W ostatnich dniach miałem już kilka razy okazję zaciągnąć się tą wyjątkową wonią jesieni, zarezerwowaną dla tej właśnie pory roku. Dla zimy też. W powietrzu da się wyczuć, że sezon grzewczy właśnie się zaczął.
Ano tak. Pali się w piecach różnymi rzeczami. Wprawdzie funkcjonują dofinansowania do wymiany starych kopciuchów na takie bardziej eko, to jednak jeszcze długi proces. Najlepiej byłoby grzać elektrycznością, w dodatku taką czerpaną ze słońca. Trzeba w to jednak trochę zainwestować. Zawsze taniej będzie zbierać chrust w lesie. Śmieci też łatwiej wrzucić do pieca, niż bawić się w segregowanie. Takie rzeczy ciągle się dzieją. A my, chcąc czy nie, wdychamy tablicę Mendelejewa. Aby do wiosny. Będzie przyjemniej odetchnąć.
Coraz więcej elektryczności mamy też w pojazdach. Pojawia się coraz więcej modeli hybrydowych, trochę spalinowych, a trochę na prąd. Kto wie. Może kiedyś kupię sobie samochód elektryczny. I o zgrozo, elektryczny motocykl. Trudno to sobie wyobrazić, puki co, ale wszystko zmierza w tym kierunku. Jeśli już nawet Harley Davidson wyprodukował elektryczny motocykl, to znaczy że świat się kończy. A jakiś inny zaczyna. Nie kupię tego Harleya. Raz, że kosztuje prawie 150 tysięcy złotych, a dwa – ma zasięg nieco ponad 150 km na jednym ładowaniu. Ponoć ładuje się w godzinę, ale gdzie to ładować?
Dziś z przyjemnością jeżdżę sobie skuterkiem. Takim o pojemności 650 centymetrów. Ma on już 10 lat i wieczny nie będzie. Ale co się okazuje? Nowego modelu już w Polsce nie kupię. Japończycy wycofali go jakiś czas temu z polskich salonów. Nie dlatego, że kupców brakowało. Zmieniły się unijne normy spalin. O jakąś cyferkę było już za dużo. Zniknęło też wiele pięknych motocykli o większych pojemnościach. Mam czasem wrażenie, że ambicją niektórych ludzi jest śrubowanie norm. Taki wyścig. Kto da więcej, a właściwie mniej.
Ale żeby nie było. Nie jestem wrogiem elektryczności. Mam elektryczną szczoteczkę do zębów, golarkę, komputer mi działa na prąd, telefon też. Elektryczność – czysta ekologiczna energia. Akurat.
Z wieży widokowej na geościeżce „Dawna kopalnia Babina” w pobliżu Łęknicy widać
w oddali, po niemieckiej stronie ogromne dymiące kominy jednej z elektrowni węglowych, których akurat w okolicy jest kilka. Z tej perspektywy elektryczność nie jest już taka ekologiczna. Wymaga spalenia ogromnej ilości węgla brunatnego. Elektrownia Jänschwalde niedaleko Zasiek – jak podaje Wikipedia – była w 2007 roku na 4 miejscu wśród największych trucicieli w całej Unii Europejskiej…
I ktoś tu mówi o normach spalin mojego skuterka? I że mam jeździć elektrycznym?
Andrzej Buczyński