżowego Domu Kultury. Postanowił zakwalifikować się na festiwal w Kołobrzegu. Udało się w 1991 roku. Wówczas nie był to już Festiwal Piosenki Żołnierskiej, tylko Arsenał Artystyczny. Marzenie, żeby wystąpić na dużej scenie w towarzystwie big-bandu, spełniło się.

Wiele zawdzięcza Romanowi Krzywotulskiemu, który wprowadził Piotra w świat aktorstwa. Ćwiczenia wzmacniające dykcję, których się wtedy nauczył, stosuje do dziś.

Marzył o studium wokalnym w Poznaniu, ale koszty były zbyt duże, żeby rodzice mogli je udźwignąć – Piotr ma jeszcze dwójkę rodzeństwa, więc taki wydatek nie byłby możliwy.

Zajął się pracą, rozwija swoją pasję muzyczną, występuje podczas różnych bali i imprez okolicznościowych. Bardzo cenił sobie współpracę z Mariuszem Massierem w ramach współpracy z kabaretem „Oj, tam! Oj, tam!”. Uzyskał od muzyka wiele cennych wskazówek.

Mieć to „coś”

Piotr nie rozmawiał jeszcze z Magdą o planach na przyszłość. Chce, żeby ochłonęła po występie.

– Magda jest osobą bardzo ciepłą, wrażliwą, odpowiedzialną. Śpiewałem z niejedną dziewczyną, która była przekonana, że umie śpiewać. Żadna nie miała jednak w sobie talentu, pokory i wrażliwości, które ma Magda. To „coś” musi w duszy grać. Zdradzę, że zaśpiewała z anginą. To nie jest łatwe. Pokazała ogromny kunszt, wypadła rewelacyjnie – podkreśla. – Nie spodziewałem się, że wyjdzie to aż tak fajnie – kwituje.

 

Paweł Skrzypczyński

fot. ARMG