Jak te czasy się zmieniają, to aż miło popatrzeć. W pewnych aspektach bardzo miło, w innych inaczej.
Kiedyś można było kupić w budach, czy na innych stoiskach handlowych, kasety nagrane w koszmarnej jakości. Radosny raczkujący kapitalizm dał dostęp do muzyki zagranicznej. W śladowym poszanowaniu praw autorskich. Ale wtedy nikt tym się specjalnie nie przejmował. Takie czasy. W pewnym momencie pojawiły się płyty CD. Nic się w rolki magnetofonu nie wkręcało i ta jakość… na którą nie wszystkich było stać. Ale rynek odpowiadał szybko na potrzeby klienteli.
Swego czasu często odwiedzałem pewien punkt usługowy na obecnym żarskim Podwalu. Tam gdzie dziś Biedronka i sklep meblowy. Można tam było zamówić przegranie wybranej płyty z CD na kasetę magnetofonową. Najlepiej na jakiegoś chromowego BASF-a. Ach, jak to wtedy brzmiało. Tyle, że nadal mogło się wkręcić w rolki.
W międzyczasie były walkmany, czyli kasetowe odpowiedniki późniejszych odtwarzaczy MP4. Jeszcze później miałem nawet przenośny odtwarzacz CD. Wtedy technologia prawie kosmiczna, dziś nieco śmieszna się wydaje. Dostęp do muzyki dobrej jakości otworzyło pojawienie się nagrywarek płyt CD. Parę stówek trzeba było wywalić, ale komputer stacjonarny stał się nagle prawie że studiem nagrań.
Miałem to szczęście, że kumpel kolekcjonerem muzyki był od zawsze, więc nie było problemu, aby coś nowego wyrwać do posłuchania. Pamiętam też, jak za czasów monofonicznego Kasprzaka, kolega pożyczył mi swoje małe, ale stereofoniczne radyjko ze słuchawkami. Program drugi Polskiego Radia w środku nocy brzmiał wtedy bajecznie. Szkoda było czasu na sen.
I tak kiedyś, za młodu, marzyłem sobie, żeby stać mnie było na to, by kupować płyty. Były drogie. Jak dla mnie. Dziś mnie stać, ale nie kupuję. Płacę symboliczny miesięczny abonament i mam dzięki temu dostęp do muzyki z całego świata. Nowości? Nie problem. Zawsze pod ręką. Co tylko mi się wymarzy. Klik w ekran telefonu i gra muzyka.
Jak dla mnie, rozwiązanie wręcz genialne. Niewyobrażalne za czasów różowych kaset Stilonu Gorzów. Internet zmienił wszystko.
Pandemia też. Skończyły się koncerty. Zniknęły na jakiś czas. Bo przecież powrócą. Na zdjęciu pamiątka z koncertu Nocnego Kochanka w 2017 roku w Żaganiu. Nie wszystko da się przenieść do sieci. Można próbować, ale to nie to samo. Czym innym jest muzyka w słuchawkach podczas spaceru po mieście czy lesie, a czym innym koncertowe doznania. Takie wśród innych ludzi, którzy śpiewają refreny razem z zespołem.
Trudno mi sobie wyobrazić życie bez muzyki. Ponoć łagodzi obyczaje. Czegoś takiego wielu ludziom brakuje. Może słuchają nieodpowiedniej, albo w ogóle nie słuchają. A przecież nie ma dziś problemu z dostępem. Nie trzeba gnać z drogą kasetą do przegrywalni. Nie trzeba nawet ruszać się z fotela. O telewizyjnych kanałach muzycznych i niezliczonej ilości stacji radiowych nie wspomnę.
Od czasu do czasu kumpel ze Szwajcarii podsyła mi link do płyty, której akurat słucha i chciałby mi polecić. Jeden klik i słucham tego, co on. Odległość między nami nie ma znaczenia.
Dziś instytucje kultury działają zdalnie. Próbują dostosować się do nowych warunków. Dobre w tym jest to, że sporo rzeczy trafiło do internetu. Można sobie obejrzeć na przykład spotkanie ze Zbigniewem Zamachowskim z września tego roku w Żarach. Wcześniej takie rzeczy do internetu nie trafiały. A teraz owszem. Bo takie czasy.
Andrzej Buczyński