Tyle ciekawych rzeczy wydarzyło się w ciągu jednego tygodnia, że sam nie wiem, od czego zacząć. Poprzednio pisałem o otwartym parku miejskim, nie ma więc co silić się na oryginalność. Zacznijmy od parku.
Moje przewidywania co do tego, że internet zalany zostanie falą narzekania, sprawdziły się w stu procentach. Nie taki ze mnie znowu prorok. Wystarczy świadomość, że narzekanie jest dla wielu sensem życia i religią wręcz. Nie przewidziałem jednego. Wiadro popcornu nie wystarczyło, aby przez to wszystko przebrnąć.
Choć staram się zazwyczaj dostrzegać dobre strony wszystkiego co nas otacza, tym razem ponarzekam sobie też. Otóż… kiedy w końcu ratusz weźmie się za skoszenie parkowej trawy, w której kolan już nawet nie widać? Na co czekamy? Aż te wszystkie chwasty sięgną do pasa? Wtedy kosynierów kościuszkowskich trzeba będzie załatwiać, żeby to wszystko ogarnąć i do porządku doprowadzić. Kto w tym ratuszu wymyślił, żeby z parku miejskiego robić dziadowską łąkę? Wygląda to beznadziejnie, nieestetycznie. Chciałbym pójść sobie do parku i posiedzieć na kocyku. Mam brać kosę, żeby sobie miejsce przygotować? Dobrze, że nie mam dwuletniego dziecka. Gdyby tylko zeszło z kocyka, to bym już do końca życia dzieciaka w tej trawie nie znalazł. A szkoda by było gówniarza, bo po kwadransie mógłby przynieść z pół wiaderka kleszczy. Na szczęście nie kolekcjonuję kleszczy. Dwulatka też nie posiadam. Ale kocyk posiadam.
Do maków i innych kwiatków nic nie mam. Lubię. Ale kwitnącej trawy nienawidzę. Po ostatnim spacerze przez park myślałem, że się zakicham na śmierć. Nie mogłem znaleźć drogi wyjścia, bo oczy zalały mi się łzami. Ktoś zaraz powie, że alergik nie musi chodzić do parku. Ci, którym się park nie podoba, też nie muszą, a chodzą.
Tyle milionów wydanych, a przez te trawska wygląda to, jakby nic tam nie było robione od lat. Ponoć są tacy, którzy uwielbiają trawę po pas wraz z całym dziadostwem, jakie tam przy okazji rozmnaża się w najlepsze. Nie rozumiem tego, ale kto komu zabroni zrobić sobie z własnego osobistego ogródka nawet uprawę pokrzyw i ostów. Nic nikomu do tego. Natomiast ja domagam się stanowczo, aby park był parkiem, a nie łąką. Jakbym miał ochotę na łąkę, to wylotówka na Lubomyśl jest niedaleko.
Tyle mojego narzekania. Zostańmy jednak jeszcze chwilę w parkowych klimatach. Parkowych i gównianych jednocześnie.
W parku stoi toaleta, nowa, automatyczna, normalnie najfajniejsza w całym powiecie
i okolicach. Wybudowana z tych milionów co na park pozyskano. Ktoś nagle wrzuca niewinny post na fejsbuczka, że godzina 20.00, a siku nie da się zrobić. No i się zaczyna… „Nawet nie jestem zaskoczona faktem, że nie działa”, „7 BANIEK I NIE DZIAŁA”, „Phi…czemu mnie to nie dziwi”. Były też komentarze zabawne, zachęcające do olania interfejsu, lub nawalenia w portki i pójścia do urzędu miasta z rachunkiem za pranie.
Jak to możliwe, że taki kibelek za grubą kasę nie działa o godz. 20.00? Ano tak to możliwe, że jest czynny po prostu od 8.00 do 20.00. Ot i cała tajemnica. A gadania przy tym, że ho ho.
Często też wśród internetowych narzekaczy znajdzie się ktoś o zacięciu inżynierskim. Nie inaczej było i tym razem.
Bystry obserwator, z tego co pamiętał, zauważył zamontowany tam niezbyt duży zbiornik, na jego oko jakieś 5 metrów sześciennych, na podstawie czego wysnuł teorię, że kibelek został zamknięty przez tajemniczy czujnik poziomu nieczystości, żeby szambo nie wybiło. Koncepcja obserwatora technologii kibelkowych trafiła na podatny grunt.
„ten fakt zapelnienia sie byl nie do przewidzenia przez konstruktorow? jesli wyobraznia naszych urzednikow siega tylko tak daleko to biada nam !!”
Też bym się chętnie przyłączył do narzekania na urzędników, patrząc na ten „fakt”. To przecież skandal z takim małym szambem!!!!!!
Najzabawniejsze w tej całej dyskusji jest to, że nowa toaleta w parku nie jest podłączona do szamba, tylko normalnie, rurą do kanalizacji.
Jaka z tego nauka? Nie wierzcie we wszystko, co przeczytacie w internecie.
Sięgając trochę do historii. Pamiętacie ten betonowy „bunkier”, który dawniej robił za toaletę? To było dopiero zaczarowane miejsce. Oczy piekły od smrodu już z dwóch metrów,
a w środku wenerki skakały radośnie na wysokość kolan, podśpiewując wesoło za każdym razem, gdy podlewał je ktoś z okolicznych imprezowiczów. Ktoś na tyle pijany, że odważył się tam wejść bez specjalistycznego kombinezonu wojsk chemicznych. Takie kiedyś kibelki funkcjonowały w parkach. Bez żadnych czujników, bez elektroniki.
Potem kibelek zniknął i chyba ludzie z tego powodu przestali sikać. Nikt w internecie nie pisał, że kibelka w parku brakuje. Jakoś wszyscy sobie radzili.
Teraz stoi nowa toaleta i nagle wszystkim się zachciało. Jak u Kiepskich niemalże.
Tydzień temu zakończyłem ptaszkami wieszczącymi referendum w Lubsku. Dobrze ćwierkały. Wniosek złożony. Mieszkańcy też mają prawo odwołać burmistrza. Jeśli liczba niezadowolonych będzie odpowiednio wysoka.
Czasem mówimy, że Bóg daje i Bóg zabiera.
W demokracji jest podobnie. Ludzie dają, wybierając swego przedstawiciela, który ma rządzić w ich imieniu. Ale ludzie też mogą zabrać, gdy ktoś zapomni, od kogo pochodzi jego władza.
Nic nie jest dane raz na zawsze. O tym też warto pamiętać.