GMINA ŻARY | Wakacje to czas remontów w szkołach. Niektóre są kosztowne, ale nie to jest największym problemem, który czeka na rozwiązanie.
– W poszczególnych szkołach przeprowadzane są drobne remonty i naprawy, a największy remont jest obecnie wykonywany w Zespole Szkół w Grabiku, gdzie sanepid zalecił remont świetlicy dziecięcej oraz korytarza szkolnego, co będzie nas kosztowało w granicach 150 tysięcy złotych – mówi wójt gminy Żary Leszek Mrożek.
Zaleceń inspekcji sanitarnej lekceważyć nie należy, jeśli chce się uniknąć ewentualnych kar. Rada znalazła pieniądze w budżecie. Odnowione zostaną ściany i sufity oraz powiększone dwa pomieszczenia. Po wakacjach dzieci wrócą do ładniejszej szkoły.
Placówka w Grabiku to druga co do wielkości szkoła na terenie gminy. Największa jest
w Mirostowicach Dolnych, a trzecia z kolei w Olbrachtowie. Są jeszcze szkoły w Bieniowie, Złotniku, Sieniawie Żarskiej i Lubanicach. W tych placówkach uczy się prawie 1150 dzieci, łącznie z przedszkolakami.
Za mało miejsca
Z prognoz wynika, że za 2-3 lata może zabraknąć miejsca dla wszystkich dzieci z rejonu, który pod nią podlega.
– Poczyniłem pewne kroki i wstępne rozmowy odnośnie kupienia kawałka działki przylegającej do szkoły i będziemy myśleć o rozbudowie szkoły w Olbrachtowie – mówi wójt Mrożek. – Za kilka lat dzieci tylko samych mieszkańców Olbrachtowa nie zmieszczą się w szkole, a do tego dochodzi jeszcze Drozdów, Rusocice, Miłowice, Bogumiłów, Janików i Rościce.
Co ciekawe, miejscowości przypisane do danej szkoły to reguła, ale nie sztywny wyznacznik. Ostatecznie rodzic podejmuje decyzję, do której szkoły posyła dziecko. Również w Olbrachtowie uczą się dzieci z innych obwodów szkolnych. Także dzieci mieszkające w Żarach.
Wzrost liczby dzieci w Olbrachtowie to niekoniecznie efekt jakiegoś wyżu demograficznego. W ostatnich latach na terenie wsi powstało wiele nowych domów, przez co wzrasta jej liczba mieszkańców.
Rozbudowa szkoły oznacza o wiele większe wydatki, niż remont. Ten pomysł będzie jeszcze konsultowany z radnymi, zanim zapadnie ostateczna decyzja. Prognozy jednak są, jakie są i coś z tym fantem trzeba zrobić.
Minęły już czasy, gdy po lepszą edukację trzeba było iść do miasta. Szkoły wiejskie są dziś wyposażone w niezbędne pomoce dydaktyczne i tak naprawdę liczą się wyniki, nauczyciele i atmosfera w danej placówce.
Tu rośnie, tam maleje
Zwiększa się liczba dzieci w Olbrachtowie, ale z kolei maleje w Sieniawie i Lubanicach. Wójt twierdzi, że z rozmów z rodzicami wynika, że nie chcą, aby ich dzieci dowożone były na przykład z Olbrachtowa do szkoły w Sieniawie. Dzieci z Drożkowa mogłyby być dowożone do Lubanic, ale rodzice wolą szkołę w Grabiku. Do czegoś takiego nikt nikogo nie może zmusić. Jest jeszcze inna kwestia. Finansowa. Subwencja oświatowa wyliczana jest od ilości dzieci. Nie ma dzieci – nie ma pieniędzy. Czyli im mniej liczna placówka, tym większe koszty generuje.
A nauczyciele zarabiają tak samo, bez względu na to, czy w klasie jest ponad dwudziestka, czy tylko piątka dzieciaków.
Największy problem będzie ze szkołą w Lubanicach. Już za kilka lat zostanie tam zaledwie około 60 uczniów. Ta sytuacja nie wróży dobrze przyszłości tej szkoły, ponieważ gmina może ją zlikwidować. Nic nie wskazuje na to, aby liczba uczniów miała się tam zwiększać. Wręcz odwrotnie.
– Najlepszym rozwiązaniem byłoby przejęcie szkoły przez stowarzyszenie, które by ją nadal prowadziło, a gmina mogłaby wtedy przekazać cały obiekt na prowadzenie działalności oświatowej – mówi Leszek Mrożek. – Stowarzyszenie ma też duże możliwości pozyskiwania środków z zewnątrz, a poza tym gmina przekazywałaby część subwencji wynikającej z ilości uczniów.
Jest o czym dyskutować. Faktem jest, że utrzymywanie szkoły z niewielką liczbą uczniów kończy się tym, że do subwencji oświatowej gmina musi dokładać z własnego budżetu. Już dziś w gminie Żary to kwoty rzędu 6 milionów rocznie. Skąd się biorą te pieniądze? Trzeba je zabrać z innych zadań, przede wszystkim inwestycyjnych. Tu powstaje problem – czy ważniejsza jest edukacja, czy nowa droga. Dopłacanie do oświaty jest zjawiskiem powszechnym w samorządach. Rzecz w tym, żeby dopłacać jak najmniej.
– Na pewno nie dopuszczę do takiej sytuacji, jaka była kilka lat temu w Olszyńcu, gdzie
w szkole było siedmiu nauczycieli i dziewięcioro dzieci, a roczny koszt utrzymania tej szkoły to było około 700 tysięcy – mówi wójt Mrożek. – Praca nauczyciela jest dużo łatwiejsza, gdy ma tylko kilkoro dzieci w klasie, ale w ten sposób robi się dziecku krzywdę, bo nie zna ono pojęcia rywalizacji. Takie dziecko będzie miało problemy w szkole średniej – dodaje wójt.
Andrzej Buczyński