O wirusowych statystykach i rekordach pisał nie będę. Inni piszą i wszyscy je znają.
Długo w internecie krążył taki tekst, że wirus to ściema, bo kto tak naprawdę zna kogoś z wirusem? Ja znam. Kolega ma, ale na szczęście nie wybiera się z tego powodu na tamten świat. I cieszy mnie to, ale jednocześnie jest potwierdzeniem tezy, że każdy może się załapać na koronkę, objawową lub bez.
Ponoć to tylko taka inna grypa, a umierają z reguły ci, co współistniejące choroby posiadają. Ale ludzie zawsze umierali na choroby współistniejące życiu.
Z wielu różnych przyczyn. Co jednak nie jest powodem do bagatelizowania obecnie popularnego wirusa.
Byłem u innego kumpla w jego firmie. Mieliśmy sprawę do obgadania. Potem już zdałem sobie sprawę, że nie podaliśmy sobie ręki, ani na dzień dobry, ani na pożegnanie. I nie było w tym niczego nienaturalnego. Nie była to oznaka braku szacunku. Chyba… takie czasy po prostu.
Swoją drogą, kumpel prowadzi firmę wraz z żoną. Najbardziej obawiają się kwarantanny, którą może przynieść na przykład dzieciak ze szkoły. Automatycznie firma się zamyka. Podobnie jak dochody. Wszystkie. To jest problem.
Może też dlatego, pomimo dezynfekcji rączek, nie przybiliśmy sobie piątki? Tak podświadomie? Żeby komuś przez przypadek krzywdy nie zrobić. I tyle.
Statystyki prognozowe głoszą, że w listopadzie będziemy mieć w Polsce 300 tysięcy zakażeń. Będzie co będzie, ale pamiętam, gdy wiosną w Chinach mieli 80 tysięcy, a to już wydawało się liczbą nie do ogarnięcia. Ale ten statystyczny punkt widzenia niezmiennie się zmienia. Minęły też czasy zerowych lub maksymalnie kilkuosobowych zakażeń
w naszym województwie, czy powiecie. Koniec laby, wakacji od wirusa i patrzenia jedynie z niedowierzaniem, co tam się dzieje w tych kopalniach. Teraz będzie czerwona strefa. Dziś pojawiają się informacje, że zaczyna brakować miejsc w szpitalach. Część personelu odsuwana jest od pracy. I to też jest prawdziwy problem.
Byłem niedawno w kilku różnych miejscach. Czy to wydarzenie kulturalne, czy wizyta
u dentysty, tak samo musiałem wypełniać ankietę. To trochę tak, jakby zaznaczenie opcji, że nie miało się kontaktu z jakąś tam osobą, dawało gwarancję zdrowia. Nie daje przecież żadnej. Tak czy siak, jestem wdzięczny dentystce, że podejmuje ryzyko przyjmowania pacjentów. Nawet bezobjawowych. Przecież życie toczy się dalej.
Spotkanie z wirusem da się przeżyć. Nawet bezobjawowo. Większym problemem są procedury związane z wykryciem zakażenia. Dla jednych będzie to kwarantanna, dla innych brak miejsca w szpitalu.
Dlatego, cóż, myjemy rączki, zasłaniamy noski, trzymamy dystans. I nie ma co kozakować, że wirus nie istnieje. Przecież nikt nie zgłosi się na ochotnika, aby przejść nawet „głupią” grypę.
Andrzej Buczyński