Wyjątkowo cicha szkoła

1017
Waldemar Wolski, dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Żarach, ma nadzieję, że nowych uczniów nie zabraknie. fot. Andrzej Buczyński

ŻARY | O kształceniu w nietypowych warunkach, muzyce oraz naborze do Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Georga Philippa Telemanna w Żarach mówi dyrektor placówki Waldemar Wolski w rozmowie z Andrzejem Buczyńskim.

Dziś szkoła jest zamknięta dla uczniów.
– W tej chwili, podobnie jak całe szkolnictwo, zajęcia stacjonarne są zawieszone. Nie prowadzimy ich w budynku szkoły, tylko zdalnie. Podobnie jak w całej oświacie, z taką różnicą, że u nas lekcje są indywidualne. Teraz każdy nauczyciel kontaktuje się
z uczniem przez komunikatory internetowe. Jestem człowiekiem starej daty i wolę żyć w realu. Zostałem zmuszony do komunikatorów, ponieważ takie są w tej chwili realia, ale to nie jest mój świat.

Sprawdza się to w praktyce?
– To działa, powiedzmy w zakresie odbywania się tych zajęć i realizacji odczytywania utworów. Natomiast nie sprawdza się w zakresie muzyczno-interpretacyjnym. Często nawet nie można poprawić błędów palcowania, które jest bardzo ważne – zdarzają się sytuacje, że ktoś nie ma kamerki i nawet ręki na instrumencie nie widać. Można mieć zastrzeżenia co do jakości takiej edukacji, ale wszyscy uczniowie zostali nią objęci i nikt nie jest pozostawiony sam sobie.

Jakość tego, co słychać przez internetowe połączenia jest wystarczająca do prowadzenia zajęć?
– Z tym jest różnie. Połączenia czasem się zacinają. To nie jest komfortowe. Pracuję w dwóch szkołach muzycznych – żarskiej i żagańskiej. Pechowo, trójka moich uczniów ze szkoły żagańskiej mieszka na wsiach. Tam niestety często połączenia tną się niemiłosiernie. A jest to szkoła II stopnia, w której wymagania są nieco wyższe. Nie mówię nawet o samej jakości, ale chociażby ciągłości dźwięku. Jak utwór potnie się na kilkadziesiąt kawałków, albo połączenie zupełnie się zerwie, to niewiele można zrobić.

W przypadku zajęć indywidualnych łatwo by było zachować dystans oraz bezpieczeństwo, nawet gdyby lekcje prowadzone były w budynku szkoły.
– Teoretycznie mogłoby tak być, natomiast z uwagi na pandemię wejście dzieci do szkół muzycznych jest zabronione.

Tu jednak nie przychodzi cała trzydziestoosobowa klasa na lekcje. Pod tym względem szkoła muzyczna jest nieco inna.
– Jest inna. Teraz trochę poluzowano ze względu na zbliżający się koniec roku szkolnego. Ale tylko w zakresie muzycznych szkół zawodowych drugiego stopnia. Tam uczeń klasy ostatniej ma możliwość przyjścia do szkoły. Od tego tygodnia można mu udostępnić salę do ćwiczeń i może mieć indywidualne konsultacje z nauczycielem przedmiotu. Zdawać będzie tylko egzamin praktyczny z instrumentu i egzamin ustny z historii muzyki. Nie będzie egzaminów pisemnych. Inaczej niż maturzyści ze wszystkich szkół średnich. Oceny z pozostałych przedmiotów w I i II stopniu będą wystawiane na podstawie postępów w nauce oraz ocen uzyskanych w roku. Egzaminów w szkołach muzycznych I stopnia, takiej jak nasza, w ogóle nie będzie. 15 maja ukazało się rozporządzenie MEN, w którym jest kilka podpunktów dotyczących naszego szkolnictwa. Napisano wyraźnie, że w roku szkolnym 2019/2020 nauczyciel prowadzący wystawia ocenę bez egzaminów. Ministerstwo nie zgadza się na egzaminy zdalne.
I ja też się z tym zgadzam, bo przy słabym połączeniu internetowym to nie ma sensu. Ale ucznia znamy przecież cztery albo sześć lat. Wiemy generalnie, na jakim jest poziomie wykonawczym i nie jest to jakiś wielki problem, żeby mu ocenę wystawić. Jak był bardzo dobry przez 5,5 roku, to teraz też będzie bardzo dobry. Szkoda tylko absolwentów, gdyż dla nich wykonanie programu na egzaminie końcowym byłby większą satysfakcją z ukończenia szkoły.

I odwrotnie.
– Chociaż, muszę powiedzieć, że dwie moje uczennice, które były słabsze, jakoś odnalazły się w tej kwarantannie. Tak zwana nuda domowa i chęć znalezienia zajęcia spowodowała, że więcej czasu poświęciły fortepianowi i już w połowie maja mamy prawie zrealizowany program całego półrocza.

W tym wypadku nauka zdalna okazała się nawet lepszą, niż tradycyjna?
– Sam dystans i brak kontaktu osobistego z nauczycielem powodują mniejszy stres u niektórych dzieci. Pamiętajmy, że ile jest dzieci, tyle jest psychik. Każde inaczej reaguje w różnych sytuacjach. Są uczniowie, którzy bardzo garną się do nauki, ale też tacy, którym się nie chce. Taki to już jest statystyczny przywilej zbiorowości uczniowskiej. Zawsze jest kilka procent takich, czy innych. Nie ma jednak takiej sytuacji, żeby przez pandemię ktoś miał problem z zaliczeniem roku. Pod tym względem w naszej szkole muzycznej jest wszystko w porządku. Jednak w wypadku gry na instrumencie dla zdecydowanej większości uczniów stacjonarne nauczanie jest dużo lepsze.

Od jakiegoś czasu, gdy przychodzi pan do pracy, jest inaczej. Przyzwyczaił się pan już do ciszy w szkole muzycznej?
– Nie, z pewnością nie. Kiedyś, jak byłem młodszy, pojawiało się wiele nowych rzeczy, z którymi musiałem się zapoznać i wdrożyć. Wtedy często lubiłem przyjść do pracy w sobotę. Gdy jest cisza, nic nie rozprasza i człowiek może się skupić nad tym, co ma do zrobienia. Nikt się nie kręci, nie ma nagłych telefonów, petentów, i tak dalej. Ale w tej chwili cisza w szkole mi przeszkadza. Przez trzydzieści lat przyzwyczaiłem się do tego zgiełku, muzyki wszechobecnej w tej szkole, do dźwięków dobiegających z każdej klasy. Teraz jest cicho. Co do organizacji pracy obsługi i administracji – pracujemy pół na pół, zdalnie i stacjonarnie. Każdy ma swój gabinet, więc nie ma problemu z przepisami dotyczącymi zachowania odległości. Pracuje się komfortowo, tylko ta cisza… Czasem chce się aż wyjść z tej swojej „norki” i usłyszeć jakiś głos, by stwierdzić, że ktoś tu jeszcze żyje (śmiech).

Ilu uczniów kształci żarska szkoła muzyczna?
– Obecnie około 130. To mniej więcej stała liczba każdego roku. Wynika ona z możliwości godzinowych, etatowych i finansowych.

Czyli nie było nigdy problemów z naborami na nowy rok szkolny? Chętnych nie brakowało?
– Taka sytuacja jeszcze się nie zdarzyła. Trochę się tego boimy w tym roku. Dlatego chętnie zapraszamy wszystkich zainteresowanych. Do 1 czerwca można składać kwestionariusz z wnioskiem i oświadczeniem. Dokumenty i podstawowe informacje są dostępne za naszej stronie www.psm.zary.pl Składamy je w formie elektronicznej lub do skrzynki pocztowej przy wejściu od podwórka szkoły. W godzinach 9-12 czynny jest też Sekretariat . Ze względu na brak kontaktu bezpośredniego względu bardzo ożywiliśmy naszego facebooka. Dzięki zaangażowaniu moderatora – nauczyciela klasy wiolonczeli, pani Sylwii Kamzelskiej – Bronowickiej oraz nauczycieli i uczniów szkoły, można tam obejrzeć wiele ciekawych materiałów, począwszy od wykonań dziecięcych na różnych instrumentach, po materiały pokazujące nauczycieli i szkołę, teraz pustą, choć chcielibyśmy, żeby była pełna. Są zdjęcia i filmiki z działalności szkoły, z tego co robimy – koncerty, Festiwal Telemennowski, i integracja na polsko-niemieckich obozach muzycznych. Podkreślamy również naszą współpracę polsko-niemiecką, która jest magnesem zdecydowanie przyciągającym uczniów do naszej szkoły. Mamy najbardziej rozwiniętą partnerską współpracę polsko-niemiecką na całym zachodzie Polski. Stałą, która ma już dwudziestoletnią historię i ponad 140 wspólnych przedsięwzięć.

W Żarach jest tylko jedna szkoła muzyczna. Nie ma konkurencji. Dlaczego więc obawia się pan o nabór?
– Ze względu na to obecne siedzenie w domach. Co roku organizowaliśmy cykl koncertów rekrutacyjnych. Obejmowaliśmy nimi wszystkie zerówki i szkoły w Żarach, a czasami nawet okoliczne miejscowości. Tego elementarnego, osobistego środka przekazu teraz nie ma. Mieliśmy na sali dwieście dzieciaków, do których mówiliśmy na żywo, zapraszaliśmy do szkoły. Dostawali ulotki do ręki, z którymi szli do domów i pamiętali, że będzie nabór. Teraz możemy to robić tylko i wyłącznie poprzez internet. Dlatego staramy się w ten sposób docierać do potencjalnych kandydatów, poprzez naszych uczniów, rodziców, absolwentów i nauczycieli. Internetowo. Chcemy rozesłać ulotki przez pocztę na osiedla, żeby w ten sposób też zaprosić do naszej szkoły.

Do szkoły podstawowej dziecko iść musi, potem do średniej. A do muzycznej niekoniecznie.
– Chodziliśmy też po szkołach, aby zachęcać dzieci do przyjścia do nas. Ale te szkoły są dzisiaj puste, zamknięte. Teraz ciężko się nawet do nich dodzwonić. Funkcjonuje generalnie poczta elektroniczna. Rozesłałem mejle do dyrektorów szkół z prośbą o umieszczenie plakatu o naborze na Librusie, stronie czy facebooku szkoły. Zobaczymy, jak to będzie. Jeśli pierwszy nabór się nie uda, zorganizujemy drugi. Musimy czekać, aż Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego dokładnie określi warunki i możliwości ich organizacji. Wszystko idzie w tym kierunku, aby nabór odbył się jednak stacjonarnie, a nie zdalnie. Tak, aby rzeczywiście widzieć tego ucznia, dobrze go przesłuchać i żeby to wszystko odbyło się
w sposób prawie tradycyjny, choć zapewne będzie wiele obostrzeń związanych z koronawirusem.

Ilu nowych uczniów możecie przyjąć?
– Trudno powiedzieć. To jest płynne. Do szesnastu w cyklu czteroletnim i sześcioletnim. Generalnie około trzydziestu łącznie w obu cyklach kształcenia. Wszystko zależy od samych kandydatów. Bo jeśli ktoś będzie wykazywał brak słuchu, bądź poczucia rytmu, to nie będziemy mu robić krzywdy i karać go edukacją muzyczną. Zawsze było tak, że chętnych mieliśmy w granicach 50-60, czyli mniej więcej prawie dwie osoby na jedno miejsce.

Co trzeba umieć, żeby zostać przyjętym do szkoły muzycznej?
– Niczego nie trzeba umieć. Przede wszystkim trzeba mieć słuch i poczucie rytmu. Sprawdzamy to w bardzo prosty sposób od lat. Dziecko powinno się nauczyć jakiejś piosenki. Może to być nawet „Wlazł kotek na płotek”. Jedna zwrotka, pół zwrotki. I już będziemy wiedzieć, czy to jest dziecko, które ma słuch wyrobiony, bo może też być tak, że słyszy, ale nie ma jeszcze wyrobionego słuchu. Czy to jest dziecko perspektywiczne, które możemy rozwinąć, aby jeszcze lepiej śpiewało lub nauczyło się śpiewać. Musi rozpoznać wysokości tonalne – średnie, wysokie i niskie dźwięki. Musi wyklaskać rytm, różne trzy rodzaje. Powtórzyć krótki fragment melodii zagranej na fortepianie, żeby sprawdzić pamięć. Żadne wielkie rzeczy. Sprawdzamy jeszcze aparat gry – rękę. Inny jest układ ręki do instrumentów dętych, trochę inny do smyczkowych, do wiolonczeli, czy gitary lub fortepianu. Manualne predyspozycje dziecka są równie ważne.

Kandydaci wiedzą, czy nie wiedzą, na czym mogą lub chcą grać?
– W kwestionariuszu określają, na który instrument chcieliby przyjść. Zawsze jednak, oprócz tego jednego, prosimy o podanie drugiego. Żeby ewentualnie w sytuacji, gdy dziecko jest zdolne, ale pierwsze pod kreską przyjęcia, można było zaproponować inny instrument.
A wszystkie instrumenty są piękne. Naprawdę, nie ma instrumentu, który źle brzmi, albo jest gorszy od innego. Jest tylko znajomość danego instrumentu, lub jej brak. Największą popularnością cieszą się zawsze fortepian, gitara i skrzypce. Mamy jednak aż jedenaście klas instrumentalnych. Oprócz skrzypiec jest jeszcze altówka i wiolonczela. To też piękne instrumenty, które brzmią cudownie, szczególnie potem w zespołach, w orkiestrze. Gitara sama w sobie jest fantastycznym instrumentem, najbardziej popularnym ze wszystkich. Do gitary nigdy nie musieliśmy specjalnie zachęcać. Z instrumentów dętych mamy flet poprzeczny, trąbkę, saksofon, klarnet i puzon. Taka ciekawostka – w zeszłym roku mieliśmy aż dwie osoby chętne na puzon. Jest to wielką rzadkością, ponieważ puzon jest instrumentem, do którego trzeba szczególnie namawiać. Jest najmniej znany. Chyba, że z tego, że jeden z braci Golców prezentuje się z nim na scenie. Trąbkę natomiast każdy zna. Flet, saksofon i klarnet tak samo. Mamy jeszcze świetną klasę akordeonu i oczywiście fortepian. Daje on szerokie możliwości rozwoju przede wszystkim słuchu harmonicznego, bo można najwięcej na nim zagrać. Podobnie, jak na akordeonie.

Jeśli ktoś chciałby grać na fortepianie, powinien mieć go w domu.
– Posiadanie instrumentu jest rzeczą niezbędną do ćwiczeń. W tym wypadku wystarczy pianino.

A elektroniczne nie wystarczy?
– Kiedyś byśmy powiedzieli, że absolutnie nie. Teraz czasy się zmieniły. Instrumenty tego typu nie spełniały kiedyś pewnych wymagań, miały za lekką klawiaturę, dźwięk bez jakości, pięć i pół oktawy zamiast siedem i jedna czwarta. Obecne pianina elektryczne spełniają już wszystkie elementarne wymogi dotyczące grania, w szczególności na pierwszym stopniu kształcenia. Pianino trzeba mieć. Nie można powiedzieć, jak się dziecko nauczy, to kupię. Raczej nie nauczy się, jeśli nie kupisz. Dziecko powinno grać wtedy, kiedy ma chęć. Nie wtedy, gdy jest zmuszane – u babci, koleżanki…, albo nie ma innego wyjścia. Instrument musi być zawsze pod ręką. Zawsze można kupić instrument używany. Nie musi być nowy. To nie są nie wiadomo jak wielkie pieniądze. Kwota rzędu dwóch tysięcy nie jest aż tak zabijająca, a z perspektywą kilku lat nauki naprawdę warto tak zainwestować w dziecko. Pozostałe instrumenty możemy wypożyczać, ale fortepianu się nie da. Jeśli dziecko zostanie przyjęte do szkoły, wtedy trzeba pomyśleć o kupnie lub wypożyczeniu instrumentu.

Do szkoły muzycznej można przyjść w różnym wieku. Nie ma ograniczeń?
– Nie było osoby, która w wieku lat szesnastu zaczęła, a potem skończyła tą szkołę. To się wiąże z prostą rzeczą. W wieku 19 lat ma maturę i idzie na studia. Wtedy nie skończy już szkoły pierwszego stopnia, jak wyjedzie z miasta. Polecamy zatem nabory do lat piętnastu najpóźniej. Jeśli chodzi o dolną granicę, przyjmujemy od sześciu lat. Najlepszy wiek do szkoły muzycznej to 7-8 lat do cyklu 6-letniego i 10- lat do cyklu 4-letniego. W naszej szkole nie ma tak zwanych roczników. Klasy składają się z kilku roczników. W ogólnokształcących szkołach muzycznych w dużych miastach, klasy mogą być równe rocznikowo. U nas jest to nierealne.

Nauka w szkole muzycznej, to coś w rodzaju hobby.
– To przede wszystkim hobby. Kosztowne w czasie, ponieważ gra na instrumencie jest rzeczą, którą trzeba wykonywać praktycznie codziennie. Pamiętajmy, że im więcej ćwiczenia tym większa radość i satysfakcja z posiadania wyjątkowej umiejętności – gry na instrumencie. Dzień w dzień i to najlepiej przez cały rok. Oczywiście wakacje są pewnym wyjątkiem, ale nawet wtedy nie powinno się zupełnie odstawiać instrumentu. Nie grając przez dwa miesiące, wiele rzeczy można zapomnieć.

Szkoła pierwszego stopnia, to jakieś – nazwijmy to – pierwsze kroki. A jeśli ktoś chciałby więcej?
– Tu mamy taką wygodną sytuację, że niedaleko, w Żaganiu, jest bardzo dobra szkoła drugiego stopnia ze świetną kadrą. Z pierwszego do drugiego stopnia trafia maksymalnie do 20 procent dzieci. To szkoła muzycznie zawodowa. Jest wyzwaniem. Dlatego też naszych absolwentów nie namawiamy do tego specjalnie. Muszą być pasjonatami tego, co robią. Nic na siłę. To zbyt trudne, żeby chodzić tam sobie ot tak. Drugi stopień jest dla osób, które chcą zostać zawodowym muzykiem. Które myślą dalej o studiach muzycznych.

Ale pierwszego stopnia nie należy się obawiać?
– Program jest dostosowany dla każdego ucznia i każdy się w nim odnajdzie. Dostosowany do jego psychofizycznych możliwości. Mamy wspaniałą i doświadczoną kadrę nauczycielską z przyjaznym nastawieniem do uczniów.

W corocznych naborach więcej jest dziewcząt, czy chłopców?
– Zdecydowanie więcej jest dziewczynek. Zawsze tak było. Jeśli chodzi o chłopców, najmniej chętnych jest na instrumenty smyczkowe. Raczej instrumenty dęte, gitara, akordeon, fortepian.

Wybór instrumentu jest najważniejszy?
– Jest ważny, ale chciałbym powiedzieć jeszcze o rzeczy najważniejszej. Przyjście do szkoły muzycznej to nie tylko gra na instrumencie. To wszechstronny rozwój młodego człowieka pod wieloma względami. Nauka w szkole muzycznej rozwija wszelkie pożądane cechy, takie jak pamięć, jest świetnym wstępem do nauki języków obcych oraz do przedmiotów ścisłych. Uczy koordynacji ruchowej, wspiera koncentrację, uczy pozbywania się tremy i reagowania w sytuacjach stresowych. Taka przygoda z muzyką jest więc bardzo pożyteczna dla wszystkich.

Ubiegłoroczne koncerty w parku miejskim przy Al. Jana Pawła II cieszyły się sporą popularnością. fot. Andrzej Buczyński