ŻARY | Fontanna z figurkami dzieciaczków na placu Łużyckim po raz kolejny padła ofiarą wandali
Co to komu przeszkadzało? Zapewne wandal nie miał żadnych przemyśleń. Może nawet rozwalanie mienia publicznego, należącego tak naprawdę do nas wszystkich, uznał za fajną zabawę. Efekt jest taki, że jedna figurka znów zniknęła zupełnie. Pozostały tylko stopy. Da się naprawić? Oczywiście. Ale z publicznych pieniędzy. Przecież nie z kasy wandala.
Niszczenie publicznego mienia to „praktyka” stara, jak świat. W myśl „zasady”, że publiczne to niczyje. Wandal zapewne nie zniszczyłby takiej figurki na własnym podwórku. Ale na miejskim placu czuł się bezkarnie.
I tu rodzi się racjonalne pytanie. Po co robić fontanny, ławki, miedziane rynny na altanie na Wzgórzu Winnym, rynny na pałacu, ławeczkę solarną, wiatę przy stawach dla wędkarzy… Po co to robić, skoro wszystko może być zniszczone? Ano po to, żeby otoczenie, w którym żyjemy, wyglądało lepiej. Niestety, wandalizm i naprawianie szkód kosztuje. Nas wszystkich. Toaleta w centrum przesiadkowym przy ul. Ułańskiej miała być czynna całą dobę. Z automatem wrzutowym. To jednak stało się „łakomym kąskiem” dla amatorów gotówki za darmo. Jest więc otwierana rano i zamykana wieczorem. I tak dalej…
Andrzej Buczyński
Olaf Napiórkowski, zastępca burmistrza miasta Żary
– Niestety, nadal borykamy się z dewastacją miejsc publicznych. Można to nawet nazwać „plagą”. Po raz kolejny nasza fontanna została zdewastowana. Części figurki znaleziono w parku przy Al. Jana Pawła II, przy cmentarzu żołnierzy radzieckich. Nie wiem, co kieruje takimi ludźmi, żeby niszczyli dobro publiczne. To nie jest jedyny akt dewastacji w mieście. Niszczone i kradzione są rośliny, niszczone są ławki. To nasze wspólne dobro i tylko dbając o to wspólnie, będziemy mogli z tego korzystać. Miasto nie jest tylko od tego, żeby za każdym razem tylko naprawiać. To, co jest zrobione, jest dla mieszkańców. Żeby lepiej i przyjemniej się tu mieszkało. Co jakiś czas jednak pojawiają się osoby, które dewastują to bezmyślnie.
Dodam tylko, że ten zielony, może nawet kontrowersyjny niegdyś kolor figurek, miał swoje uzasadnienie. Tak były pomalowane, żeby nie kojarzyły się z elementami metalowymi, które można ukraść i sprzedać. Ten kolor miał pokazać, że to nie jest nic cennego. Jak widać, część naszego społeczeństwa nie dorasta jednak do naszych czasów. Trudno powiedzieć, co można z tym zrobić. Monitoring też nie rozwiązuje wszystkich problemów. Najczęściej takie wybryki dzieją się w godzinach wieczornych lub nocnych. A do tego, teraz wszyscy mamy maseczki.
Do naszego domku winnego próbowano włamać się już po raz kolejny. Mamy zabezpieczone zdjęcia z monitoringu. Nawet, gdy straż miejska zidentyfikowała te osoby, to udowodnienie im tego jest dosyć trudne. Nie wiem, co popycha tych ludzi do takich działań. Przecież pracy nie brakuje. Mam wrażenie, że część naszego społeczeństwa jest na jakimś innym etapie rozwoju cywilizacyjnego, niż by to się wydawało normalne.
Takich spraw nie rozwiążemy z dnia na dzień, bo będzie kamera, monitoring, a strażnik miejski nie może być przecież postawiony przy każdej ławce, przy każdym domku, czy fontannie. My, jako społeczeństwo, musimy dojrzeć do tego, żeby zwracać uwagę na takie zdarzenia. Musi funkcjonować „zero tolerancji” dla takich zachowań. Gdy takie zachowania będą zgłaszane odpowiednim służbom, to myślę, że dopiero wtedy osiągniemy jakiś widoczny efekt. Jak na razie, wygląda to nienajlepiej.
Jako miasto, gotowi byliśmy zrobić więcej rzeczy. Jednak takie akty wandalizmu powstrzymują nas przed niektórymi inwestycjami, nawet jeśli chodzi o rzeczy małe. U niektórych osób funkcjonuje w świadomości chyba taka „bezkarność”. To co jest miejskie, „państwowe”, można zniszczyć, bo jest niczyje. Ale to jest własność wszystkich mieszkańców naszego miasta.
Niedawno ukradziono część dachu z wiaty postawionej przy stawach w okolicach osiedla Zawiszy Czarnego. Wcześniej ukradziono tam ławki. Widzę czasem różne wypowiedzi w internecie, że brakuje tam oświetlenia i monitoringu. Ale przecież nie będziemy ciągnąć takich instalacji do lasu. Nie tędy droga. Kilka lat temu, gdy pracowałem w starostwie powiatowym, realizowaliśmy duży projekt turystyczny „Przygoda z Nysą”. I przy tym też były duże akty zarówno kradzieży, jak i dewastacji. W miejscach takich, w których mogli to zrobić tylko korzystający z tych urządzeń, dla których to było przygotowane.
Mamy w mieście rozbudowany system monitoringu, wprawdzie jeszcze nie w pełni taki, jaki byśmy chcieli. Już teraz dwie osoby na zmianę obserwują kamery. Ale tych kamer w mieście mamy dziś kilkaset. Nie służą one do tego, aby zawsze na bieżąco reagować, jeśli coś się dzieje. Oczywiście, jeśli akurat można, to tak. Kamery są po to, żeby przede wszystkim odstraszać, ale też służyć jako materiał dowodowy przy zarejestrowanych aktach wandalizmu.
Duża jest też w tym wszystkim rola policji. W wykorzystaniu takiego zarejestrowanego materiału. Sam kiedyś, parę lat temu, złożyłem doniesienie o zniszczeniu banerów wyborczych na jednym z żarskich rond. Potem okazało się, że policja nie była w stanie udowodnić, że zrobiła to wskazana osoba. Jeśli nie będzie nieuchronności kary przy tych małych nawet wykroczeniach, to nie dojdziemy do niczego, a wandale będą czuli się bezkarnie. Potrzebna jest zmiana nastawienia naszego społeczeństwa i brak akceptacji nawet dla najmniejszych takich wybryków. To nie tylko działania miasta, czy straży miejskiej, ale przede wszystkim społeczeństwo musi być wyczulone na takie rzeczy.